Łódź

11 0 0
                                    

    Był kolejny majowy dzień. Żar popołudnia rozlewał się po Łódzkich fabrykach. Siedziałem w swoim biurze pisząc raport do przełożonego. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie i nie było widać końca mojej pracy. Rzuciłem szybko okiem na to co już napisałem w celu znalezienia nieporządanych błędów: "Na miejscu zbrodni nie znaleziono żadnych narzędzi mogących posłużyć do zabicia ofiary. Na ciele znaleziono ślady szponów, bądź pazurów. Ofiara była 30 letnim pracownikiem fabryki tkackiej." Znużony odrzuciłem pióro i wstałem. Podszedłem do okna i wyjrzałem na ulicę. Robotnicy zaczęli powoli kończyć pracę i wracać do domów. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. "Proszę" powiedziałem. Drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłem Nowego który zbierał raporty. Podszedłem do biurka i podałem mu swój.

- To ty byłeś na miejscach tych morderstw? - spytał.

- Tak.

- Paskudna rzecz, jak trzeba upaść żeby posunąć się do tak makabrycznych czynów.

- Nie mam pojęcia, bierz raport bo muszę wracać do domu.

Nowy wyszedł. Nie lubiłem go. wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem na korytarz, o tej porze pusty.

Skierowałem się do wyjścia. Wychodząc na ulicę poczułem na twarzy promienie słońca. Ulica wypełniona była robotnikami idącymi w swoja stronę. Skierowałem się do dzielnicy mieszkalnej średniej klasy społecznej.

Gdy dotarłem pod drzwi mojego domu, słońce zaczęło już zachodzić. Wyciągnąłem klucze z kieszeni włożyłem i przekręciłem w zamku. Wchodząc, zrzuciłem buty i założyłem kapcie. Teczkę rzuciłem w salonie obok biurka. Włączyłem radio i podszedłem do barku, nalałem sobie whiskey.

Usiadłem w fotelu i zacząłem delektować się alkoholem i muzyką Bacha. Sięgnąłem po książkę Poego i zacząłem czytać.

Drrrrrrrrrrrń. Z drzemki obudził mnie dźwięk telefonu. Wstałem i podszedłem do telefonu, który dzwonił niemiłosiernie. "Oby nie z pracy." pomyślałem. Podniosłem słuchawkę i powiedziałem:

- Halo.

- Halo, Artur zbieraj się kolejne morderstwo, które może być powiązane z twoją sprawą.

- Gdzie?

- W magazynach na Marysinie.

- Dobrze już jadę.

Odkładając słuchawkę spojrzałem na zegar dwadzieścia po dziesiątej. "Później się nie dało?' pomyślałem.

Na miejsce zbrodni przyjechałem dorożką w jakieś 30 min. Przed budynkiem stało kilku policjantów. Wysiadłem z pojazdu i zapłaciłem woźnicy. Odjechał. Skierowałem się w stronę wejścia. Przechodząc obok studzienki kanalizacyjnej, dostrzegłem ślady krwi. Zaledwie parę kropel. Zawołałem policjantów żeby to zabezpieczyli. Sam udałem się śladem krwi i wszedłem do magazynu. Ślad prowadził do zmasakrowanych zwłok . Denatowi brakowało ręki co połączyłem ze śladem krwi. Innym ofiarom nigdy nie brakowało kończyn, ale miały te same ślady pazurów. Albo przełom w sprawie i morderca porusza się kanałami albo ktoś próbuje naśladować ale dodaje swoje znaki rozpoznawcze. Zaintrygowany wyjąłem latarkę i wyszedłem z budynku kierując się w stronę studzienki. Poprosiłem żeby ją otworzono. Gdy to zrobiono zobaczyłem mrok ziejący z wnętrza. Zaświeciłem do środka zobaczyłem drabinę przytwierdzoną do ściany i majaczący w dole grunt. Zacząłem schodzić na dół. Gdy dotarłem do celu wyciągnąłem rewolwer. Kanał ciągnął się w prawo i lewo spowity nieprzeniknionym mrokiem. Krew prowadziła w lewo, więc zacząłem podążać tym tropem. Po dwudziestu metra dotarłem do dziwnych masywnych drzwi. Pokryte były ornamentami przedstawiającymi dziwne stwory, których nie zrodziłaby nawet najbardziej zwyrodniała wyobraźnia.

Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem. Widok który mi się ukazał już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jedyną rzeczą która daje mi ulgę w tej agonii jest alkohol. Grozy która mnie wtedy ogarnęła nie można w żaden sposób wyrazić. Nikomu nigdy nie opowiem o tym co zobaczyłem, po tym incydencie zwolniłem się z policji i próbowałem uciec przed tym wszystkim. Widok który zobaczyłem przedstawiał stwora hybrydę człowieka i małpy siedzącego na dziwnym tronie pośród stert czaszek. Jednak to co się wydarzyło potem było gorsze od tego co zobaczyłem. Otóż stwór wstał i wydał z siebie przerażający okrzyk "KRAAAAAAAAA" i rzucił się w moją stronę. Przez chwilę stałem sparaliżowany strachem, po czym zerwałem się do panicznej ucieczki. Niewypowiedziana groza tej sytuacji zaćmiła mi umysł i zacząłem u biec na oślep. Potwór gonił mnie z niesamowita prędkością. Nieświadomie zagłębiałem się coraz bardziej w labirynt ścieków. W pewnym momencie w padłem w ślepy zaułek, nie było czasu by zawracać. W panice zacząłem walić w ścianę. Nagle jedna z cegieł ustąpiła pod uderzeniem. I wpadłem to dziwnej odizolowanej komory. Człowiek małpa wbiegł zaraz za mną i rzucił się na mnie przygniatając mnie swoim cielskiem. Zaczął mnie drapać, ja w przerażeniu zorientowałem się że zgubiłem rewolwer. Zacząłem macać rękami po ziemi żeby znaleźć jakąś broń. Natrafiłem na kamień i bez zastanowienia uderzyłem go w głowę. Przestał się ruszać. Pospiesznie zrzuciłem z siebie jego cielsko. Wstałem zacząłem się rozglądać. Ściana w którą waliłem, z drugiej strony była gładka i pozbawiona żadnych przycisków jedyne co mi wtedy wpadło do głowy to to żeby zamknąć je od wewnątrz i uwięzić potwora. Tak też zrobiłem. Gdy oddaliłem się od więzienia tej abominacji rozległy się trzy przeciągłe krzyki "KRAAAAAAAAAAAAAA".

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 26, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KanałyWhere stories live. Discover now