I - Anais

9 1 0
                                    

 - Co zrobilibyście, gdybyście, tylko hipotetycznie, spotkali na Ziemi człowieka, takiego jak wy, który nie sprawiałby wrażenia bojowo nastawionego? Anais? - podszedł do mojego stolika. Było to coś rodzaju stolika do kawy. Odwróciłam myśli od ciemnego drewna i patrząc Pike'owi w oczy, napisałam szybko dwa słowa na białej tabliczce trzymanej przeze mnie po czym ją odwróciłam. 

Fuck him.

Po sali rozbrzmiały rechoty innych więźniów. Oczywiście, nie było tu ich wszystkich - segregowano nas na grupy według przestępstw. Byłam prawdopodobnie w tej gorszej - bo jednak to co zrobiłam było kwalifikowane jako bardzo złe.

 - Anais jak zwykle w świetnym humorze, jak widzę. Na ziemię i 100 pompek. - powiedział, a ja unosząc wyzywająco jedną brew zrobiłam bez gadania w parę minut przydzielone zadanie w akompaniamencie odliczania złoczyńców. Z uniesionym kącikiem ust, podniosłam się i usiadłam przy stoliku. Lekcja nie trwała dziś dłużej niż trzy kwadranse. Po tym był czas na posiłek - czyli pewnie jakieś odpadki po kanclerzu Jaha i jego lizidupie Abighail Gryffin. Usiadłam jak zwykle sama; i tak przecież bym się do nikogo nie odezwała - a przynajmniej mogłam rozmyślać. Osoba niema może robić to dość często. Wróciłam do pokoju - o ile zimną celę można nazwać pokojem. Związałam moje długie blond włosy w roztrzepanego koka, zdjęłam stanik i założyłam koszulę w paski po moim bracie. Miałam zdejmować już legginsy, gdy ktoś wtargnął do pomieszczenia, a ja stałam przed dwoma strażnikami zażenowana.

- Więzień 338 pod ścianę, ręce za siebie. - warknął starszy mężczyzna o skośnych oczach i wrednym wyrazie twarzy. Szarpnął mocno za mój nadgarstek, który po chwili bolał mnie od obręczy zacieśniającej się na moim nadgarstku, na co spojrzałam gniewnie na mężczyznę. Młodszy chłopak o dość ciemnej karnacji i szerokich barkach złapał mnie za ramię i wyprowadził z celi. Mijając po drodze innych więźniów miałam mieszane myśli. Przecież nie mogli mnie ekspulsować - miałam skończyć 18 lat dopiero za trzy miesiące.

Chłopak usadowił mnie na siedzeniu między Murphy'm a Atomem, zapinając mój pas i szepcąc do ucha kilka słów.

- Spotkasz się z bratem.

Słowa przykuły mnie do siedzenia jak magnez. Tęskniłam za moim bratem, to oczywiste, jednak był przecież jednym z dozorców i raczej nie udałoby mu się tu wkraść. Rozluźniając się, odchyliłam głowę do tyłu i starałam się.. Właściwie, co? Zapomnieć o tym, że lecę na śmierć? Myśląc o tym, że wszyscy mówią tylko o wylocie na Ziemię?

 - Nie bój się, Annie. - usłyszałam głos Johna - Wszystko jest okay. - spojrzał mi głęboko w oczy, a ja jedynie przytaknęłam głową patrząc w jego piękne, smutne oczy. Chwycił mnie niepewnie za rękę, a ja splotłam nasze palce i opierając się o siedzenie czekałam na najgorsze.

Z Johnem znam się od dzieciństwa, ale nigdy nie był dla mnie kimś więcej, jak chłopakiem z sąsiedniej izby. Zawsze przynosiłam mu kredki i kartki - to fakt, ale robiłam to z racji, że słyszałam co noc, jak jego rodzice kłócili się zazwyczaj właśnie z jego powodu. Byłam w pewnym sensie jedną z osób, które powinny się cholernie cieszyć - bo przez przyjaźń mojego ojca z kanclerzem Jahą mogę żyć.

Moje myśli przerwał szumny start kapsuły w której się właśnie znajdowaliśmy. Ścisnęłam mocniej dłoń Johna, który odwzajemnił uścisk. Słyszałam jedynie od Clarke Gryffin, że wpadliśmy w atmosferę. Po kilku minutach motłok ustał i mogliśmy spokojnie odpiąć pasy i ruszyć do wyjścia. Zauważyłam przy nim dwie osoby w mundurach strażniczych. Jeden był wysokim brunetem o dość rozbudowanej sylwetce, a drugi miał blond włosy. Jedynie tyle widziałam, gdy stał tyłem.

 - Bellamy? - usłyszałam szept Octavii Blake.

 - Jaka ty duża. - zadumał się chłopak przyglądając siostrze. Utknęli w uścisku, a ja dostrzegłam drugiego chłopaka błądzącego wzrokiem po kapsule. Kai.
Szybko wyrwałam do przodu i wpadłam w ramiona mojego brata czując słone łzy na policzkach. Blondyn odsunął mnie delikatnie od siebie, wpatrując w moją twarz, po czym z całej siły mnie przytulił. Musiałam przyznać, że dosyć mocno urósł i ćwiczył.

- Tęskniłem, Anais. - wyszeptał, patrząc w moje brązowe oczy przepełnione łzami.

 - Już czas. - usłyszałam głos Bellamy'ego Blake'a, który zaczął powoli otwierać właz. Po chwili do kapsuły zaczęło wpadać światło słoneczne, a ja poczułam słodki zapach powietrza. Zaczęłam powoli stąpać w stronę zejścia z Octavią obok której szedł jej brat. Postawiłam pierwszy krok na Ziemi, w której myślałam, że się zapadnę. Była tak miękka, kompletnie inna niż na Arce.

 - Wróciliśmy, suki! - krzyk Octavii rozbrzmiał w naszych głowach, a na moich ustach uformował się szeroki uśmiech. Poczułam, jak unoszę się nad ziemią, a po chwili widziałam twarz Monty'ego. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok i przytuliłam mocno, co mój przyjaciel odwzajemnił. Nie widziałam od chwili jego aresztowania - czyli już conajmniej dwóch lat.

 - Zmieniłaś się. - stwierdził, lustrując mnie wzrokiem.

 - Dalej nie umiem mówić. - powiedziałam migami ze smutnym uśmiechem.

 - Uwierz, że uda nam się coś z tym zrobić. - uśmiechnął się, przytulając mnie do siebie.

 - Chciałabym. - "powiedziałam", lecz coś zwróciło moją uwagę.

Wells Jaha szarpał za ramię Jaspera Jordana - przyjaciela Monty'ego. Co prawda nie znaliśmy się za bardzo i zawsze miałam wrażenie, że za mną nie przepada. Mimo to, podeszłam szybko do nich i szarpnęłam ramieniem Jahy. Gdy ten się odwrócił, z rozmachu uderzyłam go w nos, a chłopak upadł.

 - On jest z nami, Jaha. - warknął Murphy, puszczając do mnie oczko, na co uniosłam jeden kącik ust. John popchnął czarnoskórego, gdy ten wstał przez co ponownie wylądował na ziemi niefortunnie upadając na nogę. Wstał po chwili kulejąc, a przed szykującym się do ataku Murphym pojawił się Finn Collins.

 - Boli go noga. Może poszukasz kogoś z kim będziesz miał równe szanse?

 - Anais, idziesz z nami do Mount Weather? - odwrócił moją uwagę Monty. Pokiwałam z uśmiechem głową. Przecież to okazja by rozejrzeć się po Ziemi!

Ruszyłam z nim ramię w ramię w stronę Clarke Gryffin, Finna Collinsa i Jaspera Jordana.

 - Dziękuję, Anais. - uśmiechnął się do mnie uroczo, na co odpowiedziałam tym samym.

 - Jesteś niemową? - wypaliła w trakcie drogi nagle blondynka - To znaczy, nie ma to być niemiłe, ale nie słyszałam żebyś z kimkolwiek tu rozmawiała, a z Montym rozmawiasz na migi. - tłumaczyła się, a ja jedynie pokiwałam smutno głową.

Reszta zaczęła rozmawiać, a ja trzymałam się z tyłu, rozglądając się po florze planety. Gdy schyliłam się, by zerwać kwiat sumaku, poczułam wielką dłoń na ustach, po czym straciłam przytomność.

(1057 słów. Z kim ma być Anais?)

anais\\the100 fanfiction PLWhere stories live. Discover now