Wielka i potężna różdżka mego Pana

48 4 4
                                    

Z dedykacją dla dobrego ziomka Gabryjela, który podsunął mi pomysł na to opko xd


-Moja różdżka, Glizdogonie-wyszeptał zimny, stanowczy głos.

Peter odruchowo skulił się w sobie, choć wiedział, jak straszliwa czeka go kara za niesubordynację. Niepewnie uniósł głowę, by spojrzeć na wspaniały oręż swego Pana, tak dobrze mu znany i ubóstwiany. Był przepiękny. Jasny i pociągły, jak jego właściciel. Czubek  delikatnie połyskiwał w nikłym świetle dogasającej świecy, unoszącej się w rogu pokoju. Dzięki sumienności, z jaką o niego dbał, czyszcząc i polerując każdego dnia, pozostał pozbawiony wszelkiej smugi i skazy. Absolutny ideał.

Doskonale rozumiał, że uczestniczy w czymś niezwykłym. Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Niepewnie podczołgał się na kolanach w stronę swojego Władcy, pilnując jednocześnie, by nie spojrzeć mu w oczy i nie obrazić tym samym.

-Na co czekasz?-przemówił głos z wyczuwalnymi już groźnymi nutami -Wyciągnij rękę, Glizdogonie.

Serce mężczyzny znowu zabiło szybciej. Jakże kochał on ten mroczny, a zarazem subtelny dźwięk. Każde słowo wyważone i w pełni przemyślane. Każdy ton zabarwiony w odpowiedni sposób. Doskonały, jak wszystko w tym niezwykłym czarnoksiężniku.

Z ogromnym wahaniem wyciągnął w stronę Pana owłosioną, brzydką rękę, zakończoną brudnymi i krzywymi paznokciami. Niezwykle się jej wstydził, jednakże On nigdy nie wyraził swej dezaprobaty dla dłoni mężczyzny, więc nie zdecydował się na jakiekolwiek zmienianie jej. 

Powolnym i ostrożnym ruchem objął trzonek różdżki, po raz kolejny zachwycając się jej gładkością i delikatnością struktury. Nie wyczuwając żadnej negatywnej reakcji ze strony Jego, zaczął nieco pewniej ją gładzić, przechodząc coraz wyżej w stronę czubka.  

Zerknął przelotnie na swego Pana, lecz twarz Mistrza pozostała niewzruszona. Jedynym sygnałem mówiącym, iż jest świadom poczynań sługi, był blady rumieniec,  leniwie wykwitający na jego długiej, marmurowobiałej szyi.

Pettigrew mógł się poszczycić ogromnym doświadczeniem w dziedzinie pielęgnacji tak wrażliwego osprzętu, dlatego też z wprawą kontynuował dokładne polerowanie różdżki. Gdy ta zaczęła robić się wilgotna od jego potu i mleczka do polerki, wiedział, że nadszedł ten moment. Drżąc, zbliżył swą twarz do broni Lorda. Mógł teraz dostrzec na niej najmniejsze zgrubienie, każdą, misternie wijącą się żyłkę. Nie ociągając się dłużej, objął wargami jej koniuszek i włożył całą do ust, aż po sam trzonek.  Przy użyciu swojego języka, dalej gładził różdżkę, a słona mieszanka, której użył wcześniej do jej polerowania, cudownie rozlewała mu się na podniebieniu. Jego policzki zapadły się do środka, gdy zapamiętale zaczął ssać oręż, który tak bardzo kochał. 

Nie minęło wiele czasu, a z końca różdżki wystrzelił strumień śmietanki, ochlapując całą twarz upojonego Glizdogona.

-Dziękuję, Panie, dziękuję-wyjęczał z wdzięcznością, chciwie zlizując płyn z palców i wszystkiego, do czego sięgnął językiem. 

-Cóż, muszę przyznać, że okazałeś się całkiem przydatny-powiedział Voldemort z pogardliwym uśmieszkiem-Ale teraz już chodźmy. Podobno ci śmiecie z Malfoy Manor jakimś cudem schwytali Potter'a. Dobrze by było to zweryfikować. 

Wielka i potężna różdżka mego Panaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن