Spowiedź

24 3 0
                                    

Cześć. Mam na imię Zuzanna, dla przyjaciół Zuza.

Napisałam to wszystko, ponieważ chciałam przyznać się do błędu, który spędza mi sen z oczu. Co mam na myśli? Zacznijmy od początku.

Historia zaczyna się w mieścinie pod Warszawą. Nic szczególnego, populacja tego cudownego miejsca nie przekraczała dziesięciu tysięcy. Skutkiem czego była ogólna wiedza na temat każdego z mieszkańców. To akurat był mój największy problem. Otóż, pochodzę z rozbitej rodziny, przez prawie całe życie opiekowała się mną mama. Ojca nie pamiętam, jedynie niewyraźny obraz, a raczej moment, kiedy zabiera teczkę leżącą na kuchennym blacie i mówi, że zaraz będzie z powrotem. Niestety, słowa i ich znaczenie są bardzo kruche, a tata rozpadł się wraz z nimi. Oczywiście, sąsiedzi przyjęli inną wersję zdarzeń i od tamtej pory, moja mama uchodziła za miejscową ladacznicę, a ja za dziecko z przypadku. Ktoś, kto nigdy nie doświadczył wykluczenia społecznego, nigdy nie zrozumie, jak trudno jest poprawnie funkcjonować z problemami na tle psychicznym. Tak było ze mną przez cały proces edukacji, zaczynając od odrzucenia w przedszkolu i kończąc na wyzwiskach, pogardzie w gimnazjum. Mama zawsze starała się znaleźć pozytywy i motywujące tekściki. Jednak zabrakło jej pomysłów, gdy zobaczyła mnie na łóżku szpitalnym zaraz po nieudanej próbie samobójczej. Po tym wydarzeniu zdecydowała się na przeprowadzkę do Warszawy. Jednego jestem pewna, to była najlepsza decyzja jaką mogła wtedy podjąć. Ta informacja postawiła mnie na nogi. Wyglądało na to, że z początkiem mojej nauki w liceum, miałyśmy dostać klucze do nowego mieszkania.

Wielkie miasto. Stolica. Nikt cię nie zna. Nikt nie wie o błędach przeszłości. Czego chcieć więcej?Moje życie nabrało zupełnie innych barw. Trafiłam do niszowego liceum z całkiem pozytywną opinią. Czekałam na pierwszy dzień wszkole jako „nowa Zuzia". Nie zależało mi na znalezieniu nowych znajomości, zawieraniu przyjaźni czy też odnalezieniu drugiej połówki. Chciałam tylko egzystować w cieniu klasowych gwiazdek, które skupiłby całą uwagę na sobie. Szczerze mówiąc, udało mi się to. Wystarczyło tylko siedzieć cicho, śmiać się z resztą grupy i nieostentacyjnie patrzeć w odpowiednim momencie. Było wspaniale, wręcz idealnie. Cisza, spokój... do czasu. Po paru tygodniach zauważyłam, że ten wysoki chłopak z ostatniej ławki przy oknie wcale nie skupiał swojej uwagi na klasowych błaznach. On patrzył na mnie. Cóż, to mało powiedziane, wyglądał jakby chciał swoim wzrokiem wywiercić dziurę w mojej głowie. Zaczęło ogarniać mnie znajome uczucie, to sprzed paru miesięcy. Za każdym razem, gdy odwzajemniłam spojrzenie, jego kumple szturchali się nawzajem i szeptali pół śmiechem. Ogarnęła mnie panika, historia zatacza koło. Dlaczego chichoczą? Może coś wiedzą? Kto im powiedział? A co, jeżeli klasa się dowie albo szkoła, nie, dzielnica, cała Warszawa?! Nie mogli mi tego zrujnować, nie miałam siły, by uciekać dalej. Zdecydowałam się na konfrontację. Tak, ta licha, blada blondyna postanowiła stawić czoło zagrożeniu. Pamiętam, że przez kilka dni ćwiczyłam przemowę przed lustrem w pokoju. Obiecałam sobie, że przy kolejnej tego typu sytuacji powiem mu wszystko, jakby było trzeba, zagroziłabym nawet policją. Nie musiałam długo czekać, następnego dnia znów dało się słyszeć śmiech z tyłu sali. Po dzwonku z drżącymi rękoma podeszłam do niszczyciela mojej strefy komfortu. Cała wypowiedź brzmiała mniej więcej jak modlitwa pomieszana z groźbą pięciolatka. W odpowiedzi otrzymałam najbardziej zmieszany śmiech, jaki kiedykolwiek usłyszałam w swoim życiu. Jednak w jego oczach zauważyłam strach, ten sam, przed którym tak bardzo chciałam uciec. Od tego głupiego incydentu rozpoczęłam najdziwniejszy etap swojego życia.

Ten palant z ostatniej ławki okazał się całkiem fajnym chłopakiem. Chociaż non stop pokazywał mi nowości ze świata hiphopu oraz rapu, rozumiał moje zainteresowanie sztuką i czasem nawet powstrzymywał się od głupkowatych komentarzy. W szkole przebywał tylko ciałem, reszta prawdopodobnie latała gdzieś na Pacyfikiem. Mimo to, radził sobie nienajgorzej. Zaskakiwało mnie jego postępowanie, wszystkie problemy chował pod polewą z żartu i ironii. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie różnimy się wcale. Szczerze mówiąc, pomógł mi zbudować fundamenty pewności siebie. Zaczęłam nawet wychodzić z nim i jego znajomymi na miasto. Jednak, po pewnym czasie zauważyłam, że on chce czegoś innego, czegoś na pozór kiepskich filmów o nastoletniej miłości. Podczas któregoś spotkania nawet chciał złapać mnie za rękę. Ostatecznym apogeum była jedna z domówek u jego kumpla, jakiegoś Patryka. Zjarał się wtedy za dwóch, a kto nie, tak szczerze. Wziął mnie wtedy na stronę i powiedział, że w sumie... to mnie kocha. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo sprzecznych myśli, w ułamku sekundy przetworzyłam tryliony informacji. Doszłam do wniosku, że stać mnie na kogoś lepszego, że nie jestem gotowa, że spodoba mi się ktoś inny. Po chwili ciszy, z moich ust było słychać śmiech, ten sam zmieszany śmiech, co parę tygodni wcześniej wydobył z siebie ten dziwaczny brunet. Gdy scena, niczym z najbardziej tandetnego dramatu, dobiegła końca, zrozumiałam, że oczy wszystkich były skierowane na nas obojga. A może jednak na niego, nie pamiętam dokładnie. Z oddali dało się słyszeć dość szkaradne przezwisko „przegryw" wraz z falą nieopanowanego śmiechu, to ono właśnie stało się wizytówką mojego niedoszłego chłopca na kolejne parę miesięcy. Dźwięk pękniętego serca usłyszałby głuchoniemy mieszkający trzy piętra niżej. Nie pamiętam, co działo się dalej, ogarnął mnie taki amok, że mój mózg nie zatrzymał żadnych innych informacji z tamtego wieczoru.

Straciliśmy kontakt, przestaliśmy się do siebie odzywać. Szybko znalazłam nowe koleżanki w szkolnej drużynie pływackiej. Zaś on stał się ulubionym tematem żartów naszej grupki. Po czasie zapomniałam o nim, przecież nie znajdzie się lepszych kandydatów na męża, niż wśród klasowych gwiazdek. Zniknął wraz z tym kruchym dzieckiem, Zuzią, na jej miejsce pojawiła się pewna siebie, lekko eufemizując, Zuza.


Dlaczego postanowiłam przytoczyć tę anegdotę? Otóż Filip pomógł mi stać się normalnym człowiekiem, a ja potraktowałam go tak, jak mnie traktowano przed poznaniem go. Sens tych wypocin jest taki, że teraz każda dziewczyna chciałaby mieć taką szansę, a ja znów siedzę sama w pustym mieszkaniu, słuchajac jego najnowszej płyty, piszę o nim fanfiki...  

SpowiedźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz