DEBORAH

4 0 0
                                    


- Czy mogę już odejść, pani? – zapytał cichym, niepewnym głosem. Wiedział, że jak zawsze zakończy się to krzykiem i ciągłymi pretensjami. – Przyniosłem już wszystko.

- Odejdź, nie mam ochoty już na ciebie patrzeć staruchu. Powinnam cię zastąpić kimś innym, roznosisz tylko cuchnący zapach po murach mojego zamku. – spojrzała na niego z pogardą, na jaką nie zasługiwała nawet najgorsza kreatura.

- Jak sobie życzysz, pani. – odszedł w ciszy, nie wydał z siebie żadnego szelestu, poruszał się zupełnie bezgłośnie, nawet najznakomitszy skrytobójca nie robił tego lepiej.

Deborah podeszła do wielkiego okna, które przysłaniała delikatna zasłona. Na ramionach poczuła przyjemny powiew ciepłego, wilgotnego wiatru, który wiał znad przystani. Słońce leniwie chyliło się ku zachodowi okrywając świat pomarańczową i złotą poświatą. Lato było w pełni, po dziedzińcu biegały rozanielone dziewczynki i patrzyły z zachwytem na pojedynkujących się tępymi mieczami młodzieńców. Do portu właśnie przybił statek, zapewne ze słodkimi owocami z Kaliopendu. Królowa poczuła w ustach smak dojrzałych fig, winogron, brzoskwiń i innych przysmaków z wiecznie słonecznego wybrzeża Kaliopendu. Chciałabym kiedyś zobaczyć słońce, które topi się w bezkresnych wodach tego pięknego wybrzeża. Może gdybym mogła poprosić mojego pana męża, żeby kiedyś mnie tam zabrał? To by było warte więcej niż wszystkie kosztowności, które od niego dostaję. Powiodła delikatnie palcem po nierównej strukturze parapetu i odeszła.

Pałac Wodny vanposhe był jak zawsze pełny w taki upalny dzień. Matki z dziećmi, rycerze uwodzący piękne, młode panny, starsze kobiety plotkujące o najgorętszych sensacjach w królestwie, młodzieńcy odpoczywający od ciężkich ćwiczeń, duchowni, wszyscy zebrali się tu by odpocząć od skwaru, który panował na zewnątrz. Tutaj każdy wydawał się lśnić, wyglądał jak najlepsza wersja siebie, ten Pałac czynił cuda, tutaj znikały wszystkie zmartwienia.

Królowa przechadzała się spokojnie po grodach, za nią kroczyło trzech strażników, zawsze gotowych stanąć do walki za swoją królową. Poddani kłaniali się na jej widok, a niektórzy wręcz padali na twarz. Deborah uwielbiała to, widok płaszczących się przed nią ludzi napełniał ją pewnego rodzaju radością, której nie potrafiła nazwać. Szła z głową uniesioną wysoko, obciągniętymi ramionami i piersią do przodu.

Władczyni mimo swojego już nie najmłodszego wieku prezentowała się nadal okazale jak i dwadzieścia lat temu. Jej długie, czarne włosy nie były pokryte żadną siwizną, świeciły się i delikatnie falowały. Jej zielone, zimne oczy nadal były pełne blasku i tak samo przenikliwe. Usta miała pełne i delikatne, a sylwetki mogła zazdrościć jej każda kobieta, w całym królestwie nie było damy, która dorównywała by jej chociaż trochę. Nogi miała długie i smukłe, brzuch pozostał jędrny, płaski i wcięty nawet po czterech ciążach. Piersi miała pełne i kształtne, ręce długie i smukłe, a jej skóra była oliwkowa. Uwielbiała chodzić w sukniach podkreślających jej kolor oczu, dlatego wybierała zazwyczaj zielone lub błękitne. Równie niesamowicie prezentowała się w beżowych strojach.

Spokojnie usiadła na ławie która stała naprzeciwko wielkiej fontanny, z ramion zrzuciła chustę, którą założyła by słońce nie spiekło za bardzo jej skóry. Uwielbiała czuć na swojej skórze delikatne kropelki wody, które leciały na nią wraz z podmuchami wiatru.

Zawsze gdy przychodziła tutaj do jej głowy wracały wspomnienia, których chyba nie chciała pamiętać. Właściwie po co tu przychodzę, skoro tak mnie to męczy? Za każdym razem przypominała sobie swoją młodość, tak bardzo chciała o tym zapomnieć, ale nie potrafiła i coś ją ciągnęło do tego miejsca, w którym mogła o tym wszystkim pomyśleć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 14, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Królestwo tajemnic.Where stories live. Discover now