Szalony Kapelusznik x Alicja Kingsleigh - Szaleństwo

103 8 15
                                    

Zaczarowany Las, który zwykle tętnił życiem, pewnego pochmurnego dnia, stał się cichy, jakby nagle przestał istnieć. Tego poranka, nawet sam wiatr bał się poruszyć choćby najmniejszymi liśćmi drzew. Zwierzęta natomiast zaintrygowane z ukrycia obserwowały, dość niecodzienny widok. Powodem tej wszechogarniającej ciszy był kolorowoki Kapelusznik, który ze spuszczoną głową szedł powoli przed siebie, z dłońmi założonymi za plecami.

Każdy, kto choć przez chwilkę na niego spojrzał, mógł ujrzeć głęboki smutek zdobiący jego bladą twarz. Był to ten sam Kapelusznik, którego zwali Szalonym. Zresztą nie bez powodu. Był wszech obecnie znany ze swoich zwariowanych pomysłów i nie tylko z nich. Nie raz urządzał razem ze swymi druhami podwieczorki w Zaczarowanym Lesie. Podczas nich było zwykle głośno i radośnie. Wystarczyło wtedy tylko spojrzeć Kapelusznikowi w oczy, by na twarzy tego, kto w nie patrzy, wykwitł szeroki szczery uśmiech.

Bo mimo jego szaleństwa mieszkańcy Krainy Czarów uwielbiali go. Lecz tego dnia, ten Kapelusznik, którego wszyscy znają, jakby znikł. Niby był, ale tak jakby tylko ciałem, nie umysłem. Szedł przed siebie, milcząc, nie podnosząc ani razu wzroku na otoczenie.

Nikt nie odważył się przerwać tej rozpaczliwej ciszy.

Powodem smutku Kapelusznika była osoba, która jako pierwsza ujrzała w nim prawdziwą wartość. Pierwszego dnia, gdy zawitała do Zaczarowanego Lasu, zaintrygowała szaleńca. Była wszystkim tak zachwycona, że jej oczy aż skrzyły się, jak dwa promyki słońca, ukryte w tej ciekawskie osóbce. Od tamtej chwili Kapelusznik spędzał z nią coraz więcej czasu, ale choć wiedział, że Alicja nie zostanie tu na zawsze, nie dopuszczał tej myśli do swojego szalonego umysłu.

Gdy nadszedł czas rozstania, w Kapeluszniku wezbrał wielki smutek, jakiego nie czuł od bardzo dawna. Od tego momentu, gdy Alicja opuściła Krainę Czarów, szaleniec nie mógł odnaleźć na powrót w sobie radości. Siedział w swoim kolorowym domu, myśląc nad tym, co mu dolega. Nie wychodził z niego przez parę dni, aż w końcu wstał ze swojego połatanego kolorowego fotela, wziął w dłoń swój cylinder i wyszedł, nie zamykając nawet za sobą drzwi.

Idąc kamienną ścieżką w stronę lasu, z cylindrem założonym na głowie, z każdym krokiem wydawał się mniej żywy.

Zwierzęta mijające go zmartwiły się jego stanem. Niektóre myślały, że być może zachorował, ale tylko garstka wiedziała co tak naprawdę dzieje się szaleńcowi. Wiatr, który rozwiewał mu jego rude poplątane włosy na wszystkie strony Krainy Czarów, poddał się po kilku próbach, nie widząc zamierzonego efektu jego starań.

Kapelusznik wędrował tak długo przed siebie, aż słońce zaczęło zachodzić, ustępując miejsca jaśniejącemu księżycowi. Nie zmartwił się, gdy zapadł zmrok. Tarrant, gdy dotarł do jeziora, usiadł zaraz niedaleko tafli mieniącej się w blasku księżyca i zaczął się w nią wpatrywać pustym wzrokiem. Wydawał się nieobecny, jakby w swojej głowie nadal był przy Alicji.

Nie minęło 5 minut, a spokój Kapelusznika zakłócił jeden osobnik, którego nie obchodziło to, że może oberwać za wtrącanie się.

Kapelusznik, mimo że wyczuł obecność stworzenia, nie przestawał wpatrywać się w jezioro, pogrążony w swoich myślach.

-Czyżby szaleniec, utracił swe szaleństwo? - spytał Kot, którego uśmiech świecił prawie tak samo, jak wielkie ślepia.

Kapelusznik zignorował pytanie, nie mając ochoty na rozmowę.

Kot z Ceshire niewzruszony pytał dalej.

-Od kilku dni nie miałem okazji trafić na Twoje słynne podwieczorki przyjacielu. Czyżbym był niemile widziany?- Kot przekręcił lekko łebek, wpatrując się w szaleńca.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 10, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You Are My SunshineWhere stories live. Discover now