1 | fasola

665 53 14
                                    

Minął rok i dwa miesiące od tamtego wypadku. Moje życie wróciło do normy i najzwyczajniej w świecie było... normalnie, a tegoroczne wakacje zleciały, jak z bicza strzelił. Nagle przyszedł wrzesień i trzeba było przygotować się psychicznie na nowy rok szkolny. Nowy rok, nowa klasa. Takie były zasady w naszej szkole.

Gdy nadszedł pierwszy dzień kolejnego roku mojej edukacji, nie wydawało mi się, że będzie to czymś niezwykłym, a jednak. W sali znajdowało się około dwudziestu osób. W normalnych okolicznościach nie byłoby to niczym dziwnym, ale jakimś sposobem znałam ich wszystkich, spotkałam ich jakby we śnie. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że rzeczywiście tak było. Oni nie mieli pojęcia kim jestem, a ja znałam ich z imienia, nazwiska, a nawet charakteru. Jedyną osobą, która znała mnie był Kim, ale on się nie liczy, to w końcu rodzina.
Dosiadłam się do rudowłosego chłopaka z ostatniej ławki - Nathaniela. Sprawiał wrażenie przestraszonego, ale po upływie kilku chwil i przetrawieniu informacji, uśmiechnął się do mnie pogodnie i podał dłoń, przedstawiając się. Uścisnęłam jego dłoń i również się przedstawiłam. Następnie chłopak zalał się delikatnym rumieńcem i kontynuował tworzenie rysunku, który leżał pod jego łokciem. Ja wlepiłam wzrok w okno i próbowałam sobie przypomnieć coś kluczowego, cokolwiek co zdarzyło się w tamtej pokręconej wizji. Błądziłam po odmętach mojej pamięci, ale nie mogłam znaleźć tam nic ciekawego. Z zamyślenia wyrwał mnie głos wychowawczyni. Rozpoczęła się naprawdę nudna lekcja francuskiego.

*

Około południa mieliśmy przerwę obiadową. Wszyscy udali się do stołówki. Naładowałam na tackę coś na wzór fasoli w sosie bolońskim i zajęłam miejsce przy pustym stoliku.
- Hejka!
Ten głos. Znałam go. Podniosłam głowę i okazało się, że moje przypuszczenia były trafne.
- Hej, Marinette!
Nie mam zielonego pojęcia skąd znałam imię jej imię.
Dziewczyna zmieszała się i przybrała dziwaczny wyraz twarzy. Nastąpiła niezręczna cisza, gapiłyśmy się na siebie, cała ta sytuacja trwała może pięć sekund, ale dla mnie ciągnęła się w nieskończoność, aż wreszcie granatowowłosa odezwała się. 
- My się znamy?
Przywaliłam sobie ręką w czoło.
- Ech... Tak jakby. To długa historia.
- Więc słucham... - usiadła naprzeciw mnie gotowa na moją opowieść.
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Znam was wszystkich, ludzi z klasy. W jaki sposób, nie wiem. Wiem, że twoi rodzice prowadzą wspaniałą piekarnię, wiem, że nie cierpisz Chloe i wydaje mi się, że byłyśmy przyjaciółkami.
- Co? Przecież się nie znamy.
Głośno westchnęłam.
- Mam kontynuować? - dziewczyna potrząsnęła głową twierdząco, a ja nie byłam pewna czy jest co kontynuować, jednak słowa same wypełzły mi z ust. 
- A więc. W zeszłym roku, pod koniec czerwca miałam wypadek. No i wylądowałam w szpitalu, takie tam. Zapadłam w taką jakby, czy ja wiem, śpiączkę? A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że sen, bo to co widziałam raczej musiało nim być, był tak okropnie realistyczny. Jakbym przeniosła się do innej rzeczywistości. No i tam ty byłaś i cała reszta klasy. Przyjaźniłyśmy się i mówiłyśmy sobie wszystko. Nie wiem dlaczego, ale kojarzysz mi się ogromnie z kolorem czerwonym.  Zanim zadasz pytania typu "co brałaś" to możesz sobie odpuścić. Marinette wiem, że nie ogarniasz, ja też nie. Mogę jeszcze tylko dodać... A zresztą. Zapewne już uważasz mnie za wariatkę.
- Masz trochę racji. Pierwszy raz w życiu widzę cię na oczy, przyszłam tu, bo siedziałaś tutaj sama i teraz mówisz mi to wszystko i mam ci tak po prostu uwierzyć?
- Tak? - odpowiedziałam z głupawym uśmiechem - Wiem. To głupie. Przepraszam. Wiesz, ja... lepiej już pójdę - zabrałam moją tackę z fasolą i wyszłam ze stołówki. Usiadłam na schodach na szkolnym dziedzińcu i zajadałam tą niewiarygodnie smaczną fasolę w samotności.
Właściwie nie wiem co sobie wyobrażałam, opowiadając obcej dziewczynie o czymś, czego sama nie rozumiem i co najprawdopodobniej jest kompletną fikcją. Ludzie pewnie już uważają mnie za dziwaczkę, a to dopiero pierwszy dzień. A teraz jeszcze siedzę na schodach i opycham się fasolą. Wielu rzeczy nie jestem pewna, ale wiem jedno - normalna to ja nie jestem.

Między jawą, a snem |Miraculous|Onde histórias criam vida. Descubra agora