Ultraviolence

1.1K 141 109
                                    

Tytuł to piosenka Lany Del Rey.

To nie była odpowiednia pogoda na pogrzeb.

W drodze do kaplicy Han Naeun włączyła radio, gdzie ostrzegali przed upałami sięgającymi do trzydziestu siedmiu stopni, jak i niewiele mniejszą temperaturą w cieniu. Koniec lipca, miesiąca rozpoczynającego się ulewami, był coraz bardziej nieznośny dla mieszkańców Korei. I jeszcze ta tragedia - pomyślała kobieta siedząca za kierownicą, zerkając na swojego osiemnastoletniego syna, z którego oczu nie wydostała się nawet pojedyncza łza. Han Naeun doskonale wiedziała, co to oznacza. Na pogrzebie najlepszego przyjaciela Jisung miał wybuchnąć niekontrolowanym płaczem, a później nikt nie będzie w stanie go uciszyć. Nawet Minho. Dokładnie taką sytuację można było określić mianem „ciszy przed burzą". I ona nie potrafiła mu pomóc.

Ale jakie tak naprawdę słowa mogły pocieszyć człowieka po stracie kogoś, kto pełnił rolę jednej z najważniejszych osób w życiu?

- Jisungie - odezwała się, zaraz po zatrzymaniu samochodu przed kaplicą. Dojechali na miejsce zdecydowanie zbyt wcześnie, a wszystko przez osiemnastolatka snującego się po całym mieszkaniu od ranka i pośpieszającego swoją rodzicielkę na każdym kroku. - Na pewno mam nie czekać? Wiesz, że dla mnie to nie jest...

- Minho już idzie. - Blondyn nacisnął na klamkę, nie zaszczycając matki nawet krótkim spojrzeniem. Jego chłopak rzeczywiście zmierzał w stronę ich ciemnego samochodu, a kiedy kiwnął głową pani Han na przywitanie, Jisung otworzył drzwi. - Później do ciebie zadzwonię, bo nie wiem, czy od razu wrócę do domu.

Czy był z nim szczęśliwy? Kobieta zbliżająca się do pięćdziesiątego roku życia, próbowała odpowiedzieć sobie na to pytanie, jednocześnie patrząc wprost na bruneta przyciągającego jej jedynego syna do mocnego uścisku. Doskonale pamiętała dzień, kiedy szesnastoletni Jisung podszedł do niej i opowiedział o Lee Minho. - Czy... miałabyś coś przeciwko, gdybyśmy nie byli tylko przyjaciółmi? - zapytał nieśmiało, co było do niego naprawdę niepodobne. Dlatego Han Naeun nie musiała długo myśleć, aby wiedzieć, że spotkał swoją pierwszą miłość. Powiedziała coś wtedy o chęci poznania jego obiektu westchnień - Minho okazał się starszym o dwa lata, ułożonym chłopakiem, tak więc szybko stał się częstym gościem w ich domu. Wyglądał przy nim na szczęśliwego, jednak nigdy zbyt wiele nie rozmawiała z Jisungiem na temat tego, w jaki sposób go traktował. Ale gdyby było coś nie tak, zapewne postanowiłby z nim zerwać, prawda?

Han Naeun widziała jedynie uroczy obrazek - starszego chłopaka obejmującego tego młodszego, co interpretowała jako wsparcie po stracie najlepszego przyjaciela. Wyobrażała sobie, że Minho szeptał do ucha jej (ale osiemnastolatek nie był już tym małym chłopcem, który kiedyś nie widział świata poza własną mamą) Jisunga jakieś miłe słowa, dlatego ze spokojem wymalowanym na twarzy wycofała samochód z parkingu. Oh, jak bardzo wizje malujące się w jej umyśle były różne od rzeczywistości!

Bo kiedy osiemnastolatek pozwolił przyciągnąć się do mocnego uścisku, słowa, które pragnął wykrzyczeć, wyszeptał wprost do ucha starszego takim tonem, jakby od dawna pełnił w jego życiu rolę wroga.

- To ty go zabiłeś. Zabiłeś Felixa.

A Minho wcale nie był lepszy. Palce jednej dłoni wbił w żebra blondyna, tym samym przyciągając jego wzrok.

- O czym mówisz, Jisungie?

Wybiła trzynasta, godzina, kiedy w kaplicy obok rozpoczęła się ceremonia pożegnania osiemnastoletniego, jak i wiecznie uśmiechniętego Lee Felixa. Dlatego właśnie blondyn wyrwał się z uścisku starszego, posyłając mu ostatnie, przepełnione mieszanką uczuć spojrzenie, po czym skierował się w stronę chłodnego budynku. Minho był dwa kroki za nim, a wraz z przekroczeniem progu kaplicy, złapał go za rękę i przyciągnął do swojego boku.

Ultraviolence ✖ MINSUNGOù les histoires vivent. Découvrez maintenant