Prolog

43 3 1
                                    

Nazywam się Mattew Smith. Niedawno wróciliśmy z rodzicami do miasteczka Greenwish w stanie Ohio z wakacji w Europie. Było naprawdę super, a szczególnie ich zakończenie. Siedziałem na tarasie wynajętego domku letniskowego z plecakiem, w którym trzymałem najpotrzebniejsze rzeczy. Wieczory zazwyczaj mnie nużyły, ponieważ rodzice dyskutowali na temat spraw, które mnie nie dotyczyły i przez to byłem wyłączany z rozmowy w związku z tym wychodziłem i czytałem książki. Nie uwierzycie jakie było moje zdziwienie, gdy w mojej nowonabytej powieści zauważyłem zamiast zakładki zdjęcie.

Fotografia została wykonana w słabej jakości. Przypuszczam, że przedmiot którym była zrobiona to nawet nie telefon, a prymitywny aparat z długim czasem naświetlania. Została ona niedbale wywołana, najprawdopodobniej przez amatora. Jedno było pewne. Wszystko co miało być widzialne, było i to nawet nie dla wprawionego oka. Widniała na niej podobizna elfa nad rzeką. Z mimiki przedstawionej postaci można wyczytać smutek, nostalgię i tym podobne. Bez wątpienia to mężczyzna przyodziany w zwiewne szaty bitewne o jakich wcześniej czytałem. Jego połamany łuk leżał pod prawą dłonią, natomiast lewą zanurzył w wodzie. Miałem wrażenie, że przeszywający wzrok jegomościa zmroził mi krew w żyłach. Odwróciłem więc obraz i zobaczyłem co widnieje z drugiej strony. Znajdował się tam napis " Bellanaris rok 1967 ". Domyśliłem się, że chodzi o rok z którego zdjęcie pochodzi ale tajemnicze słowo wydało mi się jakoś takie znajome.

Postanowiłem poszukać tego wyrazu w internecie. Wyszukiwarka Google okazała się jednak bezużyteczna. Wyniki wyszukiwania to lokacja w jakiejś grze MMO, kilka kont na instagramie. Bynajmniej nic przydatnego w tej sytuacji. Westchnąłem lekko zawiedziony, gładząc moje długie włosy. Zaplotłem je we francuski warkocz myśląc o tym co mógłbym zrobić z takowym portretem ale z rytmu wybiła mnie mama wołająca mnie na dość niezdrową kolację. Wstałem z ogromnego bujanego fotela i ruszyłem w kierunku drzwi balkonowych, gdy to za mną usłyszałem huk jak gdyby łamane drzewo. Odwróciłem się, aby dojrzeć co to było ale nie było danym mi nic zobaczyć poza małą smugą światła niknącą w gęstniejącym lesie. Być może zaczynam wariować przez natłok obowiązków szkolnych i nietypowe zainteresowania. Tak czy owak, odwróciłem się wzruszając ramionami w geście obojętności.

Po posiłku musieliśmy się spakować chcąc, nie chcąc. Byłem przygotowany na to ale lenistwo często brało nade mną górę, jednak mając w perspektywie pobudkę o czwartej rano, a nie piątej zmusiłem moje ociężałe ciało do ostatnich chwil wysiłku. Poukładałem moje rzeczy jak należy, więc nawet ku mojemu zdziwieniu wiele miejsca jeszcze zostało w walizce. "Jak dobrze" pomyślałem, "w końcu mam święty spokój i już żadna siła mnie nie wykurzy z łóżka". Tak przynajmniej zdawało mnie się przez pierwsze dwie minuty, gdy to układałem się wygodnie na łóżku. Leżąc już upiąłem mojego warkocza w niezgrabny kok, aby nawet żaden niesforny włos mi nie przeszkodził w śnie ale byłoby zbyt pięknie, gdyby to włosy były moim jedynym problemem. Zamknąłem oczy licząc, że zasnę szybko, jednak szok sięgnął zenitu, gdy okno z całkowicie zamkniętego wyleciało razem z ramą i to z trzaskiem jakby ktoś wyłamał je od zewnątrz. Wystraszony od razu niemal otworzyłem ciężkie powieki i usiadłem w całkowitym bezruchu. Można powiedzieć, iż stało się to tak nagle, że nie było to aż prawdopodobne co wywołało u mnie przerażenie.

-Mattew co ty tam wyprawiasz?!- Dobiegło do moich uszu pytanie mamy z dołu ale nie miałem siły odpowiedzieć przez to co widziałem.

Niekształtne stworzenie, kreatura jakich mało wiła się w miejscu gdzie jeszcze chwile temu widniało okno. Powiewy wiatru rozwiewały na wszelkie strony coś co przypominało włosy tego twora, czarne spowijające całą twarz. Przez ich gęstwiny można by tylko spostrzec oczy, w których osiadły diabły otoczone ogniem piekielnym. Zarazem puste jak i tętniące życiem. Domyśliłem się, że kochanek nocy nie wpadł do mnie z wizytą, a ktoś pomógł mu się tutaj znaleźć, chociaż miałem jeszcze kilka pytań w głowie, na które odpowiedzieć sobie samemu byłoby zbyt trudno. Co teraz zrobi? Czy zechce mnie skrzywdzić? Kiedy wyjdzie? Czy rodzice to zobaczą? Ostatnie intrygowało mnie najbardziej. Niespodzianek nie było końca, gdy ten uciekł szybciej, niż się pojawił. Przez chwilę nawet chciałem zapytać czy nic się nie stało temu stworzeniu ale przecież byłem sparaliżowany. Rodzice przybiegli do góry i obejrzeli zniszczone okno.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Bellanaris czyli o tym jak poznałem elfaWhere stories live. Discover now