Rozdział I

410 26 9
                                    

- Dasz radę, Kakaś – powiedziała już mocno podenerwowana Anko, poprawiając koc, który naciągała aż po sam czubek ciemnej głowy. 

- Nie wiem... A nie mogłabyś poprosić kogoś innego? - stwierdził szarowłosy, nie będąc nadal przekonanym do pomysłu przyjaciółki.  

- Niby kogo! - krzyknęła czarnowłosa. Naprawdę przestało jej się, to podobać.

 Najpierw pomyślała, że udało jej się złapać Boga za nogi. W końcu niecodziennie ktoś taki, jak Iruka Umino, szef największej korporacji informatycznej, zgadza się na wywiad z nikomu nieznaną dziennikarką. Oczywiście, życie, jak zazwyczaj, brutalnie sprowadziło ją, do parteru ofiarowując jej ponad trzydzieści dziewięć stopni gorączki, wymioty oraz zawroty głowy. I to wszystko dzień przed wywiadem! A to jeszcze nie koniec nieszczęść, jakie ją spotkały. Jak się okazało albo wszyscy jej znajomi z pracy byli zarobieni, albo udawali takowych. Liczyło się to, że nie znaleźli czasu, by jej pomóc. Jedynymi osobami, które mogłyby pomóc brunetce byli Kakashi i Gai. Jednak prędzej sama pofatygowałaby się tam, niż poprosiła tego drugiego o pomoc. Już raz pilnowała z nim dziecka Ibikiego. Do dziś nie może sobie wybaczyć, że dopuściła do stworzenia małej kopii zielonego potwora, jak nazywała Miato. 

Więc pozostał jej do wyboru Kakashi, który był na tyle ogarnięty, że podołałby zadaniu. Jedynym, co trzeba było zrobić, to pokonać wrodzoną leniwość szarowłosego. Co dla obłożonie chorej Anko okazało się, dość problematyczne. Jednak wiedziała, że jej się to uda. Tylko musi pociągnąć za odpowiednie sznurki duszy swojego przyjaciela, a będzie mogła okrzyknąć się „mistrzem manipulowania członkiem rodziny Hatake".  

- A jak cię po tamtej imprezie, kompletnie zalanego w trupa, taszczyłam do domu, to obiecywałeś, że „zrobisz dla mnie wszytko, za uratowanie od tej blond lafiryndy". - Nie ważne, że rzeczoną blond lafiryndą był, ich Bogu ducha winny, stary wykładowca Pan Minato, który wracał, z jakiegoś przyjęcia razem z żoną i pomógł jej wrzucić go do samochodu. Ważne, że Kakashi tego nie wie, przez co Anko tę niewiedzę bezczelnie wykorzystywała przez ostatnie kilka czy nawet kilkanaście lat.

- Eh... - szarowłosy westchnął cierpiętniczo, chwytając się za nasadę nosa. - Ja nawet nie wiem, o co go miałbym zapytać. - Spróbował się wykręcić, choć wiedział, że nie ma to już sensu. Zdawał sobie sprawę, że tę bitwę przegrał, zanim się ona zaczęła.  

- Oto się nie martw, kochaniutki. Ja ci te pytania napisze, a ty tylko je przeczytasz i nagrasz mi ładnie odpowiedzi — powiedziała uratowana swym zwycięstwem. Jednak efekt zepsuł kompletnie nieelegancki napad kaszlu.

- Dobra, zrobię to dla ciebie. - Wypuścił ciężko powietrze, podnosząc ręce w geście kapitulacji.

- Dziękuję! - Anko krzyknęła i przytulając się do niego, a przynajmniej próbując, bo gdy tylko spróbowała podnieść głowę, z poduszki dopadły ją zawroty głowy.

- Ok to... o której mam tam być? - jasnowłosy zapytał się tonem wyraźnie wskazującym na rezygnację z własnych przyjemności na rzecz pomocy przyjaciółce.

- Masz się z nim spotkać wpół do trzeciej.

- Mhm... czyli mam jeszcze dwie i pół godziny... powinienem zacząć się zbierać...

- Przede wszystkim to idź się wykąpać. Bo nawet ja z zatkanym nosem czuję, jak jedzie od ciebie psią karmą. - Uśmiechnęła się zadziornie. - A teraz idź do siebie, a jak się doprowadzisz do ładu, to zajrzyj do mnie, a podam ci pytania.

- Jasne, do zobaczenia - Szarowłosy wstał, wzdychając i skierował swoje kroki w stronę wyjścia.  

„Obym tylko tego nie żałował" pomyślał, zanim przestąpił próg mieszkania Anko i zszedł piętro niżej do własnego kąta na tym świecie. Właśnie ta bliskość do czarnowłosej sprawiła, że postanowił kupić to dwupokojowe mieszkanie. Wszedł i od razu do jego nóg rzucił się Pakkun, trzyletni mops, którego Kakashi zabrał ze schroniska. Oddało go jakieś starsze małżeństwo, stwierdzając, że nie uda im się już go utrzymać z ich niskich emerytur. A Hatake, jako sanitariusz, nie mógł patrzeć na jego cierpienie w „ciasnej" klatce. Jeszcze tego samego dnia pies znalazł się w jego domu. Szarowłosy wiedział, że to ten jedyny przyjaciel na dobre i złe od pierwszej chwili i nie pomylił się. Pakkun zaaklimatyzował się nadwyraz szybko, a sam nowy właściciel jeszcze bardziej pokochał tego leniwego, lecz bardzo mądrego czworonoga. Pochylił się i go pogłaskał, na co ten zaczął się cieszyć jeszcze bardziej.

- Cześć mały, chętnie bym się z tobą pobawił, ale dziś nie mam czasu. - Gdy tylko te słowa dotarły do małych, psich uszów Pakkun odstąpił od nóg swego pana i wrócił do swojego legowiska. Natomiast Kakashi, zadowolony z posiadania tak rozumnego przyjaciela, poszedł się myć, bo musiał niestety przyznać Anko rację. Waliło od niego psem. W pośpiechu udał się do łazienki, rozebrał się i wszedł pod prysznic, odkręcając wodę.  

Ha! Nie będzie tu żadnych zboczonych scen, przynajmniej nie teraz. Mam nadzieję, że wam się podoba.To moje pierwsze opowiadanie. Wiem, że to brzmi naprawdę banalnie, ale tak jest moje Pakkunki. 

 Beta: Witam, w cierpliwości będę poświęcać się, aby nie zastały tutaj was rażące błędy, jednak proszę, w razie czego wytknijcie to co zauważcie. (kocham tego kolesia)

Teraz nara: Zelo alias nikt ważny

50 Twarzy Iruki Where stories live. Discover now