🍨 ups 🍨

3.1K 361 241
                                    

   Oikawa był przykryty do połowy grubą warstwą kołdry

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

   Oikawa był przykryty do połowy grubą warstwą kołdry. Jego nagie ciało zostało przysłonięte, choć nie wstydził się niczego, co dotąd zaszło. Spędzał leniwe soboty, nie wychodząc praktycznie z łóżka, odpoczywał po szaleństwie swojego przyjaciela. Obserwował jak Iwaizumi niecierpliwie kręci się po pokoju, szuka ubrań i czerwienieje. Szatyn widział, że jest zawstydzony i zły, że musi już iść do domu. Tooru nie oczekiwał od niego niczego specjalnego. W końcu, Hajime był człowiekiem poważnym, stabilnym i wiedział, czego chce. Zaręczyny zobowiązywały i, pomimo że Oikawa nie rozumiał jego decyzji, szanował jego wybory.

— Musisz iść? — zapytał, odkrywając klatkę piersiową.

   Iwaizumi spojrzał na niego pogardliwie i zapiął pasek od spodni. Podszedł zirytowany, złapał Oikawę za policzki i pocałował w sposób głęboki, zaborczy i dobitny. Szatyn kochał pocałunki chłopaka, mimo wiecznie zimnym i szorstkich ust. Rozkoszował się tą chwilą, jakby dopiero było wczoraj, gorąca noc i zero konsekwencji.

— Sao na mnie czeka. Dzisiaj mamy wybierać kwiaty i wykończenie dekoracji. Trochę się stresuję, wiesz, całym ślubem — powiedział Iwaizumi, zapinając koszulę.

   Oikawa wywrócił oczami, oblizał wargi i uśmiechnął się miło.

— Jesteś taki uroczy, że aż sam mam ochotę za ciebie wyjść — odezwał się po chwili.

— Spadaj, dobra?

   Oikawa wiedział, że Iwaizumi w głębi jest zagubiony w swoich wyborach. Szatyn zawsze stawiał na pełnię satysfakcji ze swoich decyzji, życia i innych kwestii społecznych. Nie pamiętał reakcji swojej rodziny, gdy wyznał im, że nie będą mieli wnuków. Jego mama wspierała go mimo wszystkich głupot, jakie zdążył już zrobić. Kochała syna, nie zważając na to kim jest. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek miewał trudności z orientacją.

— Błagam, zamów jakieś niebieskie kwiaty. I różowe, o — powiedział, wpatrując się w chłopaka.

    Iwaizumi w głębi przejmował się opinią innych ludzi. Wszystko co robił starał się łączyć z zadowoleniem tłumu. Nie myślał tylko o swoim dobru i to ich różniło.

— Słuchaj, nie chcę, żebyś sobie robił jakieś nadzieje, dobrze? To nasze ostatnie takie spotkanie. Niedługo będę miał żonę i, cholera, nie podoba mi się wizja zniszczenia tego. Lubię cię, ale...

— Geje to plebs.

— Nie powiedziałem tego!

— Miałeś na myśli.

   Oikawa spochmurniał lekko. Nie chodziło tyko o to, że kochał Hajime do szaleństwa. Chciał jego dobra i wątpił, że w taki sposób odnajdzie szczęście. Jego zdaniem, natury nie da się oszukać.

— Nie sądzisz, że łatwiej by było, gdybyś zaakceptował swoje ja? — zapytał Oikawa, marszcząc brwi.

— To nie jest takie łatwe.

— Owszem, jest!

    Chłopak wahał się przez chwilę, podpierając się o szafkę. Oikawa wyszedł nagi z pod kołdry i podszedł do niego swoim dziewczęcym, pełnym wdzięku krokiem. Przycisnął swoją klatkę piersiową do tułowia chłopaka, zamykając go w uścisku. Polizał go po szyji, przygryzł płatek ucha i z satysfakcją patrzył na rumieniec przyjaciela. Odsunął się niezadowolony i pełen żalu.

— Nie jestem taki, jak ty — powiedział cicho Iwaizumi, choć serce biło mu bardzo szybko.

    Oikawa zacisnął usta w wąską linię. Założył na siebie miękki szlafrok w kolorach różu i błękitu. Wtulił w niego nos, siadając na łóżku. Chciał mieć Iwaizumiego dla siebie, odczuwał wewnętrzną potrzebę posiadania go. Znał umiar i rozsądek, więc wspierał przyjaciela we wszystkim, co robił ze swoim życiem. Popełnia błąd, myślał wieczorami, gdy czytał kolejny raz zaproszenie na ślub.

— Jeśli to twoja ostateczna decyzja, to idź do niej. Wybierzcie kwiaty, pobierzcie się i miejcie swoje szczęśliwe zakończenie.

   Nie mówił tego ze złośliwością, jaką miał wrodzoną. Jego głos był zrezygnowany i zmęczony, jak on sam. Obawiał się, że Iwaizumi zmarnuje sobie życie, chcąc uszczęśliwić innych ludzi zamiast siebie. Lubił narzeczoną chłopaka. Była miła, serdeczna, zabawna i dumna, ale nie pasowała do niego. Zawsze postępowała tak, jak powiedziało jej serce, pałała szczerością wobec samej siebie i nie bała się konsekwencji swoich głupich wyborów. Żyła tak, jak jej odpowiadało, nie cofała się, nie analizowała. Wiedział, że gdyby się dowiedziała, próbowałaby go zrozumieć, a nawet pomóc.

— Oikawa, to nie jest twoja wina — powiedział dla pewności Iwaizumi, stojąc w progu drzwi.

   Oikawa spojrzał na niego z obojętnością, ale w jego oczach czaiła się smutna zaduma i wyobrażenie samotnych dni, które, bez wątpienia, na niego czekały.

— Tak, wiem. To twoja wina i twoja decyzja, twój ślub, twoja narzeczona i twój strach — odparł Oikawa, otulając się ramionami.

— Nie rób mi wyrzutów, do cholery — syknął, po czym potarł nerwowo skroń. — Jeśli ona się dowie...

— Nie dowie się. Nikt poza nami o tym nie wie — powiedział Oikawa, patrząc na niego dziwnie. — Chyba mi ufasz?

   Iwaizumi miał ochotę usiąść na łóżku, wejść pod kołdrę i pozwolić Oikawie się kochać, ale wiedział, że nie może. Wybrał już inne życie — bez przygodnego seksu, głupich decyzji i, co najbolśniejsze, bez Oikawy Tooru, który niezmiennie od lat wspierał go najbardziej we wszystkim, co robił. Czuł, że zawodzi tym samego siebie, ale nie mógłby wciąż się z nim spotykać, mając świadomość, co razem zrobili.

— Ufam, Jezu, jasne, że tak. Po prostu się boję i, uh, nie zrozumiesz...

— Tak ci się wydaje. Gdybym nie rozumiał, nie pozwoliłbym ci odejść. Sprawiłbym, że zapomniałbyś i o swojej narzeczonej, i o całym świecie. Ale tego nie zrobię, bo wiem, że to dla ciebie ważne — wyznał Oikawa, a słowa wyleciały z niego ze łzawym załamaniem głosu.

   Iwaizumi stłumił w sobie chęć otarcia jego łez — czyli tego, co robił przecież za każdym razem, gdy Oikawa nie dawał sobie sam rady.

— Przepraszam — powiedział zamiast tego, wychodząc z jego mieszkania.

   Oikawa został sam ze skrywanym w sobie pytaniem: czy kiedykolwiek mógłbym cię mieć?

✔Słodki smak błędów | iwaoiWhere stories live. Discover now