1. Self-hate

72 8 6
                                    

『Prowadzony przez pełny życia ideał, rozsypałem się w morze gruzu.』

Białe ściany, ciasne pomieszczenie. Zimne światło lamp oświetla porcelanową skórę, która wydaje się nie należeć już do mnie. Zaróżowione blizny, grubość niektórych doprowadza mnie do mdłości. Obrzydzenie samym sobą. Brak luster, jednak wszędzie widzę swoją twarz. Gdyby śmierć byłaby człowiekiem przybrałaby moją postać. Wszechobecny obłęd. Zbyt duży szlafrok wydaje się powiewać na nieistniejącym wietrze. Odsłonięte kości. Kołyszę się w rytm agonalnych krzyków schizofreników. Jedynie zachodzące słońce pozwala mi na zachowanie poczucia czasu. Oglądanie go zza krat już nie sprawia mi przykrości. Jestem pusty. Wyprany z uczuć, człowieczeństwa. Już nic nie jest w stanie wywołać smutku na mojej twarzy.

Odwracam się tyłem do drzwi. Słyszę cichy dźwięk otwieranego zamka. Obchód. Kolejna porcja prochów, które staną mi w gardle. Skrzeczący głos jednej z pielęgniarek. Biały fartuch, ręce podrapane przez ludzi takich jak ja. Przewieszony przez ramię kaftan, lateksowe rękawiczki, szklane kolorowe buteleczki i plastikowe strzykawki. Różnej wielkości igły.

Nie podnosząc głowy pozwalam aby włosy bezwładnie opadały mi na twarz. Posłusznie wyciągam rękę czekając na określoną dawkę leków. Trzydzieści sekund. Minuta. Nie czuję chłodu opadających pigułek, zamiast tego słyszę chrząknięcie.

- Matsumoto Takanori?

Nie jest to znajomy głos. Podnoszę głowę. Widzę elegancko ubraną kobietę w średnim wieku. Odwracam się w kierunku drzwi, gdzie stoją dwie pielęgniarki, a przy nich wózek inwalidzki. Znów przenoszę wzrok na kobietę.

- Nazywam się Izumi Suzuki, jestem psychoterapeutką. Twój psychiatra chce cię widzieć.

Ukłoniła się delikatnie, po czym wyciągnęła w moim kierunku dłoń. Bezwiednie wpatrywałem się w nią, dostrzegając przebarwienia na skórze. Delikatne wcięcia na opuszkach palców od częstego obierania ziemniaków, pojedyncze białe plamki na zadbanych paznokciach, wystające żyły, zacięcia od papieru. Powolnym ruchem podałem jej rękę. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech ukazujący zmarszczki w kącikach oczu. 

- Jesteś w stanie pójść tam samodzielnie? - spytała.

- Oczywiście. - odpowiadam.

Mój głos wydaje się brzmieć niczym wielokrotnie odbite echo. Zapomniałem już o jego tonie, barwie. Kiedy jeszcze był zdolny do śpiewu uznawałem go za najcenniejszą rzecz jaką kiedykolwiek posiadałem. 

Spuściłem nogi z łóżka od razu nakładając kapcie na zmarznięte stopy. Pani Suzuki wraz z jedną z pielęgniarek pomogły mi wstać. Byłem słaby, czułem to z każdym kolejnym krokiem, jednak podniesiony poziom adrenaliny pozwalał posuwać się dalej. Wyjście z izolatki dla większości osadzonych tutaj pacjentów było jedynie sennym marzeniem, sam czułem się jak we śnie. Koszmarze, z którego uciekam. Krzyki zaczynały cichnąć, paranoiczne szepty zastępowały zwykłe rozmowy. Dotarliśmy do pokoju dla odwiedzających. Jedyne pomieszczenie w którym dało się wyczuć jakiekolwiek  pozytywne emocje. Na jednej z kwiecistych kanap siedział ciemnowłosy mężczyzna w granatowym garniturze, na jego kolanach spoczywała skórzana torba. Był tak pochłonięty notowaniem czegoś w terminarzu, że wydawał się nie zauważyć naszego przybycia.

- Doktorze Nakamura. - odezwała się pani Suzuki. 

Mężczyzna podniósł głowę wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu. Jego oczy świdrowały moją sylwetkę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 13, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

『DERANGEMENT』Where stories live. Discover now