Prolog

58 5 0
                                    





21.07.2020
Westchnęłam patrząc smętnie w krajobrazy za oknem pędzącego jeepa, smętnie dotykając czołem szyby. Minęły dwie godziny odkąd wyjechaliśmy spod naszego kochanego domu, obierając najkrótszą drogę jaką się dało, przez co z zastraszającym tempem zbliżałyśmy się do długiego ciągnącego się kilkadziesiąt kilometrów lasu, który odgradzał nasze miasto od wielkiego imperium zwanego Noxus. Odwróciłam się w stronę mojej partnerki, patrząc na nią rozpaczliwie błagalnym wzrokiem mówiącym „Proszę, zawróćmy", jednakże wiedząc, że proszę na daremno. Ta tylko zmarszczyła z wyrzutem brwi spoglądając na mnie kątem oka. Ponownie odsapnęłam opierając swoją głowę o zagłówek, do którego była przyczepiona srebrno-szara poduszka z podpisem „let it snow" i spojrzałam się tym razem w przednie lusterko, spoglądając tym samym na tył czarnego potwora którym jechałyśmy. (dop aut: Ejjjj ale on jest po prostu poprawny politycznie ☹) Na tylnym siedzeniu, w różowym siodełku dla dzieci, ozdobionym w motylki, spał mój skarb. 8 letnia dziewczynka o włosach rudych tak bardzo, że ich kolor, przynajmniej do ramion, przypomina dojrzałe pomarańcze. Za ramionami włosy jaśnieją przechodząc w czystą, nieskazitelną biel. Konstancja przycisnęła przez sen różowego niedźwiadka bardziej do siebie (którego sama jej uszyłam na jej 1 urodzinki) i mruknęła tylko coś, po czym jej głowa odwróciła się w stronę okna. Uśmiechnęłam się łagodnie na widok mojego skarbu, a moje ręce zacisnęły się odruchowo na rękojeści noży moich i Katariny, gdy pomyślałam że może jej się coś stać. Ręka mojej partnerki czule spoczęła na moim udzie, wybudzając mnie z toku własnych myśli, zmuszając mnie bym spojrzała na nią. Wyraz jej twarzy wydawał się bardziej zmartwiony niż zwykle, a jej szmaragdowe oczy ukazywały troskę. Rozluźniłam się trochę, lecz na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech. Niepokój od wczorajszego dnia napływał do mnie tak bardzo, że mogłam się skupić na tylko jednej rzeczy. Jak mogłam się na to zgodzić?

***


2 dni wcześniej.

To był zwyczajny dzień, nie różniący się od żadnych innych niedziel, które do tej pory miałam okazję przeżyć. Niedawno dostałam urlop na cały miesiąc i zamierzałam się nim cieszyć razem z rodziną. 30 błogich dni spokoju postanowiłam więc poświęcić gotowaniu. Na to popołudnie przygotowywałam coś naprawdę wyjątkowego. Coś, co wszyscy uwielbiamy. Mieszałam więc sos na spaghetti, podczas gdy Konstancja bawiła się w przed pokoju swoimi lalkami, za to Katarina musiała gdzieś wyjść. Spojrzałam w okno. Nie było jej już godzinę i zaczynałam się martwić, jednak kątem oka, z ulgą dostrzegłam wchodzącą do domu partnerkę.

-Mamusia wróciła!-

Usłyszałam uradowany głos mojej córki dobiegający z korytarza, a po nim jej radosne okrzyki. Zmniejszyłam moc pod patelnią, prawie wybiegając z kuchni by z radością zobaczyć moją partnerkę ściskającą naszą córkę, jakby już nigdy nie miała jej zobaczyć. Uśmiechnęłam się w duchu, po czym podeszłam i pocałowałam ją w policzek. Czerwonowłosa odwzajemniła ten gest.

-Mam do was małą niespodziankę!-

Powiedziała z niemałym uśmiechem na buzi, odkładając małą na ziemie. Czule objęła jej policzki i pocałowała w czoło.

-Niespodziankę?-

Zapytała Konstancja, patrząc to na mnie to na Katę. Ja również posłałam Katarinie pełne zaskoczenia spojrzenie, a ona lekko się zmieszała.

-jedziemy na małe wakacje do dziadków Du Couteau-

Zaśmiała się, widząc podekscytowanie dziewczynki. Ja za to zamarłam, a z mojej twarzy zniknął uśmiech. Zacisnęłam rękę w pięść, starając się odstresować.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 16, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ona i jej rodzinaWhere stories live. Discover now