Dawno temu .

346 22 6
                                    

Właśnie siedziałem na radzie. Nic ciekawego, większość mistrzów siedzi cicho, jak jabi tylko ci nowsi się odzywają i próbują dyskutować. Od czasu do czasu Widnu ich uspokaja bo by się małolaty pozabiłały (małolaty hah jak dla kogo)
Ja akurat rozmyślałem o Ananikie, i o ostatnim treningu ma duzy zapał i nawet nie złą formę 3 ale powinien popracować nad techniką, zwłaszcza odparowań ciosów. Ech jak zwykle uczy się tyljo ataku.
Nagle moje myśli przerwał wysoki zachrypiał głos, Nistrz Yoda zaczął się włączać, a więc trzeba słuchać.
-Czasy ciemne nastały teraz, sojuszkimą pomagać należy.
(do tej pory pamiętam jak Anakin pierwszy raz usłyszał Mistrza Yode, później się mnie zapytał jak ja mogę go rozumieć, wydaję mi się ze to kwestia przyzwyczajenia.

-Misja jest dyplomatyczna. Księżnej Madnadory pomocy trzrba, tak ale żeby zoriętiwała się nie.

Satine, stara przyjsciółka. No określenie stara tu nue pasuje mimo że znają się już chyba z 15 to poznaki się w wieku 16 więc nie są oboje ani trochę starzy. Prawda ;_;?!

-to zadanie obiwaniwi powierzyć chce.
- tak jest Mistrzu. - potwierdziłem spokojnym tonem i ukłoniłem się delikatnie.
- Po zebraniu przyjdz do nas. - zabuczał basem Windu.
Swoją drogą zawsze mnie intrygiwał,
Niby orawa ręką Yody, ale wyprany z emocji.
Obi-wan dobrze wiedział czemu tak jest.  Dawbo temu przyjaźni się z... To znaczy "PRZYJAŹNIŁ" się z pewną mistrzynią. Ale jak to czasem bywa poległa w walce. Od tamtej pory Windu jest jak kamień, tyle że mówiący..
Jakieś pięć tysięcy lat później rada się skończyła i wszyscy wyszli. Oczywiście pod salą czekał mój ukochany uczeń
-jak tam rada? Dziwię siet że jeszcze się nie zanudziłes na śmierć mistrzu!
-trochę więcej pokory mój młody oadawanie.
Uspokoiłem tą górę kpin ale uśmiechnąłem się pod nosem
,faktycznie za ciekawie nie było, pomyślałem ale anakin wyczuł co chce mu przekazać i tyljo się uśmiechnął.
- a więc, misja czy mamy spokój.
-jest wojna Anakinie, nie możemy mieć spokoju-  i Od razu pozmutniałem.
Anakin ja zwykle to zauważył, lubiłem przed nim okazywać emocje, był młody i nie diświadczony ake późno wzięty do zakonu i najabrdziej ze wszystkich mistrzów rozumiał emocje.
-coś konkretnego zapytał lekko zaniepokojony Anakin
- nie muszę tylko odeskortowac gdzieś księżną Satine.
- to ta księżna mandalory która czasem wpada do senatu jako poseł? Zapytał anakin w swój niezwykle wyrafinowany sposób.
- tak odpowiedziałem krótko bo już wiedziałem dokąd to zmierza.
- a więc w czym problem zwykła nudna eskorta i to dla dyplomaty, nic ciekawego.
- tak masz rację. - odpowiedziałem ponuro żeby go zbyć, nie miałe zamiaru wracać wspomnieniami do tych czasów a tym bardziej się z tego komuś zwierzac.

Resztę drogi orzebykiśmy w ciszy. Lubiłem spacerować po światyni. To mnie zawsze uspokajało. To dziwne poczucie bezwarunkowego bezpueczeństwa. Ze nic ci nie grozi. Ze jesteś w domu. O ile można ciemną zimną światynie nazwać domem. Ale tak właśnie obi wan zawsze nabto patrzył. Jak na swego rodzaju dom. Na ubytek wypełniający pustkę w jego duszy. Duszy małego chłopca wyrwanego od rodziców i oddanego do tej strasznej świąryni, by służyć wyższemu dobru. Ale Kenobi nigdy tak nabto nie patrzył. Wiedział że gdyby zistał u rodziców albo by zginął z głodu lub z chorób a gdyby nawet orzeżył to najwyżej zostałby prostym niezbyt rozgatnietym rolnikiem. Był wdzięczny to zabdużo powiedziane ale nie nazekał. Dobtze mu tu było choć czasmi stawał się smutny i rozdrażniony. Miał wrazenie że czegos mu brakuje ake nie mogł dojść co to.
Wbkońcu doszli do czerwonych nowalnych drzwi.
- mam nadzieje ze poradzisz sobie beze mnie w środku mistrzu? Zapytał przrkornie.
-nie nie wiem. Odwzajemniełem uszczypliwosc.
Anakin się ntylko uśmiechnął z pobłazaniem i odszedła.
-a i postaraj się nie spalić swiatyni kiedy mnue nie będzie. Krzyknołem za nim.
-no nie wiem.
Usłyszałem z ciemnego korytarza.
Heh bystry cfany chłopak. Może dakeko zajść ale na litość mozy PO-KO-RA. Ponyślałem sobie w duchu.
No to czas się dowiedzieć jak ma wyglądać ta moja eksorta. Uśmiechnołem się machnąłem ręką bna drzwi.
(ach pamietam jak mój mistrz wbten sposób botwierał drzwi zawsze oatrzyłem na niego z takim szacunkiem kiedy to robił.
Ze nawet się orzyvtym nie wysila że robi to od nichcenia kiedy ja wtedyy musiałem włożyć w to ryle wysiłku. A teraz?! Proszę też robię to od niechcenia. Tak jakby każdy tak robił jakby to była najwyklejsza rzecz pod słońcem. Rutyna każdego inteligentnego stworzrnia we wszechświecie.)
No i po chwili drzwi się rozwarły wszedłem do środka i zobaczyłem tam Satine.



================================-------------¯------¯--------------------------------------
Jeśli chodzi o błędy ortograficzne to się wyochajcie. Jestem artystą nie polonistą pedantem
Osttzegam też to moje pierwsze ioowiadanie więc nie bedzie idealne ale postaram się. Ciekawe czy ktoś to będzie w ogóle czytał. Dobra to do zobaczenia.

Prawdziwe UczucieWhere stories live. Discover now