Mój świat

16 1 2
                                    

Od zawsze interesował mnie świat. Niby to normalne. W końcu jestem jego częścią. Czy tego chcę... czy NIE.  Zacząłem więc podróżować. Bardzo dużo podróżować. Zwiedziłem takie zakamarki tego świata jak ciepłe wody wybrzeża Hiszpanii po Zimne obszary europy środkowej. W sumie to wcale nie tak wiele. Mimo tego nabyłem już jakieś doświadczenia. Zaznałem kilku doznań. Czy są to doznania pozytywne? Czy jestem zadowolony z tych podróży? I tak i nie. Zwiedzanie obcych miejsc, poznawanie kultury innych państw i tradycji jest czymś bardzo przyjemnym. Jestem wstanie nawet rzec, że była to dla mnie rozkosz. Jednak mimo tych wszystkich, głównie wizualnych przeżyć, czegoś mi zabrakło. Nie wiedziałem do końca czego. Wiedziałem jednak, że to coś zdecydowanie bliższego niż te obce kraje.

Pod koniec jednej z wypraw dopadło mnie uczucie braku. Braku tego jednego czegoś. Czułem się nieco zmieszany. Byłem gotów myśleć o tym przez całą drogę do domu. Moje myśli zostały jednak szybko przerwane, gdy zatrzymałem się na postoju. Było to lato. Gorące powietrze południowej Francji, dokuczało mi mocno. Aby przestać o tym myśleć, popatrzyłem się daleko w przestrzeń. Moim oczom ukazały się Pireneje. Góry były bardzo majestatyczne, gdy chmury łaskotały ich nagie czubki. Przez to nie wyglądały już jak góry, ale jak wielcy, potężni władcy z koronami na głowach. Widok spowodował u mnie lekki niepokój, ale również i zachwyt. Bardzo długo wpatrywałem się w ich stoki. Wtedy zacząłem znowu myśleć. Tym razem bardzo lekko. Nie musiałem się długo wysilać, by wpaść na rozwiązanie mojego problemu. Już wiedziałem czego ja tak naprawdę szukam i czego nie znalazłem. To wszystko dzięki temu widokowi. Były dla mnie jak królowie, a królowie to potężni ludzie. Mimo tego to nadal ludzie. Ludzie, którzy mieli wyjątkowe życie. Mieli swój, interesujący świat. W takim razie czy zwykli ludzie też mają swoje interesujące światy? Tam głęboko wewnątrz. Musiałem to zbadać za wszelką cenę.

Wróciłem wreszcie do swojego domu. Od razu wprowadziłem swój plan w życie. Zaczęło się od znajomych w szkole. Kiedyś nie zwracałem zbytnio uwagi na inne osoby. Byłem raczej indywidualistą. Teraz to wszystko się zmieniło. Im bardziej poznawałem inne osoby tym nowe światy bardziej stawały przede mną otworem. Tyle opcji, taka różnorodność! Ogarnęła mnie mania. Mania, której nie powstrzymał nawet mój z reguły cichy i nieśmiały charakter. Kolegowałem się z każdym z kim się dało. Latałem od kogoś cichego jak ja do typowego imprezowicza. Od artysty, historyka, poety do ludzi znacznie prostszych. Od inteligentnych po głupich. Od opanowanych to szaleńców. Ta różnorodność była wspaniała.

Wszystko było dobrze do czasu kiedy to wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Te wszystkie problemy, sprzeczne z moimi poglądy, ta odmienność. W tym wszystkim gubiłem siebie. Zyskałem wiele, ale straciłem niemal całą świadomość własnej istoty. Nie wiedziałem czym jestem? Po co jestem? Aż zacząłem zapominać, że w ogóle jestem! Postanowiłem to przerwać. Dość! Krzyczałem w rozpaczy, coraz bardziej zamykając się w sobie z pętlą na szyi. Zacząłem zapominać o wszelkich  światach. O ludziach. Stałem się zimny i obolały.

Pewnego dnia w wyjątkowo pochmurne popołudnie, popatrzyłem na niebo. Jakoś tak nie wiedząc czemu jego szarość uświadomiła mi jak bardzo głupi byłem, próbując być mądrym. Próbując poznawać innych. Wtedy coś weszło do mojej głowy i szybko wykiełkowało. Pomysł.

Naprawdę nie byłem pewien, czy to Bóg mi ten pomysł zesłał, czy to moja kolejna głupia igraszka mojego umysłu. Jednak postanowiłem w akcie desperacji pójść za tym pomysłem. Jak mogłem poznawać dobrze światy innych, skoro wrota mojego świata są nadal zawarte. Tak naprawdę nie poznawałem nowych światów. Jedynie ich najbardziej powierzchowną warstwę. By wejść głębiej, muszę najpierw przespacerować się po moim świecie.

I wtedy zaczęło się intensywne myślenie. To było jak trzymanie w dłoniach kłębka kabli od słuchawek, ładowarek i innych takich oraz próbowanie tego rozplątać. Każdy kto próbował to zrobić, wie, że to ciężkie i nie raz żmudne zajęcie. Ciągnąłem w tą, to w drugą się zacieśniała pętla itd. To było bardzo, bardzo wnerwiające.

Pewnego razu mój umysł już nie wytrzymał tego. Moja głowa opadła miękko na poduszkę i prawdopodobnie wtedy zasnąłem. Miałem jakiś nieco dziwny sen. Jednak nie różniący się niczym w swojej dziwności od innych snów. Szybko się obudziłem. Jednak gdy moje powieki się rozchyliły, byłem już w innym miejscu. Leżałem na piasku, który zdążył mi już wejść do ust. Wyplułem go i zwróciłem uwagę, że dookoła jest bardzo cicho. Zaskoczony tym faktem, powoli podniosłem się z piasku. Następnie dłonią, pozbyłem się jego drobinek z ciała. Podniosłem wtedy głowę, aby rozejrzeć się co jest dookoła mnie.

Przede mną, w odległości 10 metrów, widziałem morze. Fale były dość spore, mimo to kompletnie cicho obijały się o brzeg. Woda miała szaro-zielony kolor. Prawdopodobnie dlatego, że niebo było silnie zachmurzone. Nie było ani kawałka niebieskości. Wszystko pokryte warstwą, białych i szarych chmur. Od strony wody wiała przyjemna, chłodna bryza. Reszta chyba nie wymaga opisywania. Piach i nieco patyków w nim. Typowy widok jak nad Bałtykiem.

Nie rozumiałem powodu dla którego się tutaj mogłem znaleźć. Nie znam tego miejsca. Jest mi kompletnie obce. Czemu tutaj jestem. Ta cisza denerwowała mnie. Wcale nie uspokajała. Nerwowo kopnąłem nogą w piach, tak, że tysiące małych jego drobinek, wzbiło się w powietrze. Piasek przez chwilę uformował jakiś nieregularny, przypadkowy kształt i jakby zamarł w bezruchu. Wtedy wiatr powiał nieco mocniej, rozwiewając moje długie, blond włosy. Odrobinki piasku poleciały w stronę mojej twarzy, powodując nieprzyjemne uczucie drapania. Na szczęście udało mi się zamknąć oczy zanim cokolwiek się do nich dostało. Poczułem jak piasek opuszcza moją twarz i przechodzi między moimi włosami, aż w końcu daje się swobodnie ponieść wiatrowi.

Usiadłem na piasku i przyglądałem się morzu. Tak chaotyczne, ale w tym chaosie bardzo spokojne. Wręcz niewyobrażalnie ciche. Chwyciłem się za głowę i spuściłem ją w dół, patrząc w głąb moich myśli i rozważań. Spodziewałem się, że jak zwykle znajdę tam nie ład. Brak jakichkolwiek form i wzorów, ale... Nagle każda moja myśl była uporządkowana. Luki między nimi prawie całkowicie zanikły. Myśli były jak kręte korytarze, ale nie zazębiały się na siebie. Przestałem się gubić między nimi. Na początku nie wiedziałem jak to mogło się stać.

Kilka dni później siedziałem samotnie w pustej hali sportowej. Chodziłem na pewne dodatkowe zajęcia, mające na celu skorygować moje wady postawy. Wtedy przypomniałem sobie o ostatnim, nietypowym wydarzeniu. Tym jak znalazłem się nagle na plaży. Spojrzałem w dal i przeskanowałem tak całą halę. Światło wpadające przez wpółotwarte okna powodowało, że kolorystyka była bardzo podobna jak wtedy. Hala była również bardzo pusta. Było w niej mało rzeczy i wiele przestrzeni. Wszystko było uporządkowane... Bo było puste.

Zadałem sobie pytanie: Czy to właśnie nie o to chodzi? Piasek, plaża, woda, morze! Czy to właśnie nie tego było mi trzeba. Wcześniej czułem się w swoich myślach jak w ciasnej piwnicy, gdzie różne klamoty leżą dookoła porozwalane. Tym razem nie było klamotów. Wszystko było piaskiem lub wodą. Wszystko było drewnianą podłogą i betonowymi ścianami. Każda myśl ułożyła się idealnie. Zrobiło się tu aż pusto. Ale żeby tak było musiałem na chwilę pozbyć się klamotów. Jakby, zagospodarować przestrzeń od zera! Od jednostki jaką jestem ja sam. Teraz gdy wszystko posprzątane, z powrotem można stawiać wszelkie dekoracje.

Czasem najwidoczniej trzeba pozbyć się wszystkiego. Każdej myśli z plątaniny wątków. W ten sposób oczyścić umysł, a z myśli ułożyć nowy świat. Mój świat.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 28, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Mój światWhere stories live. Discover now