🍶

148 13 22
                                    

– dlaczego się rozdzielasz? – zielonooki podszedł do towarzysza, powstrzymując go przed dalszą wędrówką. samuraj zatrzymał się na sam dźwięk swojego imienia wypowiedzianego przez shinsuke.

– to nic takiego – odpowiedział mężczyzna o srebrnych włosach, nieznacznie odwracając się w jego kierunku.

wzrok niższego z nich powędrował w stronę pozostałych z pola walki. jedynie on wraz z białym demonem trzymali się jeszcze w zadziwiająco dobrym stanie. w gruncie rzeczy mogłoby to być powodem do szczęścia, ale w tym momencie ważniejsze było dla nich, aby reszta ludzi spokojnie mogła doprowadzić się do porządku przed kolejną walką.

– liczby walczących od niedawna zaczęły spadać – oznajmił sakata, czując się nieco bezradnie. pragnęli wygrać wojnę za wszelką cenę, a mimo to musieli myśleć też o rannych. – wielu zginęło w ostatniej bitwie, podczas gdy inni zawiedli.

– liczba rebeliantów również wzrosła – mruknął odrobinę zawiedziony. liczył, że zrobili przynajmniej nieco postępów od ostatnich akcji, jednak jak widać, był w błędzie. – jak myślisz, co zrobimy? przecież nie ma szans, żeby wszyscy ot, tak wyzdrowieli.

gintoki wymamrotał pod nosem coś niezbyt zrozumiałego, wciąż spoglądając w tym samym kierunku co wcześniej. takasugi obdarował go swoim nienależącym do ciekawych spojrzeniem, odrobinę przybliżając się w nadziei, że zrozumie jego bełkot. co bądź nie otrzymał żadnego pozytywnego skutku.

po niedługiej chwili dowódca kihetai odgonił od siebie zbędne myśli. zamiast próbować rozszyfrować szept szermierza obok, postanowił skupić się na obecnej sytuacji.

– jak to co? – zaczął, przerywając wytwarzającą się pomiędzy nimi ciszę. – jakoś uda nam się ich wszystkim opatrzyć do tego czasu a rebeliantami zwyczajnie się zajmiemy. czyżbyś martwił się o towarzyszy małysugi? to do ciebie niepodobne – zapytał, uśmiechając się w ten idiotyczny sposób, co (o dziwo) jego partner zignorował.

aczkolwiek te wszystkie scenariusze niepowodzeń powoli go przytłaczały.

nagle poczuł, że z niewyjaśnionych przyczyn traci swoje siły. naprawdę chciałby dać sobie z tym wszystkim spokój, udając się na krótki odpoczynek. na szczęście obok znajdował się gintoki. zauważywszy zasłabnięcie przyjaciela, pozwolił ciemnowłosemu opaść w jego ramiona.

– co z tobą?

– ty nie możesz zniknąć – odezwał się na tyle głośno, by mężczyzna obok mógł to usłyszeć. – jesteś naszą ostatnią nadzieją kretynie.

wojownik prychnął na te słowa. – nie mam zamiaru nigdzie znikać, więc nawet nie wygaduj takich bzdur. czy ty ostatnio spałeś? wpadanie w moje objęcia nie jest raczej twoim codziennym zajęciem – powiedział, przyglądając się jego spokojnej twarzy. zaśmiał się cicho na ten widok, prowadząc go w nieznanym mu kierunku.

– gdzie ty mnie ciągniesz idioto? – opryskliwe zapytanie opuściło jego osłabione usta.

– jak to gdzie? idziemy się trochę napić. widać, że nie zmrużyłeś ostatnio oka, ale za to, kiedy już się upijesz, w mig zaśniesz – oznajmił, na co takasugi prychnął wyłącznie ze zniewagą.

– w takim razie kto za to wszystko zapłaci?

– tego się nie obawiaj – odpowiedział. – oczywiście wszystko zapiszemy na rachunek zury.

kąciki ust shinsuke delikatnie uniosły się w górę, nadal obserwując prowadzącego go człowieka. może gintoki nie był aż tak wielkim idiotą, za jakiego go uważał?

– pomógłbyś mi – wypalił centralnie obok jego ucha. – dla twojej informacji jesteś całkiem ciężki jak na swój wzrost.

– siedź cicho.

wzdychając, takasugi szybko zmienił zdanie. on był i nigdy nie przestanie być tym samym kretynem.

kretyn " gintakaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora