#1

8 0 0
                                    

        Oparta o szybę oglądałam miejski krajobraz, otulony głęboką ciemnością zeszłej nocy. Pomiędzy wieżowcami przebijało się światło porannego słońca. Niezmienne Los Angeles. Miejsce w której istnieje tylko jedna pora roku – wieczne lato.
Męczę się z samotnością przez jeden absurdalny przypadek. To niesamowite jak jedno spotkanie może tak namieszać i odwrócić czyjeś życie do góry nogami. W jednej chwili można stracić zaufanie najbliższych, szczęście, przyjaciół, pracę, a na ich miejsce otrzymać naszywkę z napisem „winna". Z dobrej uczennicy, zrobić handlarza narkotyków. Postradać zmyły i pozwolić by wszystko co ważne zastąpił strach.
Spotkałam jedną złą osobę, która zniszczyła całe moje starania o dobre i porządne życie. Zwalczałam własny paraliżujący strach, a on i tak powrócił. Tak jakbym zapaliła święcę, która oświetlała mi drogę, ale każda świeca się kiedyś wypala. Moja zgasła zaraz po przesłuchaniach policji. Droga do świetlanej przyszłości schowała się za mgłą. Zagubiona dziewczynka na skrzyżowaniu we mglę. Tym właśnie byłam.
Bogaty, arogancki i niesamowicie charyzmatyczny wolontariusz przyniósł mi zgubę.
Podczas jednego z naszych spotkań poszliśmy do kryjówki gangu do którego należał. Przyszliśmy tam po pieniądze które zarobił. Nie wiedziałam jak zarobił taką dość sporą sumę banknotów, ale nie pytałam. Gdy weszliśmy do kryjówki jak przystało na damę przedstawiłam się z imienia i nazwiska. To był zły ruch. Nie pomyślałam, że ktoś może to uznać za wejście do kręgu.
Kilka tygodni po naszym spotkaniu gang złapano, a jakaś osoba wydała mnie w ręce policji.
Po przesłuchaniach rodzice nie mogli mi w pełni zaufać, dali mi areszt domowy. Ale po dwóch miesiącach patrzenia jak powoli się rozpadam podarowali mi prezent, a w nim bilet na samolot. Nie miałam większego wyboru, musiałam się zgodzić i to zrobiłam. Nie wiedziałam do kąt mnie wysyłają. Myślałam, że do jakiejś szkoły z internatem lub innej szkoły dla trudnej młodzieży. Bardzo się zdziwiłam, gdy po wielogodzinnej podróży wylądowałam w słonecznym L. A. Odebrała nas nowa opiekunka Mea, z którą mieliśmy mieszkać. Mnie i Panadana, mojego psa.
Po miesiącach spędzonych w nowym otoczeniu wpadliśmy w rutynę. Idziemy spać, wstajemy, rozmowa z mamą, trening, śniadanie, wyjazd do pracy z Meą, praca na planie zdjęciowym, spacer z Panadanem, nauka, czas wolny, obiad, powrót do pracy, powrót do domu około dwudziestej, kolacja, leki, i sen. I tak nam mijał każdy dzień.

Tylko niedziele mamy wolne. Mea zazwyczaj zabiera nas w jakieś fajne miejsca np. restauracji, parku lub po prostu przechodzimy się po mieście robiąc zdjęcia.


Jest luty, w Polsce pada śnieg. Brakuje mi śniegu. Nigdy nie przepadałam za zimą, wolałam jak było ciepło. Jednak tutaj w słonecznym Los Angeles oprócz paru kropel deszczu nie zachodzą wielkie zmiany pogodowe.

Tęsknie za widokiem spadających różnorodnych śnieżynek, które widziałam gdy wychodziłam z kolejki na peron. Tęsknię za tym jak słońce szybko gasło za dnia. Za wczesnymi i późnymi treningami z przyjaciółmi. Za kręceniem krótkich filmików. Za rodzinnymi śniadaniami w niedziele. Piątkowymi zabawami z moim siostrzeńcem. I rozmowami przechodniów w ojczystym języku. Tęsknie za dotykiem kogoś bliskiego. Chciałabym, żeby samotność przestała mnie ranić i zaćmiewa mój organizm bólem.

Chciałabym wrócić do domu, ale moja podróż tutaj się jeszcze się nie skończyła. Powiedziałabym, że dopiero się zaczęła. Czeka mnie jeszcze wiele dni dobrych i złych. Wiele pierwszych razów w nowym otoczeniu, wśród nieznajomych. Ale może kiedyś pobyt tutaj zacznie sprawiać mi przyjemność, poznam kogoś, kto podaruje mi swoją przyjaźń, którą zagarnę łapczywie do swojego serca. Oby taki dzień kiedyś nadszedł...


Moje rozmyślania przerwał Panadan, który zaczął skakać po kanapie tylnego siedzenia samochodu, ciesząc się że będzie mógł nareszcie wyjść z puszki na kółkach. Samochód zaparkował. I wyszłam na zewnątrz. Nocne niebo zniknęło, zastąpione przez barwy słonecznej pina colady. Otworzyłam psu drzwi i zapięłam go na smycz zakładając mu przy okazji kaganiec i przypinając do zielonej obroży identyfikator. Wzięłam swój plecak i poszliśmy we trójkę do wejściowych drzwi. Odpychając samochodowe zmartwienia na następny dzień.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 17, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KaraWhere stories live. Discover now