Nie ma jak w domu

13 1 1
                                    

Budzę się nagle. Nie wiem gdzie jestem. Coś jest nie tak z moim wzrokiem. Jakbym patrzyła przez brudną szybę na zacinający deszcz. Mam dziwne wrażenie, że powinnam odczuwać ból, ale niczego nie rejestruję. Nawet żadnego tępego pulsowania. Mrużę oczy i mrugam kilka razy. Oczy pozostają suche, ale obraz się wyostrza. Jestem w jakimś pokoju. z założenia chyba przytulnym. chyba. z założenia. Kremowe ściany koloru bliżej niezidentyfikowanego. Kojarzą mi się z hospicjum w którym raz byłam na wolontariacie. tylko tam udawały jeszcze zwierzątka. Cały zastęp małych kłamców. Z Kubusiem Puchatkiem mówiącym: Przecież wyzdrowiejecie! Rak to nic takiego! Byłam tam raz. nie mogłam znieść tej obłudy. W pokoju nie ma mebli, oprócz łóżka na którym leżę. Jestem przykryta po szyję, jakbym miała zmarznąć. Ale nie jest mi zimno. ani gorąco. Szczerze nie czuję niczego. Sztywność i sterylność pościeli tylko utwierdza mnie w podejrzeniu o pobycie w placówce medycznej. Odrzucam kołdrę i widzę, że mam na sobie szpitalną koszulę. Moją uwagę przykuwają jednak przede wszystkim obandażowane nadgarstki. Jak przez mgłę zaczynam uświadamiać sobie okoliczności, które poskutkowały moim pobytem tutaj. Czuję jak ogarnia mnie wściekłość. Po co mnie ratowali! Mam ochotę wrzeszczeć. Miotać dookoła przedmiotami. Ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden, nawet najcichszy dźwięk, a ręce są wstanie jedynie drżeć niekontrolowanie jak u osoby z Parkinsonem. Kilkukrotnie słyszałam sformułowanie obezwładniający lęk. Teraz przekonuję się, że istnieje też obezwładniający gniew. gniew, który swoją drogą jest dosyć oczyszczający. taki powiew świeżości wśród otchłani apatii i smutku, w której zatracałam się powoli, jeśli nie przez całe życie, jak wydawało mi się, gdy brałam do rąk żyletkę, to na pewno przez ostatnie kilka miesięcy. Nie mam za dużo czasu, by napawać się swoją wściekłością. Drzwi, szarobure, prawie niewidoczne na tle ścian, i zapewne bez klamek, uchylają się. Wchodzą dwie osoby. Na twarzy kobiety, pielęgniarki w pastelowo-różowym uniformie, lat około 45, zadbanej, ze spiętymi sporą brązową klamrą, włosami w odcieniu mysiego blondu, maluje się troska podszyta zmęczeniem. Możliwe, że jest w trakcie kolejnego długiego i wyczerpującego dyżuru za psie pieniądze i jedyne o czym marzy to łóżko. a musi zająć się jeszcze dziećmi, domem. posyła mi ciepły uśmiech. On, pan doktor, chwilę coś jej szepcze. Zastanawiam się, czy planują ponownie mnie naszprycować. w zasadzie wszystko mi jedno. Przynajmniej sobie pośpię. Połknę cokolwiek mi dadzą. Bo nie widzę podłączonych do mnie żadnych rurek. Pielęgniarka odchodzi. Nie odezwała się ani słowem. I dobrze. Nie potrzebuję jej dobrego słowa. Jej ani nikogo innego. Lekarz siada na skraju mojego łóżka. Czy to w ogóle zgodne z zasadami. Dlaczego nie mogę mieć w pokoju krzesła? Boją się, że popełnię seppuku przy użyciu wyłamanej nogi albo oparcia czy po prostu zakładają, że nikt nie zechce odwiedzić niedoszłej samobójczyni? Przygląda się mi, a ja jemu. Mógłby być moim ojcem, mimo tego, ma gęste, rudawe włosy. Lekki zarost, nieco zbyt odstające uszy, przenikliwe, błękitne oczy. Niby nic specjalnego. Mało, która kobieta obejrzałaby się za nim na ulicy. Uśmiecha się. Dobra, może ja byłabym w tej nielicznej grupie. Odzywa się. Najpierw rejestruję tembr jego głosu, łagodny i melodyjny. Dopiero po chwili dociera do mnie sens jego słów.
- Trafiła do nas pani z powodu próby samobójczej- zaczyna delikatnie, łagodnym tonem, jakby mówił do dziecka. Powinno mnie to teoretycznie bardziej rozjuszyć, bo nie znoszę takiego cackania się, ale targające mną emocje zdążyły opaść w kilka sekund od jego wejścia. Słucham dalej, obojętna na wszystko- Na całe szczęście rany okazały się jedynie powierzchowne- Wiedziałam, że coś schrzanię. Ja to jednak mam talent. Szkoda tylko, że ogranicza się on do ponoszenia porażek- Więc pani życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Jednakże taka próba świadczy o głębokich zaburzeniach natury psychicznej- Czy mi się wydaje, czy jego oczy na moment zasnuł cień? - Dlatego też pozostanie tu pani w najbliższym czasie, abyśmy mogli pani pomóc- Czymkolwiek był ten cień zniknął tak nagle jak się pojawił- Czy ma pani jakieś pytania?- Kończy. Szybko i zwięźle. Mogłabym go polubić. Mimo tego, kręcę głową. Nie ufam swojemu głosowi. I nie mam zamiaru nikomu się zwierzać. Nawet jemu. Wzdycha. Wstaje. Wychodzi. W drzwiach mija się z pielęgniarką. Ona podaje mi jakieś pigułki i wodę w plastikowym kubeczku. Łykam je. Co mi szkodzi. Wychodzi. Zostaję sama i zaczynam czuć, że powoli odpływam. Moją ostatnią, świadomą myślą jest, że nie zarejestrowałam jak nazywa się ten lekarz. Chyba przedstawił się na samym początku. Będę go nazywać Doktorem X, postanawiam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 29, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jakie czasy, taki diabełWhere stories live. Discover now