Otchłań

411 80 68
                                    

  Promienie słońca tańczyły na powierzchni wody, rozbijając się o fale. Złote błyski wyglądały niczym gwiazdy na niebie, rozjaśniając głębinę. Płonęły, ginęły, spadały.

 Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć w objęciach oceanu jest najgorsza. Woda wypełnia płuca, ofiara walczy o oddech, zwija się z bólu. Wówczas ten świat stał się przerażający. Rozciągająca się po horyzont śmiertelna pułapka. Tajemnicza, ciemna toń, która pochłania wszystko, co znalazło się w jej zasięgu. Zimna, błękitna brama do zaświatów.

 Zeszłego lata wyłowili prawie trzysta ciał. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Ocean nie oszczędzi nikogo, co roku pożerając nowe ofiary. Ktoś kiedyś powiedział, że Bóg na końcu czasu wrzuci całe zło do otchłani. Nikt nie wiedział, kiedy dokładnie to nastąpi. Ten świat skrywał tyle sekretów. Może już wtedy czaił się w nim diabeł. Krył się w mroku, cierpliwie czekał, aż wreszcie mocno chwytał swoją ofiarę i ciągnął ją na dno.

 Tak naprawdę w każdym człowieku kryje się Diabeł. Nawet świętych palono za grzechy. Na końcu wszyscy zostaliby po prostu wrzuceni do otchłani. Jednych fale wyrzuciłyby wreszcie na brzeg. Drudzy zostaliby pożarci przez wodne stworzenia. Ich resztki opadłyby na dno, zostały przysypane mułem, a po milionach lat nazwano by je skamieniałością i dowodem ewolucji. Ciekawe, jak ludzie by wówczas wyglądali. Jak wiele mogli w tym czasie osiągnąć? Jak bardzo by się zmienili? Czy nadal by istnieli?

 Słyszała, że ocean może pochłonąć wszystko. Nikogo nie odrzuca. Obejmuje i zatrzymuje w sobie. Wreszcie ten świat okazał się sumą sprzeczności. Dominujący, ale delikatny. Potężny, ale przelewający się między palcami. Tajemniczy, ale godny zaufania. Wysłuchał wszystkich jej sekretów, karmił łzami, rozbrzmiewał śmiechem. Stał się przestrzenią koszmarów i najlepszym przyjacielem. Ostatecznie to właśnie tu zdecydowała się spocząć.

 Zimna toń obejmowała drobne, słabe ciało. Fale utuliły ją do wiecznego snu. Czasu i tak pozostało niewiele. Wciąż uciekał. Nieustannie, monotonnie, bezlitośnie poruszał wskazówkami zegara. Tylko ocean mógł go zatrzymać. Mógł podarować jej wieczność, zmyć jej grzechy, cierpienia, obawy.

 Ławice srebrzystych ryb płynęły we wszystkich kierunkach. Pozornie chaotyczne ruchy przerodziły się w zorganizowany, wspaniały taniec. Delikatny, półprzezroczysty parasol samotnej meduzy musnął jej skórę, kiedy przepływała obok. Parzydełka rozwiewały się wokół stworzenia, targane ruchami wody. Kraina śmierci ironicznie tętniła życiem.

 Płonęła. Mimowolnie otwierała usta, starała się nabrać powietrza, połykała kolejne hausty wszechogarniającego oceanu. Zimna toń wpływała przez przełyk i zmieniała się w ogień. Łzy mieszały się z otchłanią. Ostatni, niemy krzyk wypełnił płuca świata.

 Wreszcie opadła na dno. Na kopiec z barwnych traw morskich. Miękkie wodorosty zakryły ją przed złem i niesprawiedliwością. Już nigdy więcej nie miała się obawiać, cierpieć, płakać, krzyczeć, ranić i być ranioną. Wreszcie, na sam koniec znalazła schronienie. Ucieczkę przed rzeczywistością. Swoje własne miejsce.  

OtchłańOnde histórias criam vida. Descubra agora