Chcę czkawkę!

721 59 38
                                    

Czkawka zszedł na dół, już wcześniej czując zapach rozchodzący się po chacie. Astrid gotowała. Szatyn próbował po zapachu zdefiniować co konkretnie, jednak ciężko było mu wyróżnić coś więcej niż ten swąd spalenizny. Przybrał jednak dobrą minę do złej gry i z wymuszonym uśmiechem pokonał ostatnie stopnie, by wreszcie znaleźć się w głównym pomieszczeniu domu. Wziął głęboki wdech, po czym przekroczył próg kuchni. Astrid kręciła się przy stole, co chwilę coś dosypując do tajemniczej zupy, która bulgotała śmiesznie.


— Astriś? — zaczął słodko, byle odciągnąć ją chociaż na moment od gotowania. Ta jedynie spojrzała na niego, lecz nie przerwała wykonywanej do tej pory czynności.

— Hmm?

— Przecież rano umówiliśmy się, że ja coś ugotuję — powiedział, siląc się na niewinny ton, byle nie oberwać trzymaną przez Astrid łyżką. Blondynka spojrzała na niego, upewniając się czy on tak na poważnie. Uniósł dłonie w geście obrony i zaśmiał się nerwowo.

— Zephyr miała drzemkę, a mi się po prostu potwornie nudziło. Dlatego wykorzystałam ten czas. Teraz nie musisz ty się już martwić o obiad — odparła z uśmiechem i wytarła ręce w fartuch, który nie był nawet zawiązany.

— To... coś? — zapytał, od razu żałując swoich słów.

— Daj jej jakiś komplement! — usłyszeli nagle krzyk Sączysmarka, który zjawił się w ich domu nie wiadomo skąd. Astrid obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem, a Czkawka uśmiechnął się cały w nerwach.

— Kochanie, moje najpiękniejsze, wiesz, że cudnie dziś wyglądasz? Jak zawsze. Zmieniłaś fryzurę? — grał na zwłokę, a Astrid próbowała się nie roześmiać.

— Zauważyłeś? — zapytała, od razu się uśmiechając.

— Oczywiście, że tak. Zawsze nosisz warkocza, a dzisiaj są aż dwa. Pięknie wyglądasz — wyjaśnił. Objął ją następnie w pasie, dając znak Smarkowi, by wyszedł. Ten jednak nie zamierzał, najwidoczniej mając jakąś sprawę do wodza. Gestykulując nerwowo za plecami żony Czkawka niemal błagał przyjaciela, by opuścił jego chatę, choć na chwilę. Sączysmark tylko pokręcił głową z niezadowoleniem i wyszedł, zostawiając małżeństwo samym sobie.

— Słońce, może ty sobie teraz odpoczniesz, a ja zajmę się naszym obiadem, co? — zapytał, a Astrid westchnęła.

— Może masz rację, pójdę sprawdzić co z Zephyr — odparła i ściągnęła z siebie fartuch. Czkawka zapatrzył się na nią być może zbyt za długo, jednak Astrid uśmiechnęła się tylko. Podeszła do niej i złożyła na jego ciepłych ustach pocałunek. Szatyn nieco wykorzystał sytuację i położył dłonie na jej brzuchu, czując delikatne ruchy ich nienarodzonego jeszcze dziecka pod palcami.

— Jeśli zaraz nie przestaniemy to wylądujemy w łóżku — zaśmiała się Astrid, przerywając pocałunek.

— I tobie to przeszkadza? — zapytał szatyn, unosząc brew. Wojowniczka nie odpowiedziała, tylko ponownie złączyła usta z jego własnymi. Jęknęła cicho, kiedy poczuła jego dłonie na swojej talii. Wplątała swoje palce we włosy męża, nie mogąc się powstrzymać. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli stojącej w progu córeczki.

— Co robicie? — zapytała mała, obserwując ich uważnie. Astrid odskoczyła od Czkawka dość szybko, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Zephyr nigdy nie zastała ich w takiej sytuacji, która wydawała się być jednoznaczną. No może nie dla trzyletniej dziewczynki, badającej uważnie zachowanie rodziców.

— Nic takiego. Wiesz co mała, tata pójdzie się trochę teraz z tobą pobawić, a ja skończę przygotowywać jedzonko, dobrze? — Astrid próbowała jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Dziewczynka przytaknęła i pobiegła do głównego pomieszczenia, gdzie znajdował się jej kącik, na który składał się kocyk i pudełko z zabawkami.

— Nauczyła się otwierać drzwi? — zapytał cicho Czkawka, kierując to pytanie do żony, która wróciła do gotowania.

— Najwidoczniej. Pewnie się nudziła — uśmiechnęła się Astrid. — Jest sprytniejsza niż ci się wydaje — dodała.

— Właśnie widzę — westchnął. — Ale żeby nie było, jeszcze z tobą nie skończyłem — dodał, po czym wyszedł z kuchni, by dołączył do córeczki, bawiącej się już w najlepsze swoimi pluszowymi maskotkami.


***


Po późnym obiedzie, który okazał się całkiem zjadliwy, cała rodzinka siedziała w sypialni, spędzając razem miło czas. Powoli zbliżała się pora snu Zephyr, jednak dziewczynka nie była aż tak zmęczona i wszelkie próby ukołysania jej do snu kończyły się niepowodzeniem. Czkawka w końcu zrezygnował, twierdząc, że mała w końcu sama zaśnie ze zmęczenia. Astrid wpół leżała na łóżku, czytając jakąś książkę dotyczącą smoków, a jej mąż w tym czasie bawił się z dzieckiem zaraz obok niej.

— Hej, hej, hej, co to za wojna bez wojowniczki? — roześmiała się kobieta, gdy zauważyła jak je córeczka po raz kolejny obrywa od taty z miękkiej poduszki. Sama obrała stronę córki i przywaliła mężczyźnie.

— Ej, myślałem, że jesteś po mojej stronie — oburzył się Czkawka, robiąc udawaną obrażoną minę.

— Nigdy — zaśmiała się i przybiła piątkę z córeczką. — Poddaj się!

— W życiu — wybuchnął śmiechem. Zephyr wyszczerzyła swoją szczerbatą buzię w uśmiechu i przytuliła nagle do taty, co było dla rodziców totalnym zaskoczeniem.

— Ha! I kto tu jest lepszy? — Czkawka wystawił język w kierunku żony, a następnie wydobył z siebie charakterystyczny dźwięk, który doprowadził Astrid do napadu chichotu.

— Czkawka, czy... czy ty masz czkawkę? — zapytała, próbując się uspokoić. Czknięcie. Znowu.

— To takie śmieszne? — zapytał.

— A nie? — odbiła piłeczkę kobieta, a Zephyr popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

— Ja też chcę! Też chcę! — wykrzyknęła nagle i podskoczyła na łóżku, wyciągając rączki w górę.

— Co chcesz, skarbie? — spytał Czkawka, sadzając sobie córeczkę na kolanach. Ta popatrzyła na niego z powagą i wywróciła oczami. Że też dorosłym trzeba zawsze wszystko tłumaczyć.

— Chcę czkawkę! — odparła. Astrid zaśmiała się, zwracając tym samym uwagę dziecka.

— Ale już masz Czkawkę. Jeden w zupełności nam wystarczy — powiedziała, a Zephyr jakby automatycznie wtuliła się w tatę i zamknęła oczka, uśmiechnięta, a tym samym zadowolona z odpowiedzi mamy. Mężczyznę wzruszył ten widok, jednak miłą scenkę po raz kolejny przerwało czknięcie, później następne. Czkawka popatrzył z politowaniem na Astrid, która jednak nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.

— Okej, ja zaniosę ją do łóżeczka, a ty zrób coś z tym twoim... czkaniem — poszła jakby na kompromis i wzięła od męża córeczkę. Zephyr wtuliła się w jej ramię, uśmiechając lekko.

— Z tobą, jak z dzieckiem, Astrid — skomentował i przechodząc obok niej, cmoknął ją w policzek. Ta przewróciła tylko oczami, po czym zniknęła w pokoiku córeczki. Czkawka zbiegł za to cicho po schodach, by jakoś pozbyć się nieprzyjemnej czynności, która tak bardzo rozśmieszała jego ukochaną. W końcu mieli jeszcze do zrobienia... 

Chcę czkawkę!Where stories live. Discover now