Walka

48 6 0
                                    

Wioska Salem zajmowała nieduży skrawek ziemi tuż przy ujściu rzeki Naumkeag do Oceanu Atlantyckiego. Indianie mieli rację nazywając ją Krainą Węgorza i to wcale nie dlatego, że mieszkańcy trudnili się rybołówstwem. W gospodach, tych przy traktach po przeciwnej stronie North River, mówiono o wiedźmach i dziwnych rytuałach, a także o religijnych zapaleńcach, którzy nieustannie podejrzewali kobiety o uprawianie czarów.

Ci, którzy zbaczali z gościńców i którym jakimś cudem udawało się dostać do najbliższej gospody, opowiadali niestworzone rzeczy o Salem i jej mieszkańcach. Ci zaś, którzy żyli w bliskim sąsiedztwie wioski, zdecydowanie zaprzeczali wszystkim tym sytuacjom. Opozycyjne relacje zderzały się ze sobą w starciu głosów szaleńczych i wręcz nadto zrównoważonych. Trudno więc było określić, czy jedni oszaleli od napotkanych niebezpieczeństw i faktycznych wiedźmich praktyk, czy ci drudzy byli pod wpływem uroku lub najzwyczajniej w świecie mieli rację.

Diana Dashwood po raz kolejny była świadkiem dokładnie takiej samej sprzeczki. Trzech mężczyzn właśnie nokautowało jednego, utrzymującego, że został zaciągnięty nocą do lasu i wykonywano na nim jakieś sztuczki magiczne i cięto go. Niestety, nie było widać śladu po cięciach, więc najnormalniej w świecie zarobił w zęby za idiotyczne historie. Diana pracowała w tawernie o wdzięcznej nazwie „Kociołek", która wykorzystywała wszelkie historie związane z polowaniem na czarownice. Przewróciła oczami i wytarła z podłogi rozlane przez nich piwo. Gdyby tylko ci idioci znali prawdę...

Diana nie znalazła się w Kociołku przypadkiem. Dashwoodowie przybyli z samego Londynu podczas wypraw brytyjskiej floty handlowej za ocean. Niestety, ich statek „Dreadnought" nie przetrwał sztormu i dziesięcioletniej wtedy Dianie jedynej udało się przetrwać. Wierzyła, że zdarzyło się tak dzięki medalionowi, który otrzymała od swojej matki, Astarthe. Ta, według wierzeń ich rodu, od lat trudniła się białą magią i wyznawała kult Bogini Matki. Diana odziedziczyła zatem wiarę oraz umiejętności magiczne wraz z krwią. Dlatego też płynęli do Salem. Obiecano im raj i wolność wyznania.

I brzmiało by to wszystko bardzo nonsensownie, gdyby nie fakt, że podczas kolejnego dnia na morzu, dryfując na drewnianej pozostałości statku, odwodniona i spieczona przez pełne słońce Diana, została odnaleziona przez kobietę w kwiecie wieku o pięknych, ciemnych lokach. Przypłynęła ona szalupą, z zadziwiającą lekkością wciągnęła na nią dziewczynkę i wlała do ust coś, co smakiem przypominało napar ziołowy zmieszany z – z czego zdała sobie sprawę dopiero po latach nauki alchemii – kwaśnym smakiem krwi ropuchy.

– Kim jesteś i jak mnie odnalazłaś? – spytała Diana pomiędzy kaszlnięciami wywołanymi obrzydliwym smakiem mikstury.

– Widzisz, dziecko, usłyszałam szept Rogatego. – Kobieta spojrzała na zaciskany w dłoni dziewczyny wiccański medalion, jakby od samego początku ich spotkania było to oczywiste miejsce, w którym mógł się znajdować, już nie wspominając o tym, że wiedziała dokładnie o jego istnieniu. – Mów mi madame Hekate.

Tak Diana stała się podopieczną najbardziej wpływowej kobiety Salem i okolic, którą kochali wszyscy, łącznie z kapłanami, burmistrzem, mężami i ich żonami, które mniej lub bardziej skutecznie uczyły się od madame Hekate sztuk czarno-magicznych, które dawały im kontrolę nad mieszkańcami wioski.

Wszystkie te i inne zabiegi – pojenie mężów eliksirami, odprawianie nocnych rytuałów, kąpiele w czystej wodzie w pełnię księżyca i polowania na przeklętą zwierzynę sprawiały, że szczególnie męska część społeczeństwa Salem chodziła nad wyraz spokojna i zrównoważona, całkowicie nieświadoma obecności czarownic.

A prawda była taka, że one istniały.

Prawdą było też, że płonęły na stosie i była to najskuteczniejsza forma ich unicestwienia.

Ofiara RogategoWhere stories live. Discover now