Las w Seefeld

142 16 75
                                    

- Was für'n Scheiß!? – jęknął Horgacher patrząc na skok Ryoyu.

Nie tak to miało wyglądać.

Odkąd przyjechali do Seefeld wszystko działało idealnie. Kamilowi wmówił, że wygrany zdobywa wazony, więc ten skakał jak opętany, byle tylko dalej i ładniej od rywali. Kubackiego przekonał, że przyjechali tu tylko na zgrupowanie, a to białe to jest igielit tylko pomalowany na biało, więc niech skacze tak jak latem. Niech pokaże wszystkim jak skacze król lata.

Wszystko układało się przez te kilka dni idealnie, aż do teraz. Przyszedł wiatr, przyszedł śnieg i cały misterny plan poszedł w pizdu.

Jeszcze raz spojrzał na wyniki po pierwszej serii. Telewizorek przygotowany przez FIS jednak na wiele się nie zdał. Czarne litery mieszały mu się między oczami. Nie potrafił nawet odszyfrować nazwiska tego kto prowadzi, nie mówiąc już o odszukaniu swoich podopiecznych na liście. Sam już nie wiedział czy to kwestia zdenerwowania i literki mu się rozmazują, czy może dziwnie wilgotne oczy od padającego śniegu. A może to jednak łzy?

Tak! To były łzy. Łzy bezsilności. Wiedział, że zarówno on jak i chłopcy ze sztabu, a przede wszystkim sami zawodnicy zrobili dziś wszystko co mogli. Dali z siebie nie 100, a 200% mocy, a jednak przegrali. Przegrali z siłami natury. Nie tak powinno się rozgrywać konkursy o mistrzostwo globu.

Nie mógł spojrzeć nikomu w oczy. Nie chciał pokazać swej słabości. Grześka Sobczyka wysłał na dół, sam jednak został jeszcze na górze.

Został sam.

Wszystkie inne ekipy zeszły na dół na kilkunastominutowa przerwę między seriami by porozmawiać o skokach ze swoimi podopiecznymi i dać im ostatnie wskazówki przed finałową serią.

Nie dane mu było nacieszyć się zbyt długo ciszą, ponieważ w słuchawce usłyszał głos swojego asystenta Michała Dolezala.

Michala traktował jak swojego syna. Ściągnął go do polskiej ekipy gdy tylko sam przejął w niej ster jako główny trener. Świetnymi asystentami byli także Zbyszek Klimowski czy Grzesiek Sobczyk, z którym to zawsze jako pierwszym dzielił złości i radości po skoku swojego zawodnika, jednak Michal był jego oczkiem w głowie. Była między nimi specyficzna więź. Więź Mistrza i jego Ucznia. To właśnie jemu chciał przekazać pałeczkę kierowania tą drużyną gdyby jego pewnego dnia miałoby zabraknąć.

- Stefan, wszystko okej? – spytał głos w słuchawce – Martwimy się o ciebie.

- Mamy kogoś oprócz Kamila w drugiej serii? – zapytał Horgacher.

Tylko tego był w tej chwili pewien. Skakał przecież jako przedostatni zajmując po swoim skoku miejsce w drugiej dziesiątce, więc musiał się dostać. Chyba, że los postanowił jednak jeszcze dorzucić jakąś dyskwalifikacje. Ale tego byłoby już chyba zbyt wiele. Nie tylko na jego własne serce, ale na serce Kamila. Jechał tu z wielkimi nadziejami, jednak w Insbrucku coś się posypało. Nic nie wyszło tak jak powinno. A tutaj końcowy wynik miałby być jeszcze gorszy?! On na to nie zasługuje. Nie jego Kamilek, jak lubił do niego mawiać. To była taka chodząca cieszynka. Swoim entuzjazmem i radością z życia potrafił wszystkich zarazić. Nie wie jak mu spojrzy teraz w oczy? Niby to nie była jego wina, warunki były absurdalne, ale jednak kolejna, może już ostatnia szansa, na jego indywidualny medal przeszła koło nosa.

- Dwudziesty dziewiąty Stefanek. Dwudziesty siódmy Dawid. Piotrek odpadł.

Stefanek. Lubił go. Zresztą kogo on nie lubił z tej kadry. Za wszystkich dałby się pokroić. Stworzyli rodzinę. Rodzinę, o którą się walczy. Ale czy ta walka ma jeszcze jakiś sens? Tak naprawdę nic nie idzie już tu zdziałać. To nie konkurs Pucharu Świata, gdzie liczy się każdy punkt do końcowej klasyfikacji. Tu ważne są tylko pierwsze trzy miejsca. Okej, pierwsze sześć bo przecież dyplomy i pamiątkowe trofea z jakimś mega fajnym kamieniem dostaje najlepsza szóstka konkursu. Kamień. Obiecał Kubackiemu, że z Seefeld przywiezie sobie taki kamyczek i postawi w domu nad kominkiem. On będzie kolejnym, którego zawiódł. Niepotrzebnie wlał w nich tyle wiary przed konkursem.

Las w SeefeldWhere stories live. Discover now