1

1.2K 81 14
                                    

Odkąd pamiętał, sny Keith'a nawiedzała duża, czerwona maszyna w kształcie kota. Chociaż "maszyna" było złym określeniem, gdyż była ona czymś więcej; była statkiem kosmicznym, który potrzebował pilota. Chciała Keith'a. Ze wszystkich Galran chciała akurat jego: mizernego, niskiego samca, który wyglądał jak przedstawiciel płci przeciwnej i który w dodatku był przedmiotem westchnień galrańskiego księcia. Znienawidzony przez wszystkich, nieznający własnych rodziców, niewyglądający jak ktokolwiek z jego rasy z wyjątkiem fioletowej skóry, białych włosów, żółto-fioletowych oczu i ostrych zębów. Mały, słaby, niewystarczająco galrański. Przede wszystkim jednak tym, co go odróżniało od innych, był sposób myślenia. Keith po prostu nienawidził tego całego "zwycięstwo albo śmierć", oddania Imperatorowi Zarkonowi albo nieinteresowania się innymi gatunkami. Było jeszcze dużo innych rzeczy, którym z głębi serca życzył przepadnięcia w przestrzeni kosmicznej, ale akurat te denerwowały go najbardziej.

Przez całe jednak życie Keith ignorował naglący głos lwicy, zajęty walką o przetrwanie i przeświadczony o tym, że ma zwykłe zwidy przez ciągły stres i bieg. Ostatnio jednak sny stały się bardziej namacalne i w dodatku przeniknęły do świadomego świata. Zwłaszcza wczoraj. Głośne przyjdź aż do teraz dudniło w głowie młodego Galry. To właśnie dlatego w tym momencie walczył z fioletowymi żołnierzami, zdeterminowany dotrzeć do hangaru, do którego drogę już od kilku varg widział w myślach. Czuł, że teraz nadszedł ten czas.

Przyjdź.

- Haaaa! - krzyknął, bezlitośnie przecinając brzuch żołnierza, który jeszcze dzisiaj rano na śniadaniu podstawił mu nogę, kiedy Keith szedł do stołu z tacką z jedzeniem. Wtedy chłopak nie zareagował, gdyż przed oczami majaczył mu tylko jeden cel, który miał spełnić za kilka varg. Nie mógł marnować energii na co innego.

Żołnierz wydał zduszony odgłos, po czym opadł na podłogę, wypluwając połyskliwą krew, której złoto-czerwony odcień charakterystyczny był dla ich rasy. Przeżyje - pomyślał z ulgą buntownik, nie zatrzymując się ani na chwilę. Nienawidził wszystkich i wszystkiego, co związane było z Galrą, ale to nie znaczyło, że chciał zabijać swoich pobratymców. On po prostu nie chciał tego robić, nie chciał być taki jak oni. Nie każdy, kto w jego mniemaniu jest zły, zasługuje od razu na śmierć.

- Zatrzymaj się! - bezbarwny głos robota strzegącego wejścia do hangaru, który był celem Keith'a w żadnym stopniu nie sprawił, że ten się zatrzymał. Było wręcz przeciwnie: białowłosy przyśpieszył, by móc tym samym z większą siłą wbić w strażnika trzymany przez siebie sztylet. Kiedy to zrobił, szybko uskoczył w bok, uciekając przed laserowymi pociskami innych żołnierzy. Nie zwlekając ani chwili dłużej przyłożył dłoń do panelu otwierającego drzwi i niecierpliwie czekał aż one--

- ...a więc naprawdę istniejesz - powiedział po dosłownie ułamku ticku ciszy, na którą sobie pozwolił, wpatrzony w ogromną bestię otoczoną czerwonym polem siłowym. Zdawało mu się, że lwica do niego... mrugnęła? Nie miał jednak zbyt dużo czasu, by móc się nad tym zastanawiać, gdyż kolejna fala pocisków trafiła niebezpiecznie blisko niego. Przebiegł przez drzwi i zmusił je do zamknięcia, doskonale wiedząc, że to nic nie da, po czym podbiegł do pola siłowego. Myślał, że to ustąpi i da mu przejść, ale kiedy tylko się do niego zbliżył i położył na nim opuszek jednego palca, dosięgnęło go uderzenie energii, które sprawiło, że upadł na tyłek. Oszołomiony wstał i poczuł się zdradzony, kiedy wypełniły go uczucia rozczarowania, gniewu i smutku.

- A więc to tak?! Wołałaś mnie do siebie tylko po to, żeby mnie tak bezlitośnie odrzucić?!! Ty zdradliwa, mała--!!

Ktoś uderzył go w głowę, czym niespodziewanie zakończył jego wypowiedź... a przynajmniej chciał uderzyć, gdyż niezwykle wyostrzone adrenaliną zmysły sprawiły, że niemal natychmiast odskoczył. W sumie nie musiał nic robić, już i tak stracił całą nadzieję na wydostanie się z tego miejsca. Zaraz przyjdzie tu Lotor i go równo zjedzie, nie wspominając o tych całych torturach i kto wie, czym jeszcze...

Przez całe ciało Keith'a przeszły dreszcze i wtedy na nowo zrodziła się w nim determinacja. Myśl o ponownym dostaniu się w łapy tego obrzydliwego księcia jak widać działa cuda.

- Wiesz co?! Wydostanę się stąd bez względu na to czy będzie to na twoim pokładzie, czy na czymś innym! Więc jeśli nadal mnie nie chcesz: twoja strata! - krzyknął, nie tracąc tchu ani przewagi nad przeciwnikiem... do czasu. Otoczyli go i wyglądało na to, że ktoś zranił go w nogę, ponieważ czuł ciepłą strużkę krwi spływającą mu pod nagolennikiem. Oparł się rękami o panel znajdujący się za nim, przez co wpadł na ostatni genialny pomysł. Niewiele więcej myśląc, pociągnął za szarą wajchę i mocno się jej złapał, kiedy właz znajdujący się prawie że pod nim otworzył się i zaczął wciągać wszystko na swojej drodze, dążąc do wyrównania ciśnień w statku i poza nim.

Keith szybko tracił czucie w swojej prawej ręce po czym wywnioskował, że ją też miał ranną. Ponadto gwałtownie malejące stężenie tlenu w powietrzu sprawiało, że zaczynało mu się robić ciemno przed oczami. Myśląc tylko o tym, że w końcu będzie mógł być wolny, pozwolił porwać się w czarną pustkę. Ostatnim, co usłyszał, było przenikające do szpiku kości ryknięcie. Po tym nic już nie słyszał ani nie widział.

.

.

.

Heeeeej! Tak, jeszcze żyję. Nie, nie zaczynam nowej książki, by skończyć ją za trzy lata, już jest całkowicie do końca napisana. Tak powinnam robić z każdą książką, a nie...ljvrhxzuehrehzv

Więc tak, mam nadzieję, że Wam się spodoba, jak mi się spodobała, bo ten pomysł łaził za mną od dosyć dawna i w końcu udało mi się go ziścić. Jest to krótka książka, ale będę dodawała rozdziały co dwa dni, żeby nie było, że od razu wszystkie... nie ma tak fajnie w życiu, huehue.

Ekhem, tak, to tyle. Chciałam zrobić jakieś fajne tytuły rozdziałów, ale jakoś po prostu nie mam pomysłów, które mogły mi się skończyć wraz ze skończeniem pisania tejże książki... No nic to, jakoś przeżyję i może kiedy indziej zmienię te tytuły x,D

A na razie: dobranoc! Czy tam dzień dobry, jak wolicie ;9

Keith (Voltron) - zakończoneМесто, где живут истории. Откройте их для себя