Znamię

16 1 1
                                    

-Ciepła noc prawda?- Spytała Emma zerkając w oczy swojego chłopaka.

-Tak skarbie, jest świetnie. A podobno miało być chłodno, przynajmniej tak powiedziała mi dzisiaj rano Lilith.- Odrzekł Victor obejmując dziewczynę. 

-Czasem wydaje mi się, że ta twoja siostrzyczka bierze niektóre informacje prosto z kosmosu, swoją drogą spójrz ile jest dzisiaj gwiazd, uwielbiam, kiedy jest tak przejrzyste niebo. Może dzisiaj jeszcze przejdziemy się nad morze co?- Spytała Emma uśmiechając się jak zwykle delikatnie i słodko.

-Niebo jest piękne to prawda, a jeśli chodzi o morze to uważam, że to jest świetny pomysł.

-Ej papużki? Idziecie?- Krzyknął jeden z grupki przyjaciół Victora i Emmy, którzy szli kilkanaście metrów przed nimi. Para i ich kilku przyjaciół wracali właśnie z maratonu horrorów. Wszystkim się bardzo podobało, trafili na filmy, które przypadły do  gustu każdemu z nich wiec postanowili jeszcze trochę połazić po już opustoszałym ze względu na bardzo późną godzinę mieście.   

-Wiecie co? Idźcie dalej sami, my będziemy powoli wracać do domu- odpowiedział Victor.

-Okej jak chcecie- i w tym momencie para skręciła w leśną dróżkę prowadzącą nad morze, a reszta poszła w stronę centrum.

Po kilkunastu minutach byli już na plaży, Emma usiadła przy wodzie, a Victor obok niej obejmując ja lekko. Siedzieli tak zapatrzeni w wodę, gdy zadzwonił nagle telefon dziewczyny, odebrała i zaczęła rozmawiać. W tej samej chwili Victor usłyszał dziwny szept dochodzący z jego prawej strony, niemal od razu zwrócił głowę w tamtym kierunku. Zauważył, że na piasku cos się świeci, ale nie mógł stwierdzić co to, bo siedział za daleko. Emma nawet nie zauważyła, kiedy Victor wstał, aż tak była pochłonięta rozmową, chyba stało się coś ciekawego, ale przecież był środek nocy. Takie myśli krążyły po głowie chłopaka. Podszedł bliżej i zauważył leżące, świecące na biało kamienie tworzące kształt niewielkiej spirali. Victor wpatrywał się w dziwny kształt, teraz zrozumiał, że szept, który usłyszał dobiegał wlasnie stad. Udało mu się zrozumieć słowa, które usłyszał, te słowa to jego imie wypowiadane raz po raz co kilka sekund. Ten symbol go nawoływał. Wpatrywał się w niego zahipnotyzowany jego blaskiem. Nie kontrolował się, coś kierowało jego ruchami. Jego dłoń coraz bardziej zbliżała się do kamieni, wtedy Victor się zbudził, zorientował co się dzieje, lecz już było za późno, opuszki palców jego prawej dłoni dotknęły spirali i poczuł przeszywający bol, ale nie dłoni. Ból najbardziej intensywnie odczuwał na jego prawym ramieniu. Ścisnął zęby z bólu, padł na kolana i powędrował wzrokiem w kierunku swej ukochanej. Biegła do niego krzycząc jego imie. Po chwili jego powieki mimowolnie się zacisnęły i usłyszał ten sam szept tylko teraz wyraźniejszy:

Czcij to, co Święte.

Czcij Ziemię, Matkę nas wszystkich.

Szanuj wszystkich, z którymi dzielisz Ziemie, czworonożnych, dwunożnych, skrzydlatych, przemierzających wodne otchłanie, pełzających.

Wędruj pod każdą postacią i pomagaj im.


Victor stracił przytomność, kiedy się obudził był już w swoim łóżku. Popatrzył za okno i zauważył, że nadal jest ciemno, nie wiedział co się stało.

ZmiennokształtnyWhere stories live. Discover now