~

75 12 14
                                    


                ― Chodź, wcale nie jest tak zimno.

Ostrożnie wychynąłem zza łuku otwierającego się na szkolne błonia, by zauważyć, że mój nowy przyjaciel stoi już pośrodku kamiennego kręgu przy wyjściu ze szkoły i uśmiecha się łagodnie. Zawsze zdawało mi się, że był nieco bardziej blady od innych, zwłaszcza przy swoich ciemnych włosach i równie ciemnych oczach, ale teraz wyglądał dzięki temu jeszcze bardziej, bo ja wiem... ładnie? Dostojnie? Nieco jak w tej mugolskiej bajce o królewnie, której skóra była biała jak śnieg, a włosy czarne jak kruk. On wyglądał podobnie, kiedy stał taki niepozorny, po kostki w śniegu, i w oczekiwaniu na mnie poprawiał szalik.

― Faktycznie, nie tak zimno ― uznałem, zeskakując z kilku stopni, by też postawić buty w grubej warstwie białego puchu. Było wcześnie, zimowe słońce ledwo zaczęło wstawać, a pierwsze z jego różowych promieni kryły ściśle półprzezroczyste chmury podobne do mgiełki. Kiedy tylko dołączyłem do przyjaciela, ruszyliśmy w dół białego zbocza; przed nami rozpościerał się widok na chatę gajowego, las i ogromne jezioro, błyszczące srebrno w słońcu poranka, za nami zaś, gdy się odwróciłem, szczyty wież i ciemne dachy zamku pokrywały grube śnieżne czapy. Wyglądał jak w kuli ze śniegiem, jednej z tych, które oglądałem nie tak dawno podczas mojej pierwszej wizyty w Hogsmeade. Było przepięknie. Nawet jeśli chłodno, to pięknie Otuliłem się trochę ciaśniej szkolną szatą, nie miałem na sobie płaszcza, bo mieliśmy wyjść tylko na krótką chwilę.

Zerknąłem z ukosa na przyjaciela, ale nie śmiałem od razu do niego zagadywać. Był naprawdę piękny. Chociaż na mnie nie patrzył, widziałem jaką przyjemność sprawia mu to małe wyjście, w zupełnej tajemnicy przed wszystkimi, kiedy cała szkoła pogrążona była jeszcze we śnie. Była sobota, nikt inny nie myślałby nawet o wstawaniu wcześniej, niż na śniadanie. Na pewno nikt, kto nie był tak ciekawy świata, jak ja ― jak my dwaj! Mój przyjaciel zdawał się więc czerpać radość z każdej sekundy, każdy kolejny krok w śniegu stawiał z prawdziwym rozmiłowaniem, wpatrywał się w czubki ośnieżonych choinek jakby szukał tam czegoś pięknego. Kiedy wiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem, znajdowałem to samo, co i on musiał widzieć: migotanie kryształków śniegu, maleńkie sopelki o fantazyjnych kształtach zwieszone z koron drzew, ptaki w gniazdach, grzejące się jeden przy drugim. Im dalej w dół błoni szliśmy, tym bardziej natarczywa stawała się jednak moja ciekawość.

― Czy mogę już wiedzieć, dokąd idziemy? ― spytałem ostrożnie. Kiedy tylko na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się z nadzieją. ― Co takiego chciałeś mi pokazać? Mówiłeś, że to coś niezwykłego!

― Och, tak. Zupełnie niezwykłego. Coś, czego nikt inny nie mógłby ci pokazać.

Niemal poczułem, jak zaciekawienie tylko wzrasta. Mój przyjaciel miał tę niesamowitą cechę: potrafił obudzić we mnie tak barwne fantazje i marzenia, jakich nie wyczarowałby nikt inny, a przy tym rzadko kiedy tak naprawdę mówił o nich wprost. Nie myślałem nad tym wiele, ale była to pewnie kwestia tych właśnie niedopowiedzeń. Zostawiał za kurtyną tajemnicy to co najważniejsze, by uczynić to jeszcze słodszym. Chyba dlatego tak szybko go polubiłem. Był czarujący. I jak mało kto pozostawał dla mnie naprawdę uprzejmy, nie wymagając niczego w zamian.

Nie marudziłem już więcej, nie chcąc przypadkiem sprawić mu zawodu albo go zagniewać. Wiedziałem, że potrafił ławo wpadać w gniew, chociaż nie wobec mnie. Dla mnie zdecydowanie zawsze był dobry. Szedłem więc krok w krok za nim, w którymś momencie robiąc sobie z tego nawet zabawę: wskakiwałem w jego ślady pozostawione na śniegu, tak że wyglądało, jakby tą dróżką szła tylko jedna osoba, a nie dwie. Zaśmiałem się, kiedy zauważyłem wreszcie, jak się z tego powodu uśmiecha. Odezwał się jednak dopiero, kiedy doszliśmy do ściany lasu; przez chwilę przestraszyłem się, że wejdziemy między drzewa, słyszałem przecież o tym lesie tyle potwornych legend od starszych uczniów... ale nie, oczywiście, że to nie tam mnie prowadził. Wystarczyło posłuchać, jak łagodnie do mnie przemawiał, nawet jeśli to, co powiedział, z miejsca mnie zaskoczyło.

Jezioro | Tom RiddleWhere stories live. Discover now