Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stało.
W jednej chwili stała tutaj. Tu, zaraz przy nim. W drugiej była już tam- nabita na czarny miecz Lorda Lux. Niemalże zwisała z niego, niczym słomiana kukiełka z dłoni starej czarownicy. Wciąż jednak miała na twarzy ten cholerny kpiący uśmieszek.
Lord, jakby rozumiejąc, że celem dziewczyny wcale nie było uśmiercenie go ostrzem, zblednął nieznacznie. Jej dźwięczny śmiech, z ledwie słyszalną nutką histerii i bólu, odbił się od kamiennej posadzki, by zaraz zniknąć w ciemnych czeluściach przepaści legendarnej Sali Obrad Siedmiu Żywiołów.
Nie zdążył zaczerpnąć haustu powietrza, by wydać z siebie rozpaczliwy, błagalny krzyk. Nie rób tego! zamarło mu na ustach.
Jej ciało naparło na Lorda, a ona używając resztek swej siły, która wysiąkała przez ranę w jej piersi, oplotła wroga w śmiertelnym uścisku, ciągnąc go wraz ze sobą w dół. Ostanie zdanie przepowiedni cichło z wolna, niczym jej śmiech ułamek sekundy wcześniej:
,,By Mrok zjednoczył się ze Światłem, tworząc Nowy Dzień."
Ostatnim, co usłyszał, był rozdzierający krzyk Draconis, gdy oszalała z rozpaczy rzuciła się za nimi w przepaść. Szczęk metalowych płyt, gdy jego rycerze oddali hołd Mors.
A on, król, upadł bezsilnie na kolana. I zasłoniwszy oczy przed wirującym prochem z ciał Feniksów, zapłakał. Z tego prochu już nie powstaną. Ona też nie.
Jego córka umarła. Tym razem mógł być tego pewien.
YOU ARE READING
Śmierć kresem cierpień
FantasyMors. Tak brzmiało jej imię. Tak... Niemalże czuła jego smak na swym języku. Mors. Śmierć. Zawsze czuła się taka żywa w jej objęciach.