𝗱𝘆𝗮𝗱 𝗶𝗻 𝘁𝗵𝗲 𝗳𝗼𝗿𝗰𝗲.||

368 46 26
                                    

Sto dwadzieścia siedem dni.

Dokładnie tyle minęło od dnia, gdy Najwyższy Porządek został pokonany, a tyrania Imperatora Palpatine'a nad galaktyką została nareszcie zakończona. Dla istot żyjących na każdej planecie, dzień ten był radosny. Celebrowali zwycięstwo powstańców, tworząc historie na temat ich dowódców.

Nikt jednak nie zdawał się być świadomy z iloma stratami i jak wielkim bólem zakończenie tej wojny wiązało się dla co poniektórych.

Gdy Rey wracała wspomnieniami do tego dnia, jedyne co czuła to smutek i pustkę. Zdawało jej się, jakby część jej duszy, zostało brutalnie oderwana i pochowana wśród ruin cytadeli Sithów na Exegol. Na planecie, którą tak bardzo gardziła.

To tam straciła jedynego mężczyznę, który był w stanie ją zrozumieć. Człowieka, który był gotowy pomóc jej się odnaleźć, pomóc zaprowadzić równowagę. Moc – choć połączyła ich umysły i dusze ze sobą, zespoliła – zdawała się mieć wobec nich inne plany, daleko odbiegające od spokoju i szczęścia.

Nigdy nie zdradziła nikomu, co zaszło między nią a Benem Solo. Stało się to jej sekretem. Miała świadomość, że przyjaciele nie będą w stanie zrozumieć więzi jaka ich łączyła. Ona sama przez długi czas nie potrafiła tego zrozumieć.

Spędziła tygodnie na rozmyślaniu w samotności, starając się pojąć, co chciała osiągnąć Moc. Jaki cel miała by postawić na jej drodze Bena, skoro i tak planowała go pędzej czy później odebrać.

Ta myśl nie pozwalała jej spać wraz z nawracającymi koszmarami.

Za każdym razem, gdy tylko słońce znikało za horyzontem, a ona kładła się do łóżka, śniła jego. Te czarne włosy, których pragnęła znów dotknąć. Ciemne oczy, w których spojrzeniu potrafiła się zatopić, odnajdując upragniony spokój. Chciała czuć jego ciepło przy sobie, móc ponownie dotknąć jego warg i tym razem powiedzieć, co czuje. Wyjawić kim dla niej jest i jak wiele znaczy w jej życiu.

Jednak on w każdym śnie odchodził.

Delikatny uśmiech wkradał mu się na usta, a po policzku spływała pojedyncza łza. Widząc jak słabnie i upada, prosiła w duchu, by się temu oparł. By jej nie opuszczał, został z nią za wszelką cenę.

Gdy tak powoli zanikał, Rey nie chciała niczego innego, jak uczynić dokładnie to samo. Spotkać go po drugiej stronie. W miejscu, gdzie dane im będzie wreszcie zaznać smaku szczęścia i upragnionej bliskości, o której śniła nawet na jawie.

Jak co wieczór siedziała na jednym ze wzniesień, z którego najlepiej było widać gwieździste niebo. W dłoniach trzymała czarny materiał, który starała się nosić jak najbliżej siebie.

Wpatrywała się w niego, a w oczach pojawiły się pierwsze łzy.

Przybliżyła go bliżej twarzy, przymykając oczy. Choć minęły miesiące, odkąd właściciel tej bluzki zniknął, ona dalej czuła jego zapach. Kojący i działający łagodząco na jej zbolałą duszę.

Przychodziła tu codziennie, z nadzieją, że pewnego dnia Ben Solo się pojawi. Nigdy w to nie wątpiła i wytrwale potrafiła przeczekać nawet całą noc, przytulając do siebie jego koszulkę. Nic nie było w stanie jej przeszkodzić. Nawet deszcz jej nie spłoszył. Pragnienie, by go ponownie zobaczyć, było zbyt silne.

Odsunęła dłonie od twarzy, otwierając przy tym oczy. Wsłuchiwała się w wszechobecną ciszę, co jakiś czasz przerywaną przez szum wiatru oraz świerszcze. Rozłożyła materiał na swych kolanach i czekała.

— Moje dziecko. — spokojny damski głos, rozległ się za jej plecami. Odwróciła od razu głowę i spojrzała na Maz Kanatę, która najwidoczniej musiała ją śledzić. Rey niezmiernie ciekawiło, czy jako jedyna zorientowała się i dostrzegła jej conocne ucieczki z pokoju. — Co robisz?

𝗗𝗬𝗔𝗗 𝗜𝗡 𝗧𝗛𝗘 𝗙𝗢𝗥𝗖𝗘 ━━ reyloWhere stories live. Discover now