Alive

69 6 5
                                    

Rok 2187, Normandia.

EDI spojrzała na śpiącego w łóżku Jokera i uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądał tak niewinnie, kiedy był pogrążony we śnie. Nie przypominał pilota, którego pożerała rozpacz, ani kogoś, kto czuł ulgę, bo to wszystko się już zakończyło. Podobał jej się taki obraz, choć wiedziała, że był tylko iluzją.

Po chwili niepewnie wstała z fotela i cichym krokiem podeszła do łóżka. Wbiła wzrok w twarz mężczyzny i delikatnie przejechała po niej dłonią, czując pod palcami ciepło jego ciała. Cicho — wręcz bezszelestnie — położyła się obok niego, nie odrywając wzroku od nosa, ust, policzków czy zamkniętych oczu.

Gdy tak leżała, z zachwytem obserwując mężczyznę, w jej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. Jedno słowo.

Dziękuję.

Obróciła się na plecy i spojrzała w sufit. Błogi spokój zapanował nad ciałem i... duszą. Tak to chyba mogła nazwać. Dusza. Tylko tyle jej pozostało po jednej z najważniejszych osób w jej życiu. Zdolność wyrażania emocji, uczucia, które władały mechanicznym ciałem, zrozumienie dla wielu rzeczy na tym świecie.

Zamknęła oczy.

Widziała twarz, poważną, ale zarazem pełną sprzecznych ze sobą uczuć. Widziała oczy, zielone, pełne determinacji. Widziała włosy niczym krew, spływające po ramionach. Widziała każdy, najmniejszy szczegół, najmniejszą bliznę, najmniejszy pieg czy zmarszczkę. 

Wiedziała, że tylko ona miała tak wyraźny obraz. Tylko ona pamiętała każdy szczegół. 

To jedno słowo cisnęło się tym razem na usta. Chciała je wypowiedzieć, lecz nie mogła.

Nie było już Shepard, której mogłaby powiedzieć, ile dla niej znaczyła, jak bardzo była wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobiła, że dzięki niej mogła być tym, kim się stała.

Nie mogła już jej powiedzieć, że dzięki niej żyła

[Mass Effect] AliveWhere stories live. Discover now