miłość pór roku

698 92 218
                                    

Faustyna postawiła stopy na sporawym kamieniu, który ktoś złożył w darze pełnoletniemu Dębosławowi. Pełnoletniemu, gdyż miał pełno lat i cztery razy tyle pór roku. Ona też była już pełnoletnia. Wiedziała, co czuł Pan Dębosław.

Wzięła głęboki oddech, czekając aż jej płuca napełnią się powietrzem. Było niczym lody marcepanowe z Anielskiej, które przeszły przez proces sublimacji. Smak dzieciństwa.

— Faustuś, przeziębisz się — zganił ją Irysowski.

— Wasze motto: Wolimy zapobiegać, niż leczyć. Mam lekarza w domu. Nie dramatyzuj. — Uśmiechnęła się kwieciście. — Józiu, spójrz na zmieniające się pory roku. Od pięćdziesięciu lat je obserwuję, ale i tak jestem nimi oczarowana. Nie wiem, jaką mogłabym być, wszystkie są takie majestetyczne. Zbyt majestetyczne na mnie. Każda roztacza wokół nas Farby Boga. Mgła, śnieg, słońce czy burza są jednymi z kolorów na Jego palecie. Te farby są najlepszej produkcji i niech się schowa Daler-Rowney ze swoimi akrylami. — Zeszła z kamienia i zakręciła się wokół własnej osi. — A Sercowo to najpiękniejszy Jego obraz.

— Bóg każdego z nas widzi jako nieopisany przez żadnego wieszcza znakomity obraz, Fau. On jest najlepszym malarzem.

Panią Irysowską obejmował mąż. Jego niegdyś ciemne pukle zdobiła siwizna, która wybierała sobie poszczególne włosy, by utworzyć na jego głowie portret czekolady z wiórkami kokosa. Kobieta poprawiła spadające z twarzy okulary. Złote promienie słońca odbijały się finezyjnie od miedzianych pukli pokrywanych srebrną farbą doświadczenia.

Sercowo nic się nie zmieniło. Może tylko farba na Żółtym Liceum nieco odchodziła.

— Uwielbiam witać wiosnę — stwierdziła Irysowska. — Zawsze wygląda to tak, jakby toczyła się bitwa między Zimą a Wiosną, a przegrana Mroźna Armia wycofywała swoje oddziały. — Rozmarzyła się, mocniej wtulając w kurtkę ukochanego. — Moje nieszczęścia są Zimą, a ty moją Wiosną, która zawsze z nią wygrywa, by Lato miało łatwiejsze przyjście.

— Kocham cię, Fauciu. Kocham cię tak bardzo jak pierwszego dnia tutaj, gdy zobaczyłem cię we wrześniu trzydzieści lat temu.

— Ja też cię kocham, Józefie Irysowski. — Chwilę milczeli. — Jak byś zdefiniował miłość?

Rozmyślał. Nie wiedział. Mógł ją naukowo opisać, ale to nie było to. Po prostu się nie dało. Miłość sie czuje, a nie wymyśla.

— „O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słod­ka i ma kształt. Spróbuj zde­finiować kształt gruszki”. *

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

*Andrzej Sapkowski

dedykowane Awarko

Miłość pór roku [ #NCSPK fanfiction ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz