Zabójstwo przy kominku

77 7 6
                                    

Wszyscy stali patrząc z niedowierzaniem na plamę krwi rozlanej na piersi lorda Arthura. Stary arystokrata jak zawsze siedział wieczorem przy kominku popijając herbatę i czytając gazetę. Tego wieczoru jednak nie dane mu było spokojnie poczytać o nowościach w stolicy. Lekturę przerwał mu ktoś kto zatopił leżący teraz przy kominku nóż w sercu starca. Ciszę w pokoju przerwał stary kamerdyner John.

- Niech nikt się stąd nie rusza, pójdę zadzwonić na policję!

Wszyscy byli jeszcze w szoku więc nikt nie myślał żeby oponować, lecz czy aby na pewno wszyscy? Kto zabił starego lorda Arthura czy to pokojówka Betty, a może ogrodnik Will, syn lorda Gregor, kucharz, służba, dalsza rodzina, duch, a może wreszcie stary lokaj, który właśnie chce wykorzystać sytuację i dać nogę? podobne myśli nurtowały prawdopodobnie sprzątaczkę Martę, która cichaczem ruszyła za Johnem. Lokaj jednak faktycznie podszedł do telefonu i wybrał numer policyjny.

- Dzień dobry sierżancie. Mamy tu morderstwo... lorda Arthura. Mówi lokaj John Black. Tak oczywiście, nikt nie opuści terenu posiadłości bez mojej wiedzy. Dobrze, czekamy na przyjazd policji.

Marta słysząc to szybko wróciła do salonu gdzie prywatny lekarz lorda instruował wszystkich jak nie utrudniać pracy policji. Kazał wszystkim przejść do głównej sali jadalnej i usiąść przy stole. Łącznie z lekarzem zasiadło przy nim 16 osób. Stary John spytał marszcząc brwi.

- Gdzie jest panicz Gregor?

- Nikt go nie widział od kiedy poszedł po okulary dla ojca.

- Dobrze zaczekamy z szukaniem go do przyjazdu policji.

Po około dwóch godzinach kłótni kto gdzie był i wzajemnych oskarżeń do pomieszczenia wkroczyło czterech żandarmów i oficer śledczy. Przyjrzał się wszystkim po kolei, dłużej zatrzymał wzrok na spoconej twarzy kucharza po czym odezwał się.

- Kto nas wzywał?

- To ja sir, John Black, lokaj.

- Dobrze, chłopcy przypilnujcie państwa. Ja i Josh pójdziemy z panem Blackiem obejrzeć denata.

John zaprowadził policjantów do pokoju gdzie w fotelu leżał lord. Oficer przyjrzał się ciału, pokojowi, obejrzał nóż, wreszcie wstał i podszedł do lokaja.

- Sir, zanim pan o coś spyta chciałem powiedzieć, że nie wiemy gdzie jest panicz Gregor. Nikt nie widział go od kilku godzin, jeszcze przed odkryciem morderstwa.

- Rozumiem. Młody, weź jednego z chłopaków i idźcie go poszukać, jeśli będzie uciekał możecie nawet strzelać.

Funkcjonariusz zasalutował i ruszył wykonać polecenie. Oficer omiótł wzrokiem raz jeszcze całe pomieszczenie po czym wrócił do jadalni, prowadząc przed sobą lokaja.

- Moi państwo, mamy tu bezsprzecznie do czynienia z morderstwem. Kiedy moi ludzie znajdą pana Gregora rozpoczniemy przesłuchiwanie każdego po kolei w pokoju obok. Czy wyraziłem się jasno?

Wszyscy pokiwali ponuro głowami. Minął kwadrans ciszy po którym wrócili policjanci prowadząc młodego postawnego mężczyznę. Nie opierał się, wyglądał raczej na wystraszonego. Kiedy zobaczył oficera od razu krzyknął.

- Czy mogę zobaczyć ojca!? Proszę!

- Zezwalam, Scott, idź z nim.

- Gdzie go znaleźliście?

- Leżał na korytarzu przed gabinetem, na głowie ma trochę skrzepłej krwi, ktoś przywalił mu czymś ciężkim.

- Dobra, pilnujcie ich i wprowadzajcie po kolei do pokoju obok na przesłuchanie, nie mogą między sobą rozmawiać, rozumiesz?

Zabójstwo przy kominkuWhere stories live. Discover now