1

21 6 1
                                    

Gdy Bóg tworzy ludzi, wszyscy na początku jesteśmy takimi samymi, zwykłymi kamieniami. To po części życie, ale w większym stopniu my sami decydujemy, czy wydobędziemy z tego coś więcej, zapragniemy stać się kimś więcej, czy będziemy wstanie poruszyć niebo i ziemię, by rozłupać ten kamień na pół i wyjąć z niego diament, by stać się najlepszą wersją siebie.

Czasami, jednak, zdarza się tak, że niby przypadkiem, jak gdyby Bóg się pomylił, ktoś odrazu przychodzi na świat jako diament.

A przynajmniej tak, od lat Eve tłumaczy sobie perfekcyjność Jay'a, chłopaka z domu naprzeciwko, który nigdy nie zwracał na nią uwagi, chociaż ta, już od dawna ceniła sobie jego spojrzenie o wiele bardziej niż cokolwiek innego na ziemi.

Wszystko zaczęło się ponad 6 lat temu. 

Eve nigdy nie lubiła spędzać czasu z innymi dziećmi, toteż za każdym razem, gdy z takiej lub i innej okazji musiała to robić była niezwykle rozgoryczona i zła na cały świat. Zawsze siedziała w kącie i patrząc na zegarek, który dostała od babci na ósme urodziny, odliczała minuty do powrotu do domu.

Tak też było tym razem. Stała patrząc się w zegarek jak zahipnotyzowana, myśląc o niczym, mając w głowie jedynie mijające sekundy.

W jednej chwili ktoś podbiegł do niej. W mgnieniu oka wstała, gotowa w każdej chwili przerwać osobie, która śmiała zakłócić jej spokój bez ogròdek uciekając w drugi kąt pomieszczenia, co robiła zawsze gdy jakiekolwiek dziecko chciałoby się z nią zaznajomić. Ale w chwili, gdy skrzyżowała z nim spojrzenie, coś się zmieniło. Wszystko co chciała powiedzieć niespodziewane wyleciało jej z głowy, a zegar dudniący w jej głowie stanął. Nie była wstanie zrobić kroku, wydobyć z siebie słowa, zrozumieć co się dzieje. Jedyne co mogła zrobić, a raczej, jedyne co wydało jej się słuszne zrobienia w takiej sytuacji, to obserwowanie jego diamentowych oczu. Był to pierwszy raz, gdy poczuła, że tonie. Topiła się w jego spojrzeniu, i to uczucie szybko stało się jej ulubionym.

Czar, szybko jednak, prysł. Chłopak popchnął ją i uciekł. Jak gdyby nigdy nic. Zachwiała się i zaczęła się przewracać, jakby w zwolnionym tempie leciała na twardą ziemię, która w tamtym momencie wydawała się tak odległa. Nie do końca to zauważając, Eve zatraciła się w tym locie. I tak do tej pory przewraca się. Upada i tonie za każdym razem gdy napotyka jego wzrok.

Od tego momentu mała Eve codziennie z radością szła do szkoły. Codziennie szukała jego spojrzenia. A Jay sprawiał, że nieruchomiała, że czas się zatrzymywał, a ona nagle czuła, że chce zapaść się pod ziemię, choć jednocześnie tak bardzo chciała być przez niego zauważona. Od tamtego dnia, dzień w dzień przeklinała swoją nieśmiałość. Z czasem nauczyła się patrzeć na niego z dala, a w pewnej chwili jednostronna miłość stała się czymś naturalnym. W zupełności wystarczającym.

*

Jay od zawsze grał w koszykówkę, tak samo jak od zawsze był nieziemsko przystojny i tak samo jak nigdy nie miał dziewczyny.

Może się to wydawać trochę dziwne, że kapitan szkolnej drużyny koszykówki, w dodatku obiekt westchnień całej żeńskiej części szkoły nigdy nie chciał z tego skorzystać nazywając jedną z nich swoją. Przez to, wydawać by się mogło, że chłopak albo nie jest zainteresowany dziewczynami, albo jest jednym z tych bad boyi, których w Nashville nie brakuje, którzy to tylko łamią kobiece serca i nie pakują się w związki lub w ostateczności, jeszcze nie spotkał tej jedynej.

Ale to nie prawda, mimo tego, że Jay Mayglow jest okropnie pewnym siebie i swojej wspaniałości chłopakiem, większość zakochanych w nim dziewcząt przekonał do siebie swoją uprzejmością i szacunkiem. 

Eve LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz