Prolog

12.3K 287 82
                                    

Rok 2016

Słońce chyli się ku zachodowi, pozostawiając na niebie pomarańczo-różowe odcienie. Delikatny, letni wiatr smaga moją skórę, dając odrobinę ulgi po upalnym dniu. Szybkim krokiem razem z grupką podekscytowanych nieznajomych podążam w kierunku plaży, gdzie czeka już na mnie Noah.
Co roku dziewiątego lipca spotykamy się na festiwalu, którego główną atrakcją jest puszczanie lampionów spełniających życzenia. Kilka lat temu stało się to naszą tradycją, którą aktualnie celebrujemy i czcimy z odpowiednim szacunkiem.

Podekscytowana przyśpieszam, coraz bardziej zbliżając się do ciemnowłosego chłopaka opartego o murek. Przytłumiona muzyka staje się na tyle wyraźna, że jestem w stanie rozróżnić śpiewane przez Lewisa Capaldi słowa. Dźwięki melancholijnej piosenki Before You Go ospale wybrzmiewają z głośników, wprawiając mnie w wyjątkowy nastrój. Odnoszę irracjonalne wrażenie, że idealnie pasuje do dzisiejszego wieczoru, ale nie wiem skąd i dlaczego się ono u mnie wzięło.

Czuję się odrobinę winna, że jak zwykle się spóźniam, jednak morski zapach skutecznie odpędza moje myśli od tego małego przewinienia. Przyjaciel i tak zdążył się już przyzwyczaić, że nigdy nie jestem w żadnym miejscu o wyznaczonym czasie. To taka moja ułomność, z którą nie umiem wygrać.

Noah wygląda jak zawsze. Ma na sobie niebieską koszulę z krótkim rękawem oraz czarne spodnie. Na ramionach jak zwykle znajduje się jego ulubiony granatowy plecak, z którym nigdy się nie rozstaje. Szare oczy patrzą w kierunku oceanu, a ostatnie promienie słońca padają na jego lewy profil.

– Już jestem! – krzyczę, chociaż od chłopaka dzieli mnie jeszcze spora odległość.

Pomimo panującego hałasu Noah odwraca głowę w moim kierunku, wyszczerzając się w nieco krzywym uśmiechu. Unosi do góry chude ramiona, machając mi wesoło na powitanie. Odpowiadam równie energicznie, przechodząc do truchtu, by jak najszybciej znaleźć się blisko niego.

– Cześć – witam się lekko zdyszana, opierając dłonie na kolanach. Moja kondycja jest tak słaba, jak łącze wifi w naszym domu, ale nie lubię sportu, więc prawdopodobnie już do końca życia będę skazana na cierpienie po kilkumetrowym wysiłku. – Mama kazała mi posprzątać pokój przed wyjściem – mówię, tłumacząc spóźnienie.

W odpowiedzi lekceważąco macha ręką, robiąc krok w przód. Jest ode mnie o głowę wyższy, a mimo to wygląda na dużo drobniejszego. Z bliska jestem w stanie dostrzec wszystkie jego pryszcze, które pojawiły się wraz z okresem dojrzewania oraz niebieskie gumeczki na aparacie na zębach. Jestem pewna, że ostatnio były czarne.

– Gdzie Maison i pozostali? – pytam, rozglądając się w poszukiwaniu brata i znajomych.

Noah nieświadomie marszczy swój piegowaty nos, bawiąc się jedną z koralikowych bransoletek na ręce.

– Dzisiaj będziemy sami – słyszę w odpowiedzi, na co mimowolnie ściągam brwi.

Jeszcze kilka dni temu Maison rozmawiał z Noah o festiwalu, a teraz jesteśmy tutaj tylko we dwoje. Nie żeby mi to przeszkadzało. Po prostu trochę to dziwne, bo wychodził z domu przede mną, a na dodatek w życiu z własnej woli nie odpuściłby darmowej kukurydzy, którą rozdają na plaży chwilę po puszczeniu lampionów.

– Dlaczego? – pytam podejrzliwie.

– Bo chcę być dzisiaj sam z moją najlepszą przyjaciółką – wyjaśnia bez zająknięcia, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w dół schodów.

Pomimo tego, że uśmiecha się szeroko, wyczuwam, że coś się zmieniło. Nie potrafię jednak zrozumieć, co to takiego i czy powinnam się martwić. Noah zazwyczaj nie jest ani trochę skomplikowany, dlatego nie pasuje mi, że dzisiaj wisi między nami coś ciężkiego, czym z pewnością mogłabym rozbić niejedną szybę, a on umyślnie to ignoruje.

Let me know [WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz