~powrót~

36 3 2
                                    

Pociąg jechał szybko, rytmicznie trzęsąc pasażerami. Był wśród nich dziewiętnastoletni brunet o piwnych oczach i dość ostrych rysach twarzy. Patrzył przez okno podziwiając złoto mijanych pól pszenicy i zieleń łąk, na których ktoś rozsypał z gracją rubiny w postaci maków. Wszystko to było przykryte błękitnym niebem, jak kloszem, pod którym wesoło goniły się obłoczki tak jak gonią się dwa szczenięta. Z góry leniwie rozchodziły się promienie letniego słońca, delikatnie dotykając tych wszystkich elementów przyrody. Chłopak patrzył na to wszystko jednocześnie wyłapując fragmenty rozmowy dwóch starszych kobiet:

-Słyszeliście, że w Warszawie powstanie wybuchło?

-A jakże. Dokopali szwabom.

-Na moje oko dobrze się to nie skończy. Mój ojciec, Świętej pamięci, w sześćdziesiątym trzecim walczył. Teraz będzie tak samo jak wtedy.

-A jak ruskie wejdą?

-Aaa... No to my ich tak jak w dwudziestym z pomocą Najświętszej Maryi Panny rozniesiem. Mój Józek wtedy walczył i nawet medal dostał.

-To były czasy... To by się nie mogło powtórzyć, bo Naród wtedy lepszy był. I kultura była, a i panienki ładne, bo cnotliwe. Ja sama z moim Bolkiem... Teraz to każdą lepszą chłopiec, na obrazę Bożą, jak ladacznice traktuje, bo i często są ladacznicami. Słów szkoda!

-A szkoda, szkoda. Ale za to jakie wykształcone!

-A co dziś wykształcenie znaczy skoro każdy może je zdobyć?

Każdy? - zastanowił się młodzieniec. Pochodził z chłopskiej rodziny, ale pomimo protestów ojca chciał zostać elektrykiem. Wracał do rodzinnego domu już z odpowiednim wykształceniem i po pierwszym miesiącu pracy. Skończył szkołę i dostał wymarzony zawód, bo chciał, ale co ważniejsze starał się i pracował na to. Nie był wybitną jednostką tylko zwykłym chłopakiem ze wsi. Jeśli miał jakieś talenty to do zjednywania sobie ludzi, co było kwestią, przede wszystkim, sympatycznego charakteru i wrodzonej wesołości. Osobisty sukces był raczej kwestią, wpajanej mu od małego, determinacji oraz siły chłopa polskiego. Tymczasem starsze panie dalej debatowały nad zepsuciem dzisiejszej młodzieży, a pociąg jechał mijając kolejne wsie. Koniec końców zatrzymał się w miasteczku. Chłopak szybko wstał i wysiadł. Przeszedł przez pusty peron i, opuściwszy go, stanął na środku drogi myśląc: co dalej? Czy stąd pieszo dojdę?. Nie musiał jednak iść, gdyż usłyszał czyjeś nawoływanie:

-Michał! Michałku!

Szybko poszedł w stronę, z której dochodził głos. Ujrzał przed sobą powóz, zaprzężony w klacz kasztankę i mężczyznę po pięćdziesiątce, siedzącego na koźle.

-Witajcie, tatusiu

-Siadaj Michał! Jedziemy. Mów co cię tak długo nie było?

Michał uśmiechnął się wsiadł na kozła, obok ojca i opowiadał mu o pracy i nauce, słuchając pilnie historii tego co działo się we wsi i w gospodarstwie. Chciwie łykał te nowinki, opowiadane prostym językiem z nutą ironii, oglądając jednocześnie wiejskie krajobrazy. Był u siebie. Uwielbiał Kielce i doceniał towarzystwo kolegów, ale tutaj mógł swobodnie oddychać pełną piersią. To miejsce leczyło go z wszystkich smutków. Tak już było. Nie czuł się źle w mieście, ale czas tu spędzony zawsze dodawał mi energii, więcej i zdecydowanie na dłużej niż filiżanka kawy. Zresztą... kawa była na kartki. Na prowincji było też więcej swobody. Niemcy jak nie musieli to do wsi nie chodzili. Wiadomo było powszechnie, że w tym rejonie działa partyzantka. Spore, więc było zdziwienie chłopaka, gdy przed kościołem zobaczyli dwóch szwabskich żołnierzy.

-Oj, źle się dzieje. - mruknął tata do syna. Zdjął czapkę, przeżegnał się (co uczynił również Michał) i przyspieszył mając nadzieję, że nie spotka już tych wojskowych. Wiejską drogą mężczyźni zajechali przed całkiem ładny, choć dosyć mały dom. W rzeczy samej chałupa posiadała tyko jedną izbę. W jednym koncie tejże był piec, pośrodku stół, a przy ścianie łóżka. W progu stała zaś niemłoda kobieta w chustce na głowie, a za nią reszta rodziny, czyli siwowłosa matka tejże i cztery dziewczynki  w różnym wieku.

-Mamo! - zawołał Michał

-Synku! - zawołała kobieta

Rodzina witała się we łzach.

C. D. N.

Przed Twe ołtarze zanosim błaganie Where stories live. Discover now