Prolog

562 40 131
                                    

Strome, przypominające szczerbate zęby schody prowadziły w dół zbocza. Wystawione na zgubne działanie sił atmosferycznych stały się integralną częścią wzniesienia, niezauważalną ścieżką, stanowiącą sekretne wyjście z warowni. Opadające od szczytu wzgórza pagórki otaczały niczym bezpieczne ramiona matki natury Zatokę Nefreu, zwaną również Szczęką Rekina, utrudniając wrogiej flocie atak na położone u wybrzeża miasto. Widoczne pomiędzy śliskimi stopniami morze z ogłuszającym hukiem rozbijało się o naszpikowane ostrymi skałami nabrzeże i wściekle pluło pianą w stronę przemieszczających się wąskim przesmykiem osób, jakby sfrustrowane, że nie mogło ich dosięgnąć.

Słone krople osiadały na pobladłej z przerażania twarzy Frahna Vichaede. Nie była to wcale morska woda, kotłująca się dobre kilkadziesiąt jardów pod nimi, ale spowodowany stresem pot. Spływał mu po skroniach i nieznośnie szczypał w oczy, lecz mężczyzna nie miał możliwości ich otrzeć. Zmówiony z Morzem Nefrejskim, zawiewający z południa wiatr bezlitośnie szarpał płaszczem namiestnika i strącał go ku krawędzi przepaści, w którą ten starał się nie spoglądać. Na samą myśl spadku pętla strachu zaciskała się wokół jego szyi, unieruchamiając mężczyznę w miejscu. Wtedy rozpaczliwie trzymał się wkutego w ścianę łańcucha i ostrożnie kładł stopy na wytartym od notorycznego użytkowania podłożu, aż odzyskał kontrolę nad sparaliżowanym organizmem i mógł względnie spokojnie ruszyć dalej.

Kto normalny tędy chodził? Kto wybierał szybki i prosty przepis na śmierć zamiast dłuższej i bezpieczniejszej okrężnej drogi?

Wargi Frahna Vichaede wygięły się w żałosnej imitacji uśmiechu. Dlaczego dał się na to namówić? Wbił rozsierdzony wzrok w otwierającego ich samobójczy kondukt mężczyznę. Ragien Grethmer, admirał floty, lord Milczącej Przystani w Taaliht, poruszał się ze zgubną pewnością nieustraszonego młodzika, pomimo że miniony rok pożegnał szumną uroczystością, upamiętniającą jego siedemdziesiąty czwarty rok życia.

Zażywna tusza, krótkie nóżki i przyzwyczajony do bezczynnych wieczorów organizm stanowiły dla niego tylko kolejny nieistotny mankament szaleńczej przechadzki, a jego jedynym wrogiem był uciskający go w pasie rzemień, opinający opasłe brzuszysko. Grethmer w jednej ręce trzymał oświetlający im drogę lampion, a drugą — ku zgrozie królewskiego namiestnika — czule wodził po pionowej skalnej ścianie lub odgarniał z lica rzucone złośliwymi wyrokami wiatru włosy.

Vichaede na każdy wykonywany nader często podobny gest Grethmera mimowiednie wstrzymywał oddech i z podchodzącym do przełyku sercem obserwował tańczącego na granicy życia ze śmiercią mężczyznę. Czy on kompletnie oszalał? Wystarczył jeden podstępnie położony złośliwością losu kamyk, by admirał floty z durnym uśmieszkiem runął w kipiącą otchłań, gdzie na spotkanie wyszliby mu jego bliscy pobratymcy — bałwany. Wielu przybywających z południa na dwór w Duranth możnowładców powiadało, że lord Milczącej Przystani od uporczywego zamknięcia w zamku w towarzystwie swojej młodziutkiej żony i jej kuzynek niemożebnie zdziecinniał. Vichaede miał przed sobą niezbity na to dowód.

— Bez obaw, lordzie namiestniku! — zawołał beztrosko Grethmer, gdy przekraczali wzniesiony na linach nad przepaścią most. Jęk umordowanych ciężarem otyłego lorda drewnianych desek przebił się nawet przez nieznośny gwizd wiatru. — Gaalan wszystko przygotował.

Vichaede sposępniał na te słowa. Gdy przypominał sobie, czego wynikiem była ta niedogodna sytuacja, sam zapragnął oddać lorda Milczącej Przystani morzu do osądzenia — tak powinien odejść każdy kapitan, nie otulony zapachem perfum i aksamitów. Zacisnął szczękę i nie odpowiedział. Był królewskim namiestnikiem, prawą ręką króla Allarda Merthiela Vernigtona, upoważnionym do przemawiania głosem władcy Mandaville. Nie wypadało bluzgać na utytułowanego, zasłużonego dla kraju oficjela, mimo że jego nierozgarnięcie, uwłaczająca niekompetencja i niesubordynacja omalże doprowadziły do dyplomatycznej katastrofy i naraziły kraj na konflikt z nierozpoznanym, a przez to groźnym przeciwnikiem. Teraz wszystko zależało od krnąbrnego, nieokrzesanego chłystka — giermka Frahna Vichaede, jego najmłodszego syna.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 23, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Reign of ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz