Nienazwana część 1

3 1 1
                                    


Mimo późnej pory ulice były pełne ludzi. W świetle pochodni migotały szklane koraliki, ozdoby przy maskach i broni. Głównie plebejuszy, ale pomiędzy lnianymi strojami migały czasami droższe materiały.

Sana stała z boku, chłonąc to wszystko. Prosta biała maska osłaniała ją przed gapiami, jasne włosy ukryła pod welonem, ale i tak obawiała się, że ktoś może ją poznać.

- Przy porcie jest zawsze największa zabawa- Emilia podała jej pucharek z winem. Miód i cynamon prawie zamaskowały podłą jakość trunku.

W czasie drogi Sana mogła obserwować zmianę od uśpionego zamku, przez ciche wille patrycjuszy przy drodze cezarskiej, aż do wesołego tłumu między domkami starego miasta. Główne obchody nowiu odbywały się na szerokim placu obok kapitanatu, ale zabawa rozlała się też na sąsiednie ulice.

- I największe ryzyko- zauważyła Ilsa, która tego wieczoru starała się być głosem rozsądku. Sanie było trochę przykro. Gdyby nie wprosiła się na wyprawę, jej dworki tańczyłyby pewnie teraz na oświetlonej lampionami scenie. Albo Ilsa wygrywałaby zawody w siłowaniu na rękę. Ale Sana miała dość cichych zamkowych korytarzy.

- W takim razie tam nie idziemy- powiedziała z żalem.- Co to za taniec?- spytała, wskazując uczestników zabawy, którzy mniej lub bardziej udanie naśladowali konie.

- Konie Cezara- wyjaśniła Emilia.- Wa... nigdy tego nie tańczyłyście?- pociągnęła je na scenę, między tańczących.

Sana wycofała się gdy muzycy zaczęli grać branle. Kupiła kolejny pucherek wina, usiadła przy jednej z ław. Czuła się trochę jak w domu, gdzie mieszkańcy nie zwracali przesadnej uwagi na królewskie dzieci. Było ich w końcu dwanaście. Zerkała co chwilę, czy to już kolej Ilsy i Emilii, a w międzyczasie chowała do sakiewki naszyjniki.

Nie rozumiała tego zwyczaju, ale korsarze rozdawali niewielkie wisiorki na rzemykach albo sznurkach młodym ludziom. Miało im to przynieść urodę albo bogactwo. Albo jedno i drugie? Niektóre ozdoby były bardzo proste, inne wyszukane, wyglądały wręcz jak fragmenty kolii.

- Co za spotkanie, wasza dostojność- naprzeciwko niej usiadł Kai. Sana wyprostowała się, szukając wzrokiem dworzan albo gwardzistów, ale książę był sam.

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj, panie- odpowiedziała.

- Ja ciebie też nie- uśmiechnął się konspiracyjnie.- Którędy wyszłaś?

- Emilia- zaczęła, ale zaraz urwała. A co jeśli komuś wpadnie do głowy ukaranie dworki?

- Tak, ona zna najlepsze skróty i tajne przejścia- pokiwał z uznaniem głową. Odwrócił się w stronę sceny i pomachał do Emilii, która odmachała, nieco zaskoczona.- Co powiesz, pani, na spacer? Mamy jeszcze co najmniej dwa kwadranse.

- Prowadź- Sana wstała. Podobało jej się siedzenie wśród ludzi, ale ten człowiek miał zostać jej mężem. Chciała, musiała go lepiej poznać.

- Nie ruszamy na wojnę- uśmiechnął się Kai. Jakiś młodzieniec z sąsiedniej ławki odpowiedział mu uśmiechem.

- Ruszamy poznawać sekrety miasta, w którym ze ścian kapie trucizna- zauważyła.

Jak się okazało, książę przybył przygotowany, miał ze sobą niewielką, ale dającą dużo światła latarnię. Szli ramię w ramię uśpioną uliczką, do której słabo docierały odgłosy zabawy.

- Czemu wyszłaś z zamku, pani?- spytał po chwili Kai.

- Chciałam poznać życie naszych poddanych- odpowiedziała po chwili.- Nie tylko dworzan.

- Wybrałaś najlepszą noc w miesiącu- skinął głową.- Chociaż spóźniłaś się na paradę.

Która pewnie kończyła się modłami na wzgórzu świątynnym, bo w Lysande bardzo poważnie podchodzono do spraw religijnych.

- Może następnym razem zdążę. Chyba, że znowu będziemy marnotrawić czas na- urwała. Nie powinna się skarżyć. Ale ile można siedzieć w ogrodzie i słuchać gry na instrumencie?

- Niestety, przez moją chorobę musimy na nowo ułożyć listę uroczystości i przyjęć- Kai uśmiechnął się ze skruchą. Nad jego głową mignął cień. Sana złapała go za ramię, wytrącając latarnię, popchnęła w cienie pod balkonem.

Z bliska czuła otaczający go zapach cedru i pomarańczy, wymieszany z czymś ziemistym.

- Na dachu- powiedziała cicho.

- To pewnie jeden z moich ochroniarzy- wyjaśnił. Stali patrząc sobie w oczy. Sana była pewna, że powinna jakoś zareagować na tę wiadomość, ale z trudem pamiętała o oddychaniu.

- Ochroniarzy?- powtórzyła, przysuwając się nieco bliżej. Właściwie przyciskała księcia do muru.- Czy zaraz rzucą się na mnie w twojej obronie?

- Zobaczymy- odszepnął Kai, obejmując ją w talii.

- W takim razie nie będę tracić czasu- pochyliła się w jego stronę. Kiedy go pocałowała, tłum zaczął wiwatować. Dziwne, bo to nie był porządny pocałunek, bardziej proszenie o pozwolenie na taki. Ale kiedy się odsunęła, wiwaty nie ustawały. A niebo było kolorowe od fajerwerków.

Dostali jste se na konec publikovaných kapitol.

⏰ Poslední aktualizace: Oct 21, 2020 ⏰

Přidej si tento příběh do své knihovny, abys byl/a informován/a o nových kapitolách!

#Pinktober dzień dziesiąty- TłumKde žijí příběhy. Začni objevovat