Rozdział 1

43.7K 1.1K 662
                                    

Obudziłam się na podłodze. Sądząc po nikłym świetle wpadającym przez okno, musiało dopiero widnieć. W chwilowym przerażeniu nasłuchiwałam, czy mój ojciec jest jeszcze w domu, ale ku mojej ogromnej uldze, nie było go. Skrzywiłam się, widząc krople zaschniętej krwi na kafelkach i przełknęłam głośno ślinę.

Nie sądziłam, że było aż tak źle. W końcu ból był taki jak zazwyczaj, a przynajmniej tak mi się wydawało. A może to ja po prostu się do niego przyzwyczaiłam i nie odczuwałam już żadnej różnicy? Lekko podniosłam się do siadu, oglądając po kolei siniaki na rękach i na nogach. Gdy dostrzegłam kilka rozcięć na przedramieniu, wszystko nabrało sensu. Na moje nieszczęście, ostatnio spodobało mu się rzucanie się na mnie z pustymi, szklanymi butelkami.

Mimowolnie syknęłam, przejeżdżając palcem po największym z rozcięć. Mimo, że nie byłam w tym dobra, wiedziałam, że muszę to jakoś opatrzyć. I wziąć coś przeciwbólowego, bo zaczynałam czuć wszystko ze zdwojoną siłą. Ze sporą trudnością wstałam, opierając się o szafki, z których szybko wyciągnęłam środki przeciwbólowe i połknęłam dwie tabletki, nawet się nie zastanawiając.

Czym sobie zasłużyłam na takie życie?

Chyba tak po prostu musi być.

Usiadłam z powrotem na podłodze, zgarniając z blatu apteczkę, z której już wczoraj miałam okazję korzystać i pospiesznie przemyłam rany na przedramieniu, następnie delikatnie owijając je bandażem, co wyszło mi dość nieudolnie. W końcu nigdy nie byłam w tym dobra.

Odetchnęłam głęboko i ponownie spróbowałam wstać. Tym razem poszło mi jeszcze ciężej, ale mimo tego powolnym, albo raczej kulawym krokiem, skierowałam się do swojego pokoju.

Spoglądając na kalendarz, przypomniałam sobie, że powinnam iść dziś do sklepu, jako że lodówka niemalże świeciła pustkami. Nie miałam na to ani siły, ani ochoty, ale kiedyś trzeba było to zrobić. To, czy pójdę dzisiaj, czy jutro i tak nie zmieni tego, że będę obolała. Zmusiłam się więc do prysznica i ubrania w czyste ciuchy. Nawet te czynności sprawiały mi wiele trudności, ale kiedy leki zaczęły powoli działać, nie było już aż tak źle.

Gdy w miarę ogarnęłam się przy lustrze tak, że nie wyglądałam jak bohaterka horroru z bladą skórą, odstającymi włosami i siniakami na rękach, gdyż udało mi się je zakryć materiałem wygodnego swetra, wyszłam z powrotem na korytarz, ubrałam buty i wzięłam kilka banknotów ze stołu, następnie niepewnie wychodząc na zewnątrz.

Nie natykając się na żadnego sąsiada, co dziwne, bo pan Roger powinien już od piątej rano kosić swój idealnie zadbany trawnik, ruszyłam powoli w stronę pobliskiego sklepu, który był oddalony ode mnie o zaledwie kilkaset metrów. Było mi na rękę, bo choć środki przeciwbólowe już sporo załatwiły, nadal czułam nieprzyjemny ból przy każdym kolejnym kroku.

Z przyzwyczajenia tylko lekko się krzywiłam, więc ktoś stojący obok pomyślałby po prostu, że mam coś nie tak z twarzą, która nie wyglądała na poobijaną w jakikolwiek sposób, bo skutecznie maskowałam to makijażem. Dlatego sąsiedzi nawet niczego nie podejrzewali. Choć może i podejrzewali, ale ze względu na zawód mojego ojca, nawet nie odważyli się wypowiedzieć swoich podejrzeń na głos.

W końcu dotarłam do celu i weszłam do przyjemnie ciepłego budynku. Wzięłam mały koszyk w rękę i dość szybko zaczęłam przechadzać się pomiędzy tymi samymi alejkami. Co, jak co, ale chciałam stąd jak najszybciej wyjść. Zmarszczyłam brwi, widząc dwójkę nieznajomych mężczyzn przy dziale z mrożonymi pizzami. W naszym miasteczku każdy znał każdego i widok kogoś obcego wzbudzał tu dość kontrowersyjne uczucia. Musiałam przyznać, że mężczyźni wyglądający na około dwadzieścia lat, byli naprawdę niczego sobie. Nie, żeby w obecnej chwili interesowały mnie jakieś związki, ale dobrze zbudowani bruneci wyglądali naprawdę nieźle.

Saved |ZOSTAŁO WYDANE|حيث تعيش القصص. اكتشف الآن