"Już księżyc zgasł, zapadła noc, sen zmorzył mą laleczkę. Więc oczka zmruż i zaśnij już, opowiem ci bajeczkę. Więc oczka zmruż i zaśnij już. Opowiem... ci... bajeczkę..." Dzień 172, rok - prawdopodobnie - czwarty od pierwszego przejścia; Czwarty miesiąc po przybyciu do Kwatery... Ile minęło od ostatniego Koszmaru? Nie tak dawno powiedziałabym "chyba coś z cztery lata". Mimo to nadal się boję, a spokój nocy przerywa głuchy krzyk pełen bólu. Potem przechodzi powoli w spazmatyczny szloch i - w końcu - w ciche łkanie. Zamykam oczy i widzę czerwone ślepia wodzące za każdym - najmniejszym nawet - ruchem, czuję na karku jego oddech i niewyobrażalny wręcz lęk. Kim są? Nie mam pojęcia. Ani ja, ani Miiko. Nawet przemądrzały Adreien odsyła nas z kwitkiem każdego dnia, gdy przychodzimy. Nie ważne, ja z kolejnym widzeniem, Aimee z nowymi informacjami, czy nękana tym jednym Koszmarem - moim Koszmarem - Sophie. Wszystkie nas odsyła, mimo, że doskonale wie, jak to się kończy... Jak zawsze się to kończy. Według Leiftana, było ich kilkoro... Każde z nich z bagażem. Przeróżnych, odmiennych jedna od drugiej historii i doświadczeń, myśli, odczuć, przyzwyczajeń i emocji; każde z nich - inne, choć wszystkie łączyło jedno. Byli to Oni - ukochani jeszcze nim przyszli na ten świat przez samą Oracle. Każde z nich naznaczone śmiercią jeszcze w łonie i na niedługo po narodzeniu. Spotkać się mieli po wieluset latach raz jeszcze. W jednym tylko celu... by wrócić tam, skąd przyszli - w niebyt. I zabrać ze sobą Nas - to nowe, nieświadome jeszcze niczego pokolenie. Skraść nam nasze dusze. Martwe Dusze.