Nierzadko zdarza nam się kłamać. Dziś mi to przypadło w udziale. Zapytana przez rodziców, gdzie też podziała się moja wypłata, wyminęłam gładko. To jeszcze nie ten czas. Ale teraz nie o tym. Istotniejsze jest to, co stało się później. Zbierałam się już do wyjścia, gdy nagle poczułam w kieszeni spodni wibracje, któż to znowu? Rodzice próbowali mnie zatrzymać kawałkiem ciasta, czy propozycją wspólnego oglądania filmu, też coś. Bardzo uprzejmie, a zarazem stanowczo oznajmiłam im, że muszę iść, bo mam jeszcze dużo spraw na głowie. W odwecie na spojrzenie spod podniesionych brwi, które zaserwowała mi moja mama, odpowiedziałam wymijająco, iż spodziewam się gościa. Niech sobie myślą, że dalej z nim jestem, a co mi tam! Zadziwiająco szybko złapali przynętę. - Idź, idź już skarbie, nie będziemy cię zatrzymywać. - odparła wspaniałomyślnie moja rodzicielka. Nie zamierzałam wnosić sprzeciwu. Pożegnałam się z nimi, podziękowałam za spory kawałek ciasta czekoladowego i udałam się do wyjścia. Nie kwapiłam się, by schodzić z 9 piętra sposobem tradycyjnym, więc wybrałam windę. Mogłam tam również spokojnie odczytać SMS-a. Odblokowałam telefon. Numer nieznany. Pewnie jakieś promocje lub superoferty. "Widziałem cię tam. Nie wnikaj w sprawę, dobrze ci radzę. N" - Że co?! - pomyślałam. W jaką sprawę? Kto to jest ten pan "N" i gdzie mnie widział? Odpowiedź na te pytania miałam poznać dopiero za ładnych parę miesięcy.