Rozdział 38

12 1 0
                                    

Minęły dwa dni. Przez ten cały czas ani razu nie widziałam się z Karolem. Miałam wrażenie, że unika mnie jak ognia. Nie dziwiłam mu się, czuł się zraniony. Robiłam to, co zawsze. Wstawałam rano, szłam z dziadkiem do zwierząt, po obiedzie ruszaliśmy na pole i wracaliśmy na kolację. Uznałam, że praca była lepsza niż siedzenie w domu i katowanie się myślami. Jednak już bez takiego zapału, jaki towarzyszył mi, gdy miałam jakikolwiek kontakt z Karolem. Gdy próbowałam się z nim skontaktować za zgodą babci, jego mamą powiedziała, że nie chce ze mną rozmawiać. Za każdym razem słyszałam to samo. Czy dzwoniłam na telefon stacjonarny, czy stałam przed drzwiami. Wtedy wiedziałam, że jest tak blisko, aczkolwiek bardzo daleko. Od tamtej chwili oddaliliśmy się od siebie w mgnieniu oka. On nie potrafił mnie zrozumieć, a ja nie mogłam dłużej tu zostać. Czułam, że z wielkiej miłości zrobiła się jeszcze większa nienawiść. Zresztą to było widać gołym okiem, a babcia od razu zauważała, że jest coś nie tak. Patrzyła na mnie ze współczuciem, czego tak naprawdę nie chciałam. Jedyne, czego potrzebowałam, to wsparcia ze strony chłopaka i zrozumienia. Niestety, nie miałam od niego niczego. Westchnęłam i przestałam o tym myśleć. Postanowiłam skupić się na sprzątaniu boksu Soni. Trącnęła mnie nosem jakby miała dodać mi otuchy. Nie wątpiłam w to, że będę za nią bardzo tęsknić. Byłam w stu procentach pewna, że będę tęsknić za wszystkim, co przeżyłam w tym miejscu przez dwa miesiące. W końcu po kilkunastu minutach wyszłam ze stajni i rozejrzałam się po polu. Dziadek jezdzil traktorem, a słońce nadal świeciło wysoko. Długo nie zastanawiałam się, gdy wróciłam do swojego, ulubionego konia. Przygotowałam ją do jazdy. Pragnęłam tak bardzo wykorzystać wolny czas na jej grzbiecie, a ona nie miała nic przeciwko. Wyrpowadzilam po chwili na zewnątrz i na nią wskoczyłam.

— No, ruszaj mała — powiedziałam.

Nie musiałam dłużej czekać na reakcję. Pobiegła przed siebie, w środek pola i już po chwili minęła dość zaskoczonego dziadka. Nie odwracałam się w jego stronę, tylko wciąż patrzyłam przed siebie. Zbliżając się do ogrodzenia, przygotowałam się do skoku. Już po chwili koń odbił się od ziemi, by po chwili wylądować za płotem. Czułam się niesamowicie i dumnie, że potrafiłam zrobić pierwszy raz taki skok. Nigdy nie trenowałam go z chłopakiem ani żadnych, innych sztuczek. Ściągnęłam lejce, by zwolnić. Sonia od razu zaczęła powoli iść. Widok jeziora, do jakiego dotrwaliśmy prezentował się świetnie w letni, upalny dzień. Zeskoczyłam z niej i podeszłam na brzeg wody. Zdziwiłam się, że Karol nigdy nie pokazywał mi tego miejsca. Myślałam, że mieszkając tutaj od urodzenia, znał każdy zakamarek tej wioski. Kucnęłam i włożyłam rękę do wody. Nie spodziewałam się ciepłej, jednak mnie zaskoczyła. Słońce, które grzało od rana do wieczora musiało ją nagrzać. Zdjęłam po chwili z siebie bluzkę na krótki rękaw, którą miałam założoną i buty. Weszłam na skraj, jednak kostki miałam zanurzone w jeziorze. Nie widziałam nigdzie żadnych ludzi, jakby nikt nie wiedział o tym miejscu. Dłużej się nie zastanawiając, wskoczyłam w jezioro, by po chwili odpłynąć choć trochę od brzegu. Sonia stała niedaleko moich rzeczy i piła wodę. Była mądrym zwierzęciem i umiała się słuchać. W końcu, po kilkunastu minutach pływania wyszłam na ląd i usiadłam na trawę, twarzą do słońca, które teraz przygrzewało jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się pod nosem licząc na poprawę swojej opalenizny. Karol ucieszyłby się tu, widząc te miejsce i ten krajobraz. No tak, Karol. Nagle otworzyłam oczy i spojrzałam na konia. Znów trącnęła mnie nosem i prychnęła, jakby chciała coś powiedzieć. Pogładziłam ją po łbie, patrząc w jezioro. Tafla wody była wcale nienaruszona, jedynie lekko falowała popychana przez lekki wiatr. A gdy się wchodziło do wody, od razu się niszczyła. Będąc nad wodą czułam, że znalazłam się w jakiejś innej planecie. Za zbiornikiem wodnym otwierał się piękny świat lasu. Wzdrygnęłam się i znów rozejrzałam się po trawie w okolicy jeziora. Nie było nawet rybaków w tej chwili, więc czułam się, że wszystko należało do mnie. W końcu wstałam z trawy, otrzepałam spodenki, które wciąż były mokre i wciągnęłam na siebie bluzkę. Na nogi założyłam buty i wskoczyłam na konia. Nie wiedziałam nawet, ile mogłam spędzić tutaj czasu, więc potrzebowałam wrócić już do domu. Miałam wrażenie, że przegapiłam już nawet porę obiadową. Gdy się wykręciła, od razu zaczęła biec. Jednak nie odbiegła za delko, gdy z powrotem ją zatrzymałam. Drogą, którą miałam właśnie wracać, szedł Karol. W ręku trzymał wędkę i jakieś wiaderko. Na ramieniu niósł również jakąś torbę, domyślałam się, ze to przynęta na ryby. Stanął jak wryty, widząc moją obecność.

— Karol... — powiedziałam cicho.

— Co tutaj robisz? — zadał pytanie.

W jego oczach nie widziałam nic więcej oprócz złości. Przestałam nawet zauważać, że by miał jakieś cząstki miłości. Jednak patrzył na mnie z cierpieniem i bólem, ale również i z pogardą.

— Przejeżdżałam — skłamałam — a ty, na ryby idziesz? — dodałam.

— Nie twój interes — powiedział.

— A do jest w moim interesie, co? Może mi powiesz? — zapytałam.

Patrzylismy na siebie przez chwilę. W końcu chciał mnie minąć, jednak zdążyłam zeskoczyć z Soni i zastawić mu drogę.

— No słucham? Co jest w moim interesie, twoim zdaniem? — ponowiłam pytanie.

— By tu zostać, rozumiesz?! — wybuchnął. — Ale Ty nie! Najważniejsze jest Twoje miasteczko i ten cały Mareczek!

Widziałam, jak ciężki oddycha, a w jego głosie wyczuwałam nutkę bólu i jeszcze większą cierpienia.

— Nie mam z nim kontaku, doskonale to wiesz — wycedziłam przez zęby.

— No nie, bo miałaś takiego kretyna jak ja — odparł.

— Nigdy nie nazywałam ciebie kretynem — powiedziałam, podnosząc rękę i kierując w niego palcem.

Sonia zarżała jakby miała przyznać mi rację.

— Nie obchodzi mnie to — powiedział.

Znów próbować mnie minąć, jednak drugi raz zatarasowałam mu drogę.

— Przepuść mnie — odparł.

Pokręciłam głową. Czułam, że to było dziecinme zachowanie, jednak nie mogłam już tego cofnąć.

— Zostaw mnie już, jasne? — zaczął — Zabawiłaś się, wykorzystałaś, a teraz wracasz. Byłem dla ciebie nikim ważnym.

Skończył to mówić, a w moich oczach zaszkliły się łzy. Przechodząc obok mnie, trącnął mnie ramieniem. Nie mogłam uwierzyć, że powiedział coś tak bardzo nieprawdziwego. Wskoczyłam na Sonię w momencie, gdy łzy popłynęły mi po policzkach. Przytuliłam ją, oczekując wsparcia, a ona zarżała i zaczęła iść wolnym krokiem. Nie interesowało mnie to, dokąd. Chciałam tylko zapaść się pod ziemię.

Zmiana Z MiłościWhere stories live. Discover now