Rozdział 11

6.1K 534 4
                                    

Byłam brudna i zmęczona. Marzyłam o ciepłym prysznicu i wygodnym łóżku. Stanęłam przed granicą. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Uśmiechnęłam się dodając samej sobie otuchy. Wzięłam głęboki wdech i przkroczyłam granicę. Niemal od razu ból rzucił mną o ziemię. Jednak się nie cofnęłam. Z rozrywającym się mózgiem czołgałam się w głąb lasu coraz bardziej oddalając się od łąki co - jak odkryłam - wiązało się z powiększeniem dawki mego cierpienia. Byłam pewna że jeszcze kilka kroków i ból wykończy mnie już całkiem. Nie przerażało mnie to. W pewnym sensie odczuwałam nawet ulgę z tego powodu. Z moich oczy ciekł wodospad łez. Zwijałam się z bólu lecz mimo to nie przestałam iść na przód. Z moich ust wydobywały się ciche jęki cierpienia. Obejrzałam się do tyłu. Znajdowałam się około siedmiu metrów od granicy. Nawet gdybym chciała wrócić nie dałabym rady. Przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Wiedziałam że nie wytrzymam długo. Resztkami sił zamknęłam oczy i pogrążyłam się w mroku.

Perspektywa Kierana.

Byłem już w połowie drogi gdy zaatakowała mnie kolejna fala bólu. Tym razem jednak była o wiele silniejsza niż poprzednie. Z każdą chwilą rosła coraz bardziej. Szybko domyśliłem się iż Rosemary musi oddalać się od granicy polany. Upadłem na kolana. Nie wyobrażam sobie co teraz musi czuć Rose. Gdyby została moją partnerką czułbym wszystkie jej emocje i odczucia o wiele wyraźniej. Ona także mogłaby odczuwać mnie w taki sam sposób. Gdyby tylko pogodziła się z swoim przeznaczeniem i zamieniła w wilka. Niestety póki do tego nie doszło nie mogła czuć tego co ja. Po paru minutach nieprzerwanej męki ból minął. Rzuciłem się biegiem na łąkę. Gdy dotarłem na miejsce , Rosemary nie było. Nie wierzyłem w to co widzę. Ona nie mogła odejść. Nie byłaby w stanie złamać rozkazu. I nagle mnie olśniło. Ból jaki mnie dopadł , jej ból , wcale nie minął dlatego iż wróciła na łąkę. Cierpienie minęło bo jej ciało już nie potrafiło go znieść. Napiąłem wszystkie mięśnie i rzuciłem się do przodu. W jednej chwili byłem już wilkiem. Biegłem za zapachem Rosemary. Moje serce niemal się zatrzymało gdy zobaczyłem bezwładne ciało dziewczyny. Zaskomlałem nad jej uchem i trąciłem nosem jej zaróżowione policzki. Wyglądała pięknie ale nie mogłem teraz o tym myśleć. Nabrałem powietrza w płuca i głośno zawyłem. Po paru sekundach odpowiedziało mi wycie paru innych wilków z mojej sfory. Wiedziałem że właśnie tutaj biegną. Zmieniłem się z powrotem w człowieka i delikatnie położyłem twarz Rose na moich kolanach. Głaskałem jej włosy.

- Cofam ten rozkaz tylko żyj. Musisz żyć.- szeptałem jej do ucha. Nie chciałem aby do tego doszło. Nigdy nie chciałem jej krzywdy. Jeżeli teraz umrze to nie wiem co zrobię. Nie znam zbyt długo Rosemary ale zależy mi na niej. Wilkołaki mają tę typową cechę dla siebie iż zawsze wiedzą gdy ktoś jest ich drugą połówką. A ja wiem że Rose jest mi przeznaczona. Nie wiem czy mogę nazwać to miłością ale ona jest dla mnie ważna. Nie mam pojęcia czy Rosemary czuje to samo w stosunku do mnie. Ta dziewczyna ma wiele tajemnic. Ma drugą osobowość którą stara się ukryć lecz czasami wydaje mi się że chciałaby ją pokazać. Chwilę później przybyły wilki. Alec podszedł do nieprzytomnej siostry i cicho zaskomlał. Wziąłem Rose na ręce i szybko zaniosłem do domu. Zaniosłem ją do swojego pokoju i lekko położyłem na łóżku. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i założyłem za ucho. Usiadłem obok niej na krześle i złapałem ją za rękę. Nie chciałem jej zostawiać. Pocałowałem ją w czoło i czuwałem.

Zemsta Wilczycy RosemaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz