Dwa tygodnie wstecz...

20 2 0
                                    

Jane zaczęła dzień tak samo jak inne odkąd trafiła do pokoju bez drzwi ani okien. Obudzili ją wysocy mężczyżni ubrani w czarne kombinezony wyposażone w broń. Było ich zawsze trzech na każdą dziewczynę przebywającą w pomieszczeniu. Zostawiali śniadanie i znikali zanim one zdołały się w pełni obudzić. Jane usiadła przy malutkim stoliku obok jej łóżka i wzięła w rękę kromkę chleba. Dwie pozostałe dziewczyny wzięły talerze i wróciły na łóżka, wszystko wykonując ze spuszczoną głową. Jane nigdy tak naprawdę nie zobaczyła jak wyglądają jej współlokatorki co wyjątkowo ją irytowało. Były teraz skazane na siebie. A ona chciała desperacko z kimś porozmawiać i może nawet wypłakać się w ramie. W takich momentach wspominała swoją mamę, która uspokajała ją nuceniem piosenki, którą niegdyś słyszała tak często w dzieciństwie. Po matce zostało jej tylko to jedno wspomnienie. Było piękne, takie ciepłe i beztroskie, ale jednak ostatnia taka sytuacja miała miejsce tak dawno temu, że Jane nie pamiętała nic oprócz śpiewającego głosu tak bliskiej jej osoby. Matka bowiem zmarła kiedy dziewczyna miała sześć lat. Teraz była już piętnastoletnią kobietą, która wychowała się pod ostrą ręką ojca oraz starszego brata Brandona. Jak matka zmarła to Jane z wiekiem przejęła wszystkie obowiązki domowe. Gotowała, sprzątała, prała i w żadnym z tych czynności nie pomagał jej ani brat ani ojciec. Myśleli oni bowiem, iż takie rzeczy mogą robić tylko kobiety. Traktowali ją niemalże przedmiotowo, co można również wysnuć z tego, że tak naprawdę ją sprzedali dziwnym mężczyznom podającym się za naukowców. Jane tłumaczyła sobie, że Brandon i ojciec kiedyś po nią wrócą, ale ta nadzieja gasła z każdym dniem spędzonym w pokoju bez drzwi i okien. Jej rozmyślania o rodzinie przerwało niespodziewane wejście jednego z naukowców. Nie była to godzina na przesłuchanie, na którym dziewczyny musiały odpowiadać na dziwne pytania. Jane zmieszana całym zajściem wróciła na łóżko trzęsąc się z przerażenia. W jej głowie powstawały najróżniejsze scenariusze, poczynając od zwykłej wizyty kontrolnej po śmierć jednej z koleżanek z pokoju. Mężczyzna w białym fartuchu przywołał dziewczynę o pięknych rudych włosach i kazał jej z nim pójść. Po całym zajściu Jane zrozumiała, że jej znajoma może już nie wrócić, a ponadto za jakiś czas mogli przyjść również po nią. Spojrzała na drugą dziewczynę. Jedyne co widziała to lekko falowanie, czarne włosy, które przysłaniały całą twarz jej współlokatorki. Dało się słyszeć płacz, ale nie zwykły z tęsknoty tylko taki z przerażenia. Jane nie myśląc długo przysiadła się do dziewczyny o długich czarnych włosach i przytuliła ją jak najmocniej mogła. Kiedy współlokatorka się uspokoiła postanowiła po raz pierwszy odezwać się do Jane, jakby w ramach wdzięczności:

- Dziękuję – powiedziała

- Nie ma za co. A tak w ogóle mam na imię Jane, a ty? – zapytała

- Ana – odpowiedziała cicho

Dziewczyna jednym ruchem ręki odgarnęła długie kruczoczarne włosy tak, że dało się zobaczyć jej ogromne niebieskie oczy i lekkie piegi na nosie oraz policzkach. Jane nie mogła uwierzyć, iż wreszcie udało jej się nawiązać kontakt z koleżankom z łóżka obok. Jednak jej radość przerwał powrót drugiej dziewczyny z pokoju bez drzwi i okien. Wróciła niemalże bezszelestnie na swoje miejsce. Dwóch towarzyszących jej mężczyzn w czerni spojrzało na Jane i Anę nieprzychylnym wzrokiem, zupełnie tak jakby taka sytuacja niemiała mieć miejsca. Jane wróciła więc szybko na swoje łóżko, ale kiedy ochroniarze odeszli równie szybko wróciła do koleżanki. Popatrzyła na rudowłosą współlokatorkę i postanowiła dowiedzieć się co się stało, gdy nie było jej w pokoju:

- Hej. Jestem Jane, a ty jak masz na imię? – zapytała nieśmiało

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko skuliła się jeszcze bardziej niż przedtem:

- A ja mam na imię Ana – powiedziała uśmiechając się lekko

Rudowłosa koleżanka nie dawała za wygraną. Zachowywała się jakby zrobili jej coś okropnego, gorszego niż pokój czy przesłuchanie. Jane i Ana postanowiły nie nalegać, ale jednocześnie były przerażone tym co mogło spotkać również i je. Chciały się lepiej przygotować na to co czekało je w nie tak dalekiej przyszłości, lecz nie mogły jeszcze bardziej przerazić współlokatorki. Postanowiły więc odpuścić na jakiś czas. Miały już wznawiać rozmowę, ale do pokoju wszedł ten sam naukowiec i kazał Anie by poszła z nim. Dziewczyna popatrzyła na Jane z przerażeniem. Nie chciała iść więc ochroniarze musieli ją zabrać siłą. Zaczęła się rzucać i krzyczeć. Te odgłosy było słychać jeszcze po jej wyjściu, ale potem w przeraźliwy sposób umilkły. Po około dziesięciu minutach Ana wróciła do pokoju ze spuszczoną głową, trzęsąc się do momentu, gdy usiadła na swoim łóżku. Po wyjściu mężczyzn Jane podeszła do Any:

- Co tam się stało? – zapytała z przerażeniem w głosie

Dziewczyna nie odpowiadała. Jane więc ponowiła pytanie jeszcze kilka razy, ale współlokatorka nawet na nią nie spojrzała. Po piątej próbie powiedziała:

- No dalej Ana co oni ci tam zrobili?

- Skąd znasz moje imię – zapytała ledwo słyszalnym głosem

Dla Jane wszystko stało się jasne, oni wyczyścili im pamięć z ostatnich dni. Dla Jane minęło około dwóch tygodni, ale szybko zdała sobie sprawę, że z pewnością tkwiła w tamtym miejscu o wiele dłużej. Bardzo ją to przeraziło. Chciała zrobić wszystko by nie odebrano jej wspomnień i w razie możliwości by oddali jej te poprzednie. Wreszcie do pokoju wrócili lekarz wraz z trzema ochroniarzami. Jane nie chciała iść więc dwaj z mężczyzn w czerni złapało ją za barki i zaczęło ciągnąć wbrew jej woli. Dziewczyna uważnie wpatrywała się w drzwi do innych pokoi. Zwracała uwagę na numery, jakieś specjalne informacje umieszczone obok na małej tabliczce, takie jak imiona czy miejsca zamieszkania. Kiedy dotarli do drzwi, które znacznie różniły się wyglądem od innych. Były bowiem normalne. Te, w których trzymano pacjentów były metalowe i otwierały się tylko i włącznie na odciski palców naukowców. Ochroniarze posadzili Jane w dziwnym fotelu. Przypominał on fotel dentystyczny, ponieważ były w nim wbudowane różne narzędzia budzące grozę. Lekarz odwrócił się do komputera i zaczął coś wyszukiwać. Mężczyźni w czarnych kombinezonach weszli do pomieszczenia z przeszklonymi drzwiami i zostawili naukowca samego z Jane. Dziewczyna nie była przywiązana ani trzymana przez kogoś. W każdej chwili mogła z tamtą uciec, ale coś jednak ją tam trzymało. Nie był to strach czy nawet gniew tylko przeczucie, iż gdy opuści przytułek to nie będzie miała się gdzie podziać. Brat i ojciec przecież nią gardzili. Traktowali jak służącą. Jane nie chciała do nich wracać, a nie miała gdzie indziej pójść. Dziewczyna nie pamiętała jak znalazła się w laboratorium i tym bardziej co się stało z jej rodziną. Gdzie teraz był Brandon i ojciec? To wszystko stawało się coraz bardziej podejrzane i skomplikowane, a Jane za nic nie mogła tego rozgryźć. Czyżby ktoś ich zabił? Może coś się stało? Jeszcze nie wiedziała jak poskładać to wszystko razem by znaleźć odpowiedź, ale była zdeterminowana by ją poznać.

Laboratorium grozyWhere stories live. Discover now