16

1K 34 5
                                    

ANASTASIA

Od wigilii minęły cztery dni i najedzona leżałam brzuchem do góry na kanapie w salonie. Blaise od rana latał po sklepach i barach w poszukiwaniu najlepszych kandydatów do wypicia w sylwestrową noc i nie było go już od trzech godzin. Planowałam nawet iść z nim ale gdy usłyszałam, że w salonie z kominka wyskoczył Malfoy od razu zawróciłam na górę.

Choć ciągnęło mnie jak cholera do tego pieprzonego pokoju.

Co wieczór wracałam wspomnieniami do tej chwili wtedy na korytarzu. Matko, mało brakowało a oddałabym mu się tam bez problemu, widziałam, że tego chciał i nie mogłam udawać, że ja sama tego nie chcę.

Im dłużej o nim myślałam tym mniej zły się wydawał. W sumie nigdy nie widziałam by uganiał się za jakąś laską, zawsze działało to w drugą stronę a tym razem to on cały czas szukał okazji by się do mnie zbliżyć.

Wiedziałam, że to złe, że nie powinnam mu i sobie na to pozwalać ale tak mocno tego chciałam, że byłam gotowa podbiec i się na niego rzucić nie patrząc na to, że Blaise może być obok nas. 

- Panno Anastasio, obiad jest już gotowy. 

Skulony lekko skrzat pochylał w dół głowę i wskazywał dłonią w kierunku jadalni. Zawsze było mi ich szkoda, jak byłam mała próbowałam się z nimi zaprzyjaźnić lecz w obawie przed matką i ciotką grzecznie mi odmówiły.

- Dziękuję.

Wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę jadalni. Nie chciało mi się tam siedzieć samej więc wzięłam talerz z makaronem i wróciłam z powrotem na kanapę. Postanowiłam poczytać jedną z książek i poczekać na powrót kuzyna właśnie tutaj, nudziło mi się a Cho nie odpisała mi jeszcze kiedy mogę do niej wpaść na noc.

- Hmm ... - Mruknęłam przeglądając tytuły książek ułożonych na półkach.

Na co mogłam mieć ochotę? 

Większość zgromadzonej literatury była romansem, jedynie w pokoju Blaisa mogłam znaleźć coś innego niż ckliwe historyjki, które do niedawna całkiem lubiłam. 

"Źdźbło trawy spod stóp smoka"

Tytuł nie za bardzo mnie zachęcał do lektury jednak wolałam to niż pozostałe książki. Wzięłam ją do ręki i razem z talerzem pełnym makaronu usiadłam wygodnie w fotelu.

Dziękowałam sama sobie, że spakowałam z Szkoły komplet dresów, który teraz na sobie miałam. W domu za każdym razem gdy wyjeżdżałam mama wyrzucała ubrania, które jej zdaniem nie nadawały się do noszenia i zostawałam z samymi eleganckimi i dziewczęcymi ubraniami. Co prawda lubiłam spódniczki i sukienki, ale nie na co dzień. 

Otworzyłam książkę na pierwszej stronie i od razu przewróciłam oczami, było w niej więcej opisów niż dialogów i wiedziałam, że nie przypadnie mi do gustu. Olewając podpowiadający mi po cichu głos, żeby odłożyć ją na miejsce i dać sobie spokój wepchałam do ust duży widelec makaronu i pogrążyłam się w lekturze. 

Wbrew moim oczekiwaniom im dalej brnęłam tym ciekawsza się okazywała. Historia opowiadała o dziecku, które wychowane przez smoczycę osiągnęło szczyty gór, miłość i niespotykanie wielką moc.  Było napisane tak lekkim piórem, że nie wiem kiedy za oknami zrobiło się czarno a skrzat podstawił mi pod nos sałatkę, o którą poprosiłam na kolację.

Zaczęłam jeść nadal nie odrywając wzroku od drobnych liter przelatujących przed mymi oczyma, że nie zwróciłam kompletnie uwagi na to, jak z kominka buchnęło mocne światło a w salonie oprócz mnie pojawił się ktoś jeszcze.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz