Obiecuję

748 50 9
                                    

Czasami leżąc wieczorem w łóżku, kiedy nie myślę o naprawach szafki zniknięć i tym pieprzonym zadaniu, zastanawiam się jak to się stało, że Hermiona Granger okazała się być jedyną osobą, która sprawiała, że czarne myśli i strach znikały. A to wszystko po tym, jak wpadła do łazienki Jęczącej Marty, wściekła tak bardzo, że zastanawiałem się, czy bezpieczne będzie ujawnienie się. Rzucała jakimiś rzeczami, krzyczała i przeklinała. Wyszedłem z kabiny, w której zawsze ukrywałem się przed wszystkimi akurat gdy zamachnęła się i uderzyła pięścią w lustro sprawiając, że te pękło i rozsypało się po podłodze. Krew ściekała z jej dłoni brudząc umywalki i jej ubrania. Nie zwracała uwagi na to, że brudzi twarz i włosy, kiedy je przecierała.

Wzdrygnęła się, kiedy chrząknąłem. Patrzyła na mnie podejrzliwie gdy podchodziłem. Odkręciłem kurek w umywalce i odczekałem aż woda będzie miała odpowiednią temperaturę. Złapałem ją delikatnie za dłoń i zmywałem krew przy okazji masując jej skórę. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i trochę namoczyłem. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, usta lekko rozchylone w szoku. Zacząłem ścierać krew z czoła, policzka i brody. Nie odsunęła się. Nie odepchnęła mnie. Nie uciekła. Pozwalała mi na to, bym doprowadził ją do porządku. Albo po prostu tak bardzo ją to dziwiło, że nie była w stanie się ruszyć.

Oczyściłem jej twarz i wtedy spojrzałem w te ciemne, brązowe tęczówki. Były hipnotyzujące i może to banalne, ale gdy zatopiłem się w nich straciłem kontrolę nad własnym ciałem. Nachyliłem się i poczułem jej usta na swoich. Dlaczego ją wtedy pocałowałem? A może ona to zrobiła?

Byliśmy jak wygłodniałe zwierzęta, kiedy rzuciliśmy się na siebie. Nie byliśmy w stanie się opanować, przestać. Ujeżdżała mnie jak dzika wbijając paznokcie w moją pierś. Zagryzała mocno wargi, prawie do krwi, żeby nie krzyczeć za głośno.
Po wszystkim żadne z nas nie miało siły, by ubrać się i odejść każde w swoją stronę.

Tak się zaczęła nasza relacja.

Nie rozmawialiśmy. Nie wypowiedzieliśmy do siebie ani słowa. Nie wysyłaliśmy listów, wystarczyło jedno spojrzenie na korytarzu czy na lekcji i po tym wciągaliśmy się do pustej sali, pokoju życzeń lub łazienki prefektów.

Spotykaliśmy się często, głównie z jej inicjatywy. Wysysała ze mnie energię ale także złe myśli i wszelki strach. Nie miałem czasu się martwić, bo gdy nie byłem z nią, zamykałem się w pokoju życzeń próbując naprawić tą przeklętą szafkę i wymyślałem przy tym kolejne sposoby jak wykonać powierzone mi zadanie. Znów szedłem na siódme piętro.
Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem Filcha, na którego prawie wpadłem. Zacisnął swoje chude palce na moim ramieniu i zaczął prowadzić gdzieś. Nie rozumiałem o co mu chodziło, w końcu wepchnął mnie do pomieszczenia, z którego dobiegała głośna muzyka i śmiech ludzi.

Pomieszczenie było wypełnione całą masą uczniów, przede mną stanął profesor Slughorn. Wciąż nie wiedziałem o co chodzi, coś mówili do mnie ale przestałem ich słuchać, kiedy ją zobaczyłem. Czerwona sukienka tak ładnie opinała się na jej piersiach i talii. Długie nogi zdawały się być jeszcze dłuższe dzięki butom na obcasach. Usta miała lekko opuchnięte jak za każdym razem po naszych pocałunkach. Poczułem powoli wypełniającą mnie złość, która wywołana została przez rękę na jej biodrze. Zdecydowanie zbyt nisko. Obejmujące ją ramie przyciskało ją do boku chłopaka. Cormac McLaggen wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Uśmiechał się w taki denerwujący sposób, miałem wrażenie jakby rzucał mi wyzwanie. Ale to tylko moja chora wyobraźnia przecież. Wróciłem spojrzeniem na jej usta i zrozumiałem, dlaczego tak wyglądały. Złość zmieniła się we wściekłość kiedy przed oczami pojawił się obraz tego typa całującego właśnie ją.

Wyrwałem się z lichego uścisku woźnego, powiedziałem coś i odwróciłem się by wyjść. Słyszałem za sobą Snape'a, coś mówił, ale nawet na niego nie spojrzałem.

Obiecuję [Dramione]Where stories live. Discover now