18.

2.6K 236 121
                                    

W Ministerstwie zapanował istny chaos, cała czwórka, która za to odpowiadała, zdawała sobie z tego doskonale sprawę.  Każdy był pewien obaw, jednak gdy winda zatrzymała się na piętrze rozpraw, nie było już odwrotu. Nim ją opuścili, obezwładnili dwóch strażników, którzy stali na straży. 

-Gdzie to przejście? - spytał Fred rozglądając się.

-Na samym końcu tego korytarza. - Draco kiwnął głową na długi i wąski korytarz, który zdawał się nie mieć końca. 

-Na pewno nas tutaj nie dorwą. - powiedziała z ironią Pansy. Winda jednak się zamknęła, a oni na pewno nie przeszli by pozytywnie weryfikacji, dlatego nie pozostało im nic innego. Najgorzej będzie miała osoba z tyłu, pomyślała Pansy, wiedząc, że to pewnie ona będzie ostatnia.

-Szybko, zanim ogarną co kombinujemy. - pierwszy ruszył Draco, zaskoczona trójka przez chwilę wpatrywała się w jego plecy, po czym również ruszyli. Nie mieli lepszego planu. Spotkanie z dementorami mogło się okazać przyjemniejsze niż z śmierciożercami... I Lucjuszem. Draco skupiał myśli na czekającym w domu Remusa Harrym. Czuł, że biegnie właśnie do niego, a to dodawało mu sił. Między gryfonem, lawirował profesor Snape powtarzający by skupił się na prawidłowym oddechu. 

Pansy, nieprzygotowaną, ani nierozgrzaną, szybko dopadła zadyszka. Zwolniła, nie będąc w stanie dłużej tak gnać. Fred złapał ją za rękę, próbując pociągnąć, ale zamiast tego dziewczyna zaczęła go zwalniać. 

-Nie... Dam... Rady... Tak... - powiedziała między ciężkimi oddechami. Nie rozumiała po co tak gnają, jeszcze nikt ich nie gonił, a gdyby chciał miałby duży dystans do pokonania. 

-Już niedaleko. - skłamał Fred. Spojrzał przed siebie, jednak końca dalej nie było widać. Każdy pomału opadał z sił. Tylko Draco parł na przód niewzruszony szalonym tempem.

W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymał. Reszta, nieprzygotowana na takie posunięcie, powpadała na siebie.

-Co Ty robisz?! - spytał Remus. Również był zziajany. Bał się, że jeśli się zatrzyma, nie będzie w stanie ponownie ruszyć. 

-Umbridge jest tutaj. - odpowiedział Draco, który jako jedyny nie miał morderczej zadyszki. 

-Co?! - Draco palcem pokazała na gablotę. -Podczas biegu miałeś czas czytać ogłoszenia?!

-Treningi z profesorem Snape'm. - Draco wzruszył ramionami. - Profesor też powinien mieć lepszą kondycję? - dodał z małym uśmiechem. 

-Nie w tym wieku chłopcze. - odgryzł się Remus żałując, że tylko stał i się uśmiechał, gdy Severus męczył ich przeróżnymi ćwiczeniami. 

-Chcesz tam po prostu wejść i zabrać jej naszyjnik? - spytał Fred.

-Dokładnie. - Draco bez konsultacji z resztą, nacisnął na klamkę. Nie chciał tracić czasu na rozmowę, w każdej chwili mogli pojawić się strażnicy, lub jego ojciec. - Wykorzystamy efekt zaskoczenia i jeśli wrócimy z horkruksem, a wtedy może Dumbledore nie zamorduje profesora. 

-Dumbledore?

-Zapomniałem wspomnieć, że przyszedł po południu. - Draco posłał uśmiech Remusowi i wszedł na salę. Remus przewrócił oczami. Już słyszał krzyki dyrektora i teksty o braku zaufania. Może faktycznie lepiej żeby z czymś wrócili. 

-Co tu się dzieje... - na krześle przesłuchań siedział jakiś chłopiec. Mógł mieć góra jedenaście lat. Obok niego stał przerażony ojciec. Przesłuchanie prowadziła Umbridge w asyście czwórki pracowników ministerstwa i dwóch śmierciożerców. Pod sufitem błądzili dementorzy i tylko magiczna bariera powstrzymywała ich od ataku.

Miłość, która nie powinna się narodzić.[DRARRY]Where stories live. Discover now