16.Chcesz tego?

526 32 3
                                    

2900 słów. Amen.

Tak strasznie bałam się tego rozdziału, ale wiem że ludzie uwielbiają te momenty Larry, więc prosze.

Rozdział pisany jako wspomnienie!

●●●

-Harold, co ty żeś wymyślił?
 
To nie tak że Louis nie lubił niespodzianek, bo on je kochał (zwłaszcza te od Harry'ego). Co nie zmienia jednak faktu, iż nie spodziewał się tego że brunet będzie kazał mu się spakować, po czym na drugi dzień o piątej rano zadzwoni że ma się on ubierać i zejść z walizką. Nie spodziewał się też tego, że Harry będzie czekał na niego w swoim samochodzie pod akademikiem obok którym Louis studiował. Jednak i tak zszedł zaskoczony do Harry'ego, w pełni ubrany i spakowany. Harry wziął jego walizkę, wkładając ją do bagażnika gdzie schowana była już i jego torba. Przywitali się też pocałunkiem, po czym wsiedli do samochodu, a Harry ruszył z miejsca i wyjechał na drogę. Louis od razu zasnął w fotelu, nie zdążając nawet zapytać gdzie jadą, oraz po co i czemu. Teraz, kiedy jechali już prawdopodobnie trzy godziny, a on się obudził, nie miał zamiaru mu odpuścić. Harry jednak zbywał go skutecznie, zagadując to by spojrzał na krajobraz, to czy wiedział o tym że wyszedł nowy film.
 
Teraz jednak Harry zatrzymał się przed niewielkim lecz piętrowym, drewnianym domkiem. Dookoła domku rosły cisy oraz parę innych pokaźnych drzew. Kiedy wysiedli z samochodu, uderzyło w nich świeże, leśne powietrze. Harry poczłapał do bagażnika nie odpowiadając na wcześniejsze pytanie Louisa, za to ten stał w miejscu podpierając się otwartych drzwi do samochodu. Jego szczenka opadła, widząc to co jest przed nim.
 
-Harry – powtórzył się, obracając do mężczyzny który podszedł już do niego z dwoma walizkami, po jednej w każdej dłoni.
 
-Tak, skarbie? – zapytał, udając że nie wie o co chodzi. Postawił walizki na ziemi, spoglądając na Louisa który przyglądał mu się teraz z zdezorientowaniem.  
 
-Powiesz mi, co mu tu robimy?
 
-Jesteśmy na wakacjach – uśmiechnął się.
 
-A-ale jak?
 
-Na weekend – wyjaśnił. – Po drugiej stronie jest rzeka, chcesz zobaczyć?
 
-A-ale...
 
-Bierzesz swoją walizkę czy mam ja ją wziąć? Zaniesiemy ją do sypialni.
 
-T-tak...
 
Louis chwycił swoją walizkę, kiedy Harry odszedł już z tą jego do drzwi domku. Wyciągnął z kieszeni klucze (które odebrał już dwa dni temu od właściciela) i otworzył drzwi. Przepuścił Louisa pierwszego, lecz ten po dwóch krokach ponownie się zatrzymał, podziwiając środek.
 
Na lewo ścianka, za którą kryła się mała ale piękna kuchnia wraz ze stoliczkiem i krzesełkami gdzie mogli jeść posiłki. Dalej, również na lewo, stała mała, idealna na dwie osoby i wyglądająca na wygodną – kanapa. Przed nią drewniany stoliczek, a pod nim czerwony i miękki dywanik. Zaraz naprzeciwko kanapy na ścianie nad niska półką stał telewizor. Naprzeciwko nich  ściana była zrobiona cała z solidnego szkła, jedna strona otwierająca się i prowadząca na taras. Na prawo stały drewniane, kręte schody prowadzące zapewne na piętro, a dalej drzwi, które prowadziły do łazienki.
 
-Podoba Ci się? – zapytał Harry, wyrywając tym Louisa z podziwiania.
 
-Jest pięknie Hazz – odwrócił się do niego, podchodząc i przekładając ręce przez szyję wyższego. Przyciągnął go do pocałunku, szepcząc przy tym ,,dziękuje”. Harry oddał pocałunek, pogłębiając go lekko, po czym Louis odsunął się od jego ust i wtulił się w niego. Zaciągnął się zapachem swojego chłopaka, uśmiechając się pod nosem.
 
-Chcesz zobaczyć sypialnię?
 
-Tak – cmoknął go krótko w usta, odsuwając się i biorąc z powrotem walizkę do ręki, ruszył w stronę schodów, pozostawiając Harry'ego z uśmiechem.
 
 
***
 
Louis był w siódmym niebie, siedząc w wiklinowym fotelu z kubkiem gorącej czekolady, przyglądając się kawałkowi rzeki która płynęła od tej strony.  Było już ciemno, gdzieś po jedenastej, ale szatyn postanowił zostać jeszcze chwilę na dworze, kiedy Harry zmył się parę minut temu mówiąc, że idzie pozmywać po kolacji. Louis przymknął oczy, myśląc ile Harry dla niego zrobił e ciągu dwóch i pół miesiąca, a ostatni z nich byli już w związku. Tydzień temu poznali ze sobą swoich przyjaciół, którzy okazali się sobie przeznaczeni. Szatyn nie spodziewał się niczego ze strony Harry'ego na ten weekend, ale cóż, starszy lubił go zaskakiwać i to bardzo często, nie tyle randkami, co zabieranie go spod akademika do kawiarni na wspólną kawę po wykładach, lub zostawianiem kwiatów lub słodyczy w jego pokoju. Louis dalej nie wiedział jak Harry to robił. Podejrzewał, że kontaktował on się z Alexem - jego współlokatorem. Nie wiedział nawet, że można się tak szybko w kimś zakochać, dopóki nie spotkał on Harry'ego. Już darzył loczka ogromnym uczuciem. Nie był osobą która bała się wypowiedzieć te dwa magiczne słowa, ale nie chciał się śpieszyć. Nieświadomie gdzieś w głowie obawiał się, że Harry nie czuje tego samego i zwyczajnie wygłupi się. Wiedział, że starszy nie chce się z niczym więcej śpieszyć. A przynajmniej tak myślał. Poszli wystarczająco szybko ze związkiem, teraz przydałby się następny krok.
 
Na tarasie zapaliło się światło wyczulone na ruch, więc Louis wzdrygnął się na nagłe oświecenie. Po chwili poczuł ręce bruneta na swoich ramionach, oraz to jak Harry kuca za nim i opiera brodę w zagięciu szyi. Brunet zabrał dłonią kubek z rąk Louisa, na co szatyn jęknął cicho, jakby zabrano mu ulubioną zabawkę.
 
-Zmarzniesz skarbie - powiedział cicho Harry przy jego uchu, a przyjemne ciepło opatuliło jego szyję.
 
-Jest przecież ciepło - stwierdził.
 
-Załóż coś na siebie, proszę .
 
-Jest ciepło Harry.
 
-Lou, proszę.
 
-Jest mi ciepło - zachichotał z upartości chłopaka.
 
-Skoro Ci tak ciepło - uparł się znowu, tym razem obchodząc Louisa, schylając się przed nim i chowając głowę przy jego biodrach. Po chwili Harry chwycił go mocno, podnosząc się do góry, przez co Louis zapiszczał, zwisając twarzą w dół. Harry przewiesił go sobie przez ramie, trzymając by nie spadł.
 
-Harry, ty potworze - oburzył się Louis, zaprzeczając po chwili sam sobie i wybuchając śmiechem. Zauważył że Harry idzie, ale nie mógł stwierdził w jakim kierunku. Podniósł głowę, zastygając i widząc oddalający się taras. - Harry nie. Nie. Harry!
 
Harry wszedł po kostki do wody, a widząc ostatkami światła gdzie robi się głębiej, ruszył powoli do przodu. Zatrzymał się jeszcze na sekundę, poprawiając Louisa i spuszczając go delikatnie w dół. Szatyn jednak uparł się, nie stawiając nóg we wodzie, za to oplatając nimi biodra Harry’ego i uczepiając się go jak miś koala, na co tym razem to Harry zachichotał.
 
-Ale wiesz, że i tak wejdziemy - powiedział, biorąc szatyna pod uda i ruszając do przodu.
 
-Niestety wiem - mruknął, wtulając się w ciepłe ciało swojego chłopaka, kiedy poczuł zimna wodę. Jeszcze kiedy było jasno, zauważył to, iż woda była tu niezwykle przejrzysta. Aż sam był podważeniem, dowiadując się że są w Edale, położonym niedaleko jego rodzinnego miasta. - Harry ty draniu - zadrżał.
 
Harry jednak nie zatrzymywał się, idąc do momentu aż woda nie sięgała brawie do ramion. W wodzie Louis wydawał się lżejszy, przez to poluźnił delikatnie uścisk na jego udach. - Lou - zaczął, zataczając na nogach młodszego kółka kciukami. Szatyn wyprostował się, spoglądając w oczy Harry'ego. Mimo tego, jak ciemno było i jak mało już widzieli, tafla wody odbijała delikatne światło, a oczy Harry'ego zabłyszczały. Louis wstrzymał na chwilę powietrze, podziwiając jak przystojnego ma chłopaka i jak cudowny on jest. Harry myślał o tym samym, w końcu jednak odzywając się. -Wiesz że jesteś najlepszym co mnie spotkało? Mimo że znamy się tak krótko, to jest wręcz niewyobrażalne jak bardzo jesteś dla mnie ważny. Przez ostatni czas miałem zaszczyt by dzięki mnie na twojej  twarzy pojawił się ten piękny uśmiech. To nie logiczne jak my to szybko robimy - zaśmiał się cicho - ale kocham to. Kocham twój uśmiech, twoje małe, słodkie kurze łapki przy oczach, kiedy się śmiejesz. Twoje humorki - znowu parsknął śmiechem, w czy Louis mu cicho dorównał - twoje wszystkie zalety, a jeszcze bardziej kocham twoje wady. Kocham Cię, Lou, tak cholernie mocno Cię kocham.
 
-Hazz...
 
-Nie musisz odpowiadać - przerwał mu - wiem że to się wszystko dzieje strasznie szybko, jesteśmy razem miesiąc, a ja już kocham każdy twój najmniejszy cal. Chciałbym, byś to po prostu wiedział. Mogę poczekać, Jezu, zawsze pocze...
 
-Harry - spróbował znowu Louis, nie mogąc uwierzyć że Harry to powiedział i że tak dużo mówi.
 
-kam tyle ile będzie trzeba, zawsze dam Ci czas. Jesteś najważnie...
 
Nie skończył, ponieważ Louis wbił się w jego wargi, przerywając mu ponownie, ale tym razem skutecznie. Harry zamilkł, oddając pocałunek i ściskając delikatnie uda Louisa. Ten za to swoje dłonie ulokował na szyi bruneta, przyciągając go jeszcze bliżej, o ile go możliwe. Przerwali w chwili, kiedy kończyło się im powietrze. Nie przypuszczali że zwykłe cmokniecie (jak to planował Louis) zmieni się w jeden, długi, czuły i z pełnią emocji pocałunek. Louis oparł swoje czoło o to Harry'ego, przymykając oczy.
 
-Też cię kocham Harry - powiedział w końcu, otwierając oczy by zobaczyć reakcję Harry'ego, ale zanim cokwiek zdążył zrobić, brunet wbił się w jego warki ponownie. Tym razem zmieniło się to też w serie obściskiwania, zapominając totalnie o tym że są ciągle w nie za ciepłej wodzie. Harry postawił Louisa na ziemi, zabierając dłonie z ud i błądząc nimi teraz po ciele szatyna. Stali tak dobre parę minut, do momentu aż brunet nie poczuł że warga Louisa drga z zimna.
 
-O nie, idziemy do domu - pochylając się by go pocałować ostatni raz, co szatyn postanowił wykorzystać. Opadł plecami w tył. Zapadając się pod taflą wody w idealnym momencie przed zetknięciem ich ust. Poruszył się, odpływając kawałek od Harry'ego, który widząc że młodszy mu ucieka, ruszył zaraz za nim. Dogonił go pod wodą, od razu wynurzając się i złączając ich usta razem. Woda skapywała im z włosów, a Louis po raz kolejny zadrżał. Kiedy Harry stanął obok niego w miejscu, gdzie woda dawała im jeszcze możliwość stanie, Louis przyczepił się do niego ponownie niczym panda, co brunet od razu zrozumiał. Chwycił go pod udami, kierując się w stronę brzegu a następnie do domku.
 
-Kocham Cię, Hazz.
 
-Kocham Cię mocniej, Lou - zaśmiał się cicho, a jego serduszko aż ociekało z miłości.
 
***
 
-Zimno - powiedział szatyn, wychodząc z łazienki przy ich sypialni na piętrze. Opatulony ręcznikiem, w samych spodniach, tak samo jak Harry. Brunet stał przy komodzie, podłączając telefon do ładowarki, kiedy drobne ciałko się do niego przykleiło. Odwrócił się, by zobaczyć swojego Louisa.
 
-A mówiłem 'wracaj do domu' - zaśmiał się.
 
-Oj cicho - przytulił się do jego torsu, zaraz jednak zmieniając zdanie i odsuwając od niego policzek, by móc zacząć składać na obojczyku motyle pocałunki. Harry podniósł jego podbródek, złączając ich usta w czułym pocałunku, który po chwili zmienił się w coś głębszego.
 
Harry przejechał językiem po dolnej wardze, prosząc tym o dostęp Louisa, który od razu mu go dał. Kiedy Louis położył dłonie na szyi i policzku chłopaka, Harry swoimi błądził po wcięciu w talii u szatyna. Kochał jego ciało, co nie pomogło mu w powstrzymaniu się od zrzucenia ręcznika z ramion swojego chłopaka. Powolnym krokiem ruszyli razem w stronę łóżka, dobrze siedząc do czego to zmierza. Po drodze Louis zahaczył palcami o włosy Harry'ego, na co ten jęknął cicho z rozkoszą. Szatyn wplątał palce we włosy chłopaka, drapiąc przyjemnie przy tym jego głowę.
 
Harry zaczepił palcami o materiał spodni Louisa, które dalej były wilgotne od wody. Zatrzymał na chwilę ciąg pocałunków, by spojrzeć z upragnieniem w oczy Louisa.
 
-Chcesz tego? - zapytał cicho.
 
-Tak - odpowiedział mu szatyn, patrząc w jego zielone oczy swoimi błękitnymi.
 
Harry sięgnął do rozporka młodszego, w tym samym czasie co uczynił to Louis. Zdjęli swoje spodnie, zostając w samych bokserkach. Harry przejechał swoimi długimi palcami po łydkach, udach i biodrach szatyna, kiedy ten położył się na świeżej pościeli, a on nad nim zawisł.
 
-Harry - powiedział cicho Louis między pocałunkami. - Chcę się z tobą kochać.
 
Harry spojrzał na niego, nurkując w jego tęczówkach.
 
-Oczywiście - pocałunek - skarbie - pocałunek  - kocham Cię - zakończył opierając swoje czoło o to Louisa na dosłownie sekundę, po czym przeszedł dalej.
 
Przystawił swoje usta do tych szatyna ostatni raz, ciągnąc delikatnie za jego wargę. Następnie przeszedł do szczenki, zostawiając na niej mokre całusy. Coś w Louisie kazało mu wstrzymać oddech, kiedy Harry przeszedł do szyi, na której od razu się zassał, chcąc zostawić po sobie malinkę. Przeszedł za jego ucho, zostawiając tam jeszcze jedną. Dobrze wiedział gdzie znajdują się czułe miejsca szatyna. Kolejna powstała na obojczyku, który Harry tak bardzo uwielbiał. Szatyn przymknął oczy i jęknął cicho, zaciskając dłonie na białej pościeli, w chwili gdzie Harry zassał się na jego sutkach, językiem zataczając kółeczka. Po krótkiej zabawie nimi, Harry zszedł na brzuch, całując każdy najmniejszy fragment jego skóry. Kiedy się poznali, Louis nie miał dobrej samooceny, przez co Harry udowadniał mu za każdym razem jak wspaniałe ma ciało. Zatrzymał się przy linii bokserek, pomijając je i idąc od razu do ud, których szatyn tak wcześniej nie lubił. Harry zassał się na pulchnej skórze, tworząc tam malinki. Nie ważne jak bardzo Louis nie lubił tej części siebie, Harry kochał ją jeszcze bardziej, ponieważ wiedział że to właśnie jest czułe miejsce szatyna.
 
-H-harry, masz wszystko? - zaskomlał.
 
-Tak - odparł, podnosząc się i idąc do swojej torby. Wyjął z niej lubrykant oraz prezerwatywy.
 
Wrócił do Louisa, rozgaszczając się między jego nogami i spoglądając na dosyć mocną erekcje w bokserkach mniejszego. Sam również był wystarczająco podniecony samym widokiem szatyna w takim stanie. Ściągnął z niego bokserki, odrzucając je na bok. Pocałował jego skórę, biorąc po tym do ręki lubrykant i wylewając trochę na swoją dłoń. Widział uważny wzrok Louis na sobie. Pochylił się do niego, podpierając na jednej ręce, a drugą przykładając do jego pośladków. Przyłożył palce do jego dziurki, spoglądając w jego oczy i czekając na pozwolenie, zataczając kręgi wokół mięśni. Kiedy Louis spojrzał na niego TYM wzrokiem, wsunął delikatnie jeden palec. Szatyn wydobył  z siebie jęknięcie, które tylko usatysfakcjonowało Harry'ego. Pozwolił przyzwyczaić się młodszemu do drobnego wypełnienia, po czym wysunął palec i wsunął ponownie i do końca, powtarzając te ruchy u słuchając jęknięć szatyna.
 
-Jesteś taki piękny.
 
Po czasie dodał drugi palec, całując klatkę piersiową szatyna. Dodał trzeciego palca, przygotowując tym Louisa do swojej wielkości. Kiedy ten był już wystarczająco rozciągnięty, wyciągnął palce, szukając paczuszki z prezerwatywą. Znalazł ją w dłoni szatyna, rozrywającego paczuszkę rębami. I cóż, prawdopodobnie była to  najgorętsza rzecz jaką Louis zrobił przy Harrym. Podał gumkę Harry'emu (uśmiechając się przy tym zawadiacko),  który sprawnie naciągnął ją na swojego penisa, biorąc lubrykant i rozprowadzając, po czym ustawił się lepiej między bogami szatyna. Ten za to objął go swoimi kończynami, dłonie układając na plecach, a nogi splatając w dole pleców. Harry przystawił swojego członka do wejścia Louisa, patrząc w jego oczy i czekając (znowu) na pozwolenie. Louis kochał to, jak Harry dba o jego wygodę i liczy się z jego zdaniem. Kiedy doczekał się skinienia głową od młodszego, wsunął się w niego płynnym ruchem, otrzymując jęknięcie.
 
-Powiedz, kiedy będziesz gotowy - powiedział cicho do ucha szatyna. Dziabnął delikatnie wargami skórę za uchem, następnie pod brodą, a dwa kroki dalej złożył czuły pocałunek na wargach szatyna.
 
-Już - jego głos zadrżał, wypowiadając jedno, krótkie słowo.
 
Harry wysunął się trochę - powoli lecz sprawnie, wbijając się z powrotem do końca. Szatyn jęknął głośno, czując maksymalne wypełnienie. Uprawiał seks nie raz wcześniej, ale z Harrym było to coś innego - wyjątkowego. Były w tym uczucia; troska, czułość, miłość. Harry zaczął się sprawniej poruszać, lecz nie przyśpieszając na maksa. Po pokoju roznosiły się dźwięki uderzanej o siebie skóry, jęknięcia Louisa oraz głębokie i przyśpieszone wdechy dwójki mężczyzn. Harry wbijał się pod różnym kątem, próbując znaleźć to właściwe. Wiedział już w jakie miejsce wypychać biodra, kiedy Louis jękną przeciągle, a jego oddech jeszcze trochę przyśpieszył.
 
-Harreh... właśnie tam - wydyszał, drapiąc plecy chłopaka. Prawdopodobnie będzie miał on tam zadrapania i czerwone ślady, tak jak i Louis pełno malinek.
 
Harry uderzał w jedno miejsce, samemu prawie że dochodząc tylko i wyłącznie na dźwięki jakie szatyn z siebie wydobywał.
 
-Z-zaraz dojdę - wybełkotał, czując że jest bliski spełnieniu. Tak, jakby pod jego żołądkiem coś miało zaraz eksplodować, a serce chciało wydostać się z klatki piersiowej.
 
-Tak... ja też - wyszeptał Harry. Louis tak dobrze zaciskał się na nim, że czuł jakby zaraz miał opaść. Czuł jak uda szatyna zaczynają drgać z podniecenia ku spełnieniu. Chciał mu pomóc, ale nie utrzymał by się na jednej ręce. Wiedział też, że szatyn poradzi sobie sam. - Kocham Cię, skarbie.
 
-Ja Ciebie też, Hazz. Jestem twój.
 
-Mój.
 
Nie trwało to długo, aż szatyn nie wystrzelił na swój brzuch i klatkę piersiową Harry'ego, brudząc ich przy tym. Wygiął się przy tym w łuk, jęcząc imię Harry'ego i drapiąc go doszczętnie. Po chwili i Harry wytrysnął w gumkę, głęboko oddychając. Nie zaprzestawał ruchom, tylko stopniowo je zwalniał. Na końcu opadł na Louisa, nie mając już siły. Właśnie mieli swój - miejmy nadzieje najlepszy - pierwszy raz. Harry sięgnął swoimi ustami do tych Louisa, łącząc je w parę krótkich pocałunków. Brunet wyszedł z młodszego, na co ten jęknął na uczucie pustki. Harry opadł na materac obok niego, głęboko oddychając. Oboje próbowali uspokoić swoje oddechy.
 
-Było...
 
-Wspaniale - dokończył Louis. Okręcił głowę do Harry'ego, który już się w niego wpatrywał. Kiedy starszy unormował oddech, podniósł się z łóżka, idąc do łazienki gdzie zdjął z członka gumkę, wyrzucając ją do śmietnika. Po chwili poczuł dłonie na swoich plecach. Odwrócił się, napotykając swoimi oczami te piękne niebieskie tęczówki.
 
-Nie jesteś zmęczony? Boli? - zapytał o razu.
 
-Nie - Louis położył swoje dłonie na klatce piersiowej Harry'ego. - To znaczy... zmęczony, ale musimy wsiąść prysznic. A co do bólu. Boli jak zawsze, ale nie w tym znaczeniu. Było dobrze, wręcz wspaniale - wspiął się na palce, by ucałować usta Harry'ego.
 
-Jak tu doczłapałeś? - zaśmiał się cicho brunet, zaraz po tym jak rozłączyli wargi.
 
-Było ciężko - odparł ze śmiechem. - Jutro będziesz mnie nosił.
 
-Żaden problem - uśmiechnął się szeroko, kładąc swoje dłonie na jego biodrach. Louis jednak odsunął się w tył.
 
-Idę pod prysznic, czuj się zaproszony - powiedział zawadiacko, robiąc małe, kaczkowate kroki w stronę kabiny prysznicowej. Harry zaśmiał się cicho z jego chodu, idąc za nim i porywając go w ramiona i w górę, niosąc go w powietrzu aż nie stanęli w brodziku prysznicowym.

●●●

Przepraszam, jeśli zjebałam!

Dajcie znać jak było...

When you forget | Larry KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz