17. Koń trojański

103 9 18
                                    

~*~

Nota autorska

Chciałabym podziękować osobom komentującym, ponieważ to one skłoniły mnie do powrotu, którego nie planowałam. Enjoy!

~*~

Malfoy Manor, Wiltshire, 2000 rok

Wpatrzywszy się półprzytomnie w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stała Amanda, zamyśliła się głęboko i opuściła głowę. W szaleństwie, długo i z męczarnią odtwarzała siłami umysłu owe wydarzenia, choć wszystko jak w sennym przywidzeniu układało się w rzeczy niezmierne, jej pasja do rozwikłania zagadki graniczyła z obsesją. Nikłe były szanse na odnalezienie w nich sensu, mimo to dopatrywała się szczegółów, mogących dać jej upragnione rozwiązanie.

Uśmiech szatański przekrzywił jej usta na chwilę, kiedy przypomniała sobie o podszeptach służby na temat jej zażyłej relacji z Lucjuszem. Zawładnęło nią niezachwiane przekonanie, że złudzenie to pozwoli jej dokonać zemsty. Dlaczegóż by zatem nie dać służbie powodów do kolejnych pogłosek, choćby mijały się one zupełnie z prawdą?

Skoro w jej duszy zapanował niepokój, westchnęła i poszła niby obojętna dołożyć do kominka drewna, a skoro nie mogła już znieść swojej bezsilności, pozwoliła wemknąć się ciemności, pośród której skryła się przed Lucjuszem niczym kłębek przed kotem. Igrając z nim jak z ogniem, wreszcie spostrzegła swój błąd i cofnęła się z nagła sparzona, zdumiona tym, że dała się podejść. Nieprzypadkowo bowiem złota bransoleta nie została jej przywrócona. Lucjusz bawił się dziewczyną bezlitośnie, jak gdyby była jakąś niespotykaną zabawką. Zniewolił jej umysł i ciało, w słabość przyodział, nie pamiętając, kim rzeczywiście była. Z czasem poznał, że to ułuda, że Gabrielle wiele potrafi, toteż niejako w obliczu śmierci, gdy nadarzyła się ku temu okazja, zaryzykował, stawiając na szali własne życie, i zezwolił na jej obecność i czary. Jakie było jego zdziwienie, kiedy spostrzegł, że dziewczyna włada magią bezróżdżkową. Po myślach gniewnych i poważnych, obudzonych w nim przez przypatrywanie się służącej, na jego twarzy mieniły się zdziwienie i fascynacja. Uradowany ową niezwykłą zdobyczą, zaniedbał tradycję, żeby poznać ją bliżej. Niepokoił się o nią bardzo, ale nie dopuszczał myśli, że może nie być czarownicą półkrwi, spiskował więc i nie ustępował, stale sprawdzając ją najbezwzględniej i najokrutniej. Szukał wszelkiego oparcia w tym, czego się dowiadywał, lecz dowiadywał się o tyle mało, że nie dbał już o to, że obnaża rzeczywistość zaszytą. Pragnął przekształcić ją na swój sposób, żeby odkryć to, co zakryte. Szło z razu oporem, trud zdawał się mu żmudny, wyzwalający potężniejsze siły twórcze niż dotychczas, toteż nie lękał się tajemnic. Gdyby natomiast poznał sekret Gabrielle, zląkłby się nie lada, gdyż nikt tak olbrzymiego oszustwa by się nie spodziewał.

Krążyły wprawdzie opowiastki, jakoby przyjaciółka Harry'ego Pottera wciąż żyła. I chociaż brakowało wskazówek oraz czasu na pasję poszukiwań, aby uznać istnienie Hermiony Granger za fakt, opowiastki owe nie były czczym wymysłem, ponieważ Czarny Pan wydał rozkaz, aby ją odnaleźć, a że nigdy się nie mylił, prawdziwość owych wymysłów nie podlegała wątpliwościom. Cóż może jednak zdziałać nazwisko przeciw zaklęciu, które lekceważy obrazy przeszłości? Nawet najlepsze szkło powiększające w najsilniejszych ciemnościach nie odsłoniłoby sylwetki poszukiwanej, stąd też wniosek, że zarówno nazwisko, jak i samo żądanie na niewiele się zdawały bez ewidentnych świadectw wcześniejszej egzystencji Hermiony. Żaden z dziś żyjących mieszkańców wysp już jej nie pamiętał; to zaś, co o niej wiedzieli, sprowadzało się jedynie do nazwiska, które jakimś cudem ocalało.

Służba sofistkiWhere stories live. Discover now