Wyrwana Róża

51 15 31
                                    

Róża czekała na tegoroczne walentynki z niewyobrażalną tęsknotą. Parę dni wcześniej na niczym nie mogła się skupić, myliła przy dobieraniu odpowiedniej liczby kwiatów do bukietów, kłuła się w palce o kolce, które niczym ostre kły broniły dostępu do zielonych łodyg i doprowadzała zarówno szefową, jak i klientów, do skraju irytacji.

— Co ty, zakochałaś się? — burknęła pani Piotrowska, właścicielka kwiaciarni, ujmując się pod boki.

Róża pokręciła tylko głową i uśmiechnęła się tajemniczo, na co jej szefowa poczerwieniała z gniewu. Była okrągłą, niską despotką, a na dodatek grzeszyła wyjątkową ciekawością wobec spraw innych i nie mogła uwierzyć, że pracownica nie chce podzielić się z nią swoim sekretem. Bo że miała jakiś sekret — tego nikt nie musiał pani Piotrowskiej tłumaczyć. Już ona swoje wiedziała.

— Może Narcyz chce do ciebie wrócić? — prychnęła szyderczo.

Pomimo swych licznych wad, zazwyczaj troszczyła się o innych, a o Różę zwłaszcza, jednak nie cofała się przed niczym, gdy ktoś ją rozzłościł.

— Spotykamy się w walentynki — przyznała zapytana.

Pani Piotrowska aż otworzyła usta ze zdumienia, wpatrując się z niedowierzaniem w młodą dziewczynę, która właśnie pochyliła się nad kolejnym bukietem i przewiązywała go fantazyjną, złotą wstążką. Po chwili zacisnęła wargi — nie znosiła okazywać zaskoczenia, uważała się bowiem za osobę niezwykle przenikliwą.

— Ale... Jak to? — Choć zdołała zapanować nad twarzą, w głosie wciąż czaiła się nutka zaskoczenia.

— Zobaczy pani. — Róża odłożyła kwiaty do wazonu. — To już wszystko, do widzenia!

— Ale... Hej! Musisz mi to wytłumaczyć! — Wyrwało się oburzonej kwiaciarce.

— Przepraszam, śpieszę się do domu!

Dziewczyna porwała torbę, zatrzasnęła za sobą drzwi i już jej nie było.
Pani Piotrowska pokręciła głową. Ze spotkania Róży z Narcyzem nie mogło wyniknąć nic dobrego.

***

Z uśmiechem przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Ze szklanej tafli spoglądała na nią śliczna dziewczyna ubrana w czerwoną sukienkę, o intrygującej, szlachetnej urodzie arystokratki i karminowych wargach, których barwa odcinała się od jasnej twarzy niczym krew od bieli śniegu — swoją drogą, prószył on właśnie za oknem, jakby pragnąc wynagrodzić ludziom bożonarodzeniową nieobecność.

— Nie rozumiem, dlaczego to robisz. Przecież on cię skrzywdził. Myślałam, że nie chcesz go więcej widzieć.

— Nie wszystko możesz zrozumieć, Liliano. Nie martw się. Nie zrani mnie więcej.

Po tych słowach Róża założyła płaszcz i wyszła w mrok walentynkowego wieczoru.

***

Brnąc przez biały puch, wspominała te wszystkie piękne dni, spędzone z Narcyzem. Była różą, wykradzioną spośród innych krzewów, różą, którą wyrwał z niewoli ogrodu i której pokazał świat. Uśmiech błądził po jej twarzy, gdy przywoływała to, jak się o nią troszczył, jak pielęgnował ich uczucie niczym najbardziej pracowity ogrodnik. Podlewał je codziennie porcją odpowiednich komplementów i ogrzewał promieniami swojego olśniewającego uśmiechu. Pozwolił Róży rozkwitnąć.

Zatrzymała się. Z okien jego domu biło ciepłe, żółte światło, zapraszając ją do wnętrza. Był tam! Był tam sam. Krew zaczęła szybciej krążyć jej w żyłach, serce mocniej zabiło, gdy zadzwoniła do drzwi.

Wyrwana RóżaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt