Rozdział 2

420 60 0
                                    

Hyunjin skłamał. Wcale nie miał zamiaru się zdrzemnąć. Nie był w stanie. A raczej: nie chciał spać. Wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, nieważne, jak jego ciało błagało go o sen.

Kiedy położył się na łóżku plecami do Jeongina, a następnie okrył się szczelnie kołdrą i przymknął oczy, poczuł strach, który ściskał jego żołądek.

Nienawidził tego. Szczerze nienawidził tego, w jakim stanie był i jak potoczyło się jego życie. Bo, wbrew pozorom, kiedyś Hyunjin wcale nie był taki. Kiedyś był zupełnie innym człowiekiem, ale od tamtego momentu minęło zbyt wiele czasu, by chłopak był w stanie przypomnieć sobie, jak było wtedy.

Przynajmniej tak mu się wydawało. W rzeczywistości jeszcze trzy miesiące temu wszystko było zupełnie w porządku... ale dla niego te trzy miesiące trwały trzy lata.

Już dawno stracił poczucie czasu. Tygodnie zlewały mu się w całość. Nie potrafił odróżnić od siebie dni, przez co ciągle gubił się w swoich obowiązkach. Nie widział nawet zbytniej różnicy między dniem a nocą — i tak od razu po szkole zamykał się w swoim pokoju, w którym jedyne okno zawsze było zakryte zasłoną. Zbyt cienką, by w pomieszczeniu zapanował mrok, jednak chłopak nie miał ani siły, ani motywacji, by kupić nową czy zastąpić ją innym kawałkiem materiału.

I, gdyby miał być z kimś w stu procentach szczery, niemal z każdą rzeczą było tak samo, jak z tą zasłoną. Nieważne, o co chodziło, on i tak nie miał siły, by zrobić cokolwiek.

Był żyjącym paradoksem — w końcu jakim cudem ten chłopak, którym był trzy miesiące temu, mógł być tym samym, którym był teraz? To było zbyt nierealne.

A jednak Hyunjin w bolesny sposób dowiedział się, że — tak jak anioł — może upaść i zostać pozbawionym łaski. Choć utracenie całego szczęścia, które posiadał, nie było naturalną koleją rzeczy, a złośliwym zrządzeniem losu, wydawało się być tak normalne, że nawet nie zauważył, kiedy nastąpiło.

Wbrew pozorom trwało to dość szybko. Dwa? Może trzy tygodnie? Nie był w stanie stwierdzić tego dokładnie. Dla niego te kilkanaście dni trwały niemal pół roku. Długie, ciężkie i okropne pół roku.

Gdy kolejnej nocy opowiedział o tym Jeonginowi, ten wyglądał na niewzruszonego, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.

— Więc po prostu zacząłeś się źle czuć? — zapytał starszy, marszcząc brwi w zastanowieniu. W jego głosie było słychać nutkę zawodu.

Hyunjin westchnął głęboko. To wcale nie było „po prostu". Może dla demona, który istniał dziesięć wieków, takie problemy były niewarte niczyjej uwagi, ale dla niego... dla tego osiemnastoletniego chłopaka to był zbyt duży ciężar, by mógł unieść go na plecach.

— To jest trudniejsze, niż może ci się wydawać — mruknął Hwang pod nosem, nie potrafiąc inaczej wyrazić swojego niezadowolenia z tonu głosu swojego towarzysza.

— W takim razie opowiedz o tym. Powiedz, jak to wszystko wygląda — polecił mu Jeongin. — Jaka jest rzeczywistość, którą tylko ty widzisz.

Czy to nie było zabawne? Demon, którego powinien się bać jak antylopa boi się lwa, demon, na widok którego tylu ludzi drżało ze strachu, demon, przed którym od małego przestrzegała go babcia... ten sam demon jako pierwszy i jedyny dał mu możliwość wylania wszystkich żali, które zebrały się w jego kruchym, ludzkim sercu? To brzmiało jak mało śmieszny żart. Paradoks, który był zbyt nierealny, by miał szansę bytu.

A mimo to Hyunjin spędzał kolejną noc na rozmowie z istotą, której celem było doszczętne zniszczenie i pochłonięcie kolejnej wątłej duszy.

Cóż, kiedy był dzieckiem, nie wierzył w opowieści babci i z pewnością nie przywiązywał do nich szczególnej uwagi. Nawet dla kilkuletniego chłopca historia o demonach, które żywiły się ludzką słabością, była bujdą. W dodatku był pewien, że nigdy nie stanie się celem tych nadnaturalnych istot, więc tym bardziej nie przejmował się ostrzeżeniami. Dla niego były to tylko puste słowa.

Parsknął śmiechem. No tak, dostał to, na co zasługiwał. Był zbyt pewien siebie, zbyt pewien, że to nie będzie go dotyczyło, że w końcu właśnie to go spotkało. Życie było czasami wredne w zbyt brutalny sposób. To Hyunjin musiał przyznać.

Wbrew pozorom opowieści o demonach były znane na całym świecie, w mniejszym lub większym stopniu. Oczywiście, młodsze pokolenia często nigdy o nich nie słyszały, ale starsze osoby wciąż pamiętały, jak wysłuchały ich po raz pierwszy. Przerażające historie o istotach, które dopadają człowieka w najgorszych momentach jego słabości, by wykończyć go doszczętnie, a potem przejąć jego wątłe ciało. To z pewnością było coś, co potrafiło zmrozić krew w żyłach małych dzieci.

Tylko dlaczego tak straszny demon wcale nie przerażał Hyunjina? Czy to dlatego, że osiemnastolatek nie posiadał wielu chęci do życia? Być może.

Być może właśnie dlatego nie miał żadnych oporów przed opowiedzeniem Jeonginowi o tym, co powoli zabijało go od środka. I paradoksalnie to było tym, czego potrzebował najbardziej.

***

Nawet samo powracanie myślami do tych momentów z przeszłości było bolesne. Ale najbardziej bolesne i przerażające było to, że wystarczyło, by zamknął oczy i zasnął. Tylko tego było trzeba, by koszmar rozpętał się na nowo.

Nie wiedział, dlaczego złe sny zaczęły go nawiedzać. Jednak wiedział jedno: lepiej było, żeby nie sypiał przez tydzień, niż by przyśniły mu się koszmary.

Co dziwniejsze, kiedy otwierał oczy, nie pamiętał, co mu się śniło. Ale strach, który paraliżował jego ciało, był zbyt wyraźny, by mógł to ignorować. Pot, który zalewał jego ciało, łzy, które moczyły jego poduszkę, płytki oddech, przez który miał wrażenie, że zaraz się udusi — to wszystko było zbyt rzeczywiste.

Ale koszmary były tylko wstępem do tragicznego losu wiecznie roześmianego chłopaka, który nie wierzył, że kiedyś dopadnie go nieszczęście.

Sypiał coraz gorzej. Przez to, jak silne były złe sny, ograniczył czas poświęcany na spanie, ale z tego powodu miał jeszcze mniej energii każdego kolejnego poranka. W końcu przestał mieć siłę, by wstać z łóżka. By robić to, co kiedyś nie było dla niego żadnym wyzwaniem.

Oddalając się od rodziny, przyjaciół, nawet własnych zainteresowań, czuł ogromny ból przeszywający jego serce, a jednocześnie nie czuł nic. Cały ten proces wydawał się dziwnie naturalny, jakby od samego początku właśnie to było mu pisane.

Pogrążając się w czarnych wodach depresji i postępującej bezsenności, pozwalał falom ściągać się na dół, aż na samo dno. Tonął, jednak w odróżnieniu od innych, nie próbował dopłynąć do brzegu. Jego instynkt samozachowawczy już dawno przestał działać.

Nienawidził tego. Naprawdę nienawidził tego, jak szybko i łatwo podporządkował się losowi, porzucając wszystkie marzenia, których kiedyś trzymał się tak kurczowo. Jak poddał się, wiedząc, że nie ma wystarczająco dużo sił, by podjąć jakąkolwiek walkę. By zrobić cokolwiek, żeby chociaż spróbować uratować samego siebie.

— I mimo to nie chcesz walczyć? Chociaż tyle lat swojego życia przeżyłeś szczęśliwie? — zapytał spokojnym głosem Jeongin.

Osiemnastolatek przytaknął powoli.

— Naprawdę jesteś osobliwym człowiekiem, Hyunjin — stwierdził demon, po czym westchnął głośno. — Cóż, muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem kogoś takiego, jak ty.

— A kogo spotkałeś? Co robiłeś przez dziesięć wieków? — spytał chłopak, chcąc nie tylko zmienić temat, ale także dowiedzieć się czegoś więcej o starszym.

— Serio chcesz o tym posłuchać? — Jeongin uniósł brew, a gdy Hwang przytaknął energicznie (a sam fakt, że włożył w tę czynność więcej siły, znaczył wystarczająco dużo), dodał: — Dobrze. Tylko nie zaśnij, kiedy będę opowiadał, bo usiądę ci na klatce piersiowej i będę cię przygniatał, dopóki nie stracisz tchu.

Hyunjin zaśmiał się słabo pod nosem.

Last to fall ⋄ hyunin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz