Rozdział.8.

28 6 15
                                    

„Zaufaj swojemu instynktowi i osądzaj według tego, co powie serce.

Serce nie zdradza" - David Gemmell

          Przez następne cztery dni Emilia przebywała w szpitalu. Marta odwiedzała ją w sali kilka razy dziennie podczas swoich zmian w pracy, a po ich zakończeniu Emilia z trudem pozbywała się jej, aby wróciła do domu i odpoczęła. Jej opiekunka zrobiła się bardzo przewrażliwiona i zadawała tysiące pytań o jej samopoczucie, co denerwowało dziewczynę i wyprowadzało z równowagi, ponieważ nigdy nie wierzyła w jej odpowiedzi i doszukiwała się jakiegoś kłamstwa. Zachowywała się, jakby koniecznie chciała znaleźć u niej jakieś obrażenia, które przedłużyłyby pobyt w szpitalu.

         Mark nie mógł jej pomóc, ponieważ dzień po jej porwaniu musiał wracać do szkoły, wezwany przez własną matkę. Nie zdradził nic więcej, ale jego mina mówiła, że miał duże kłopoty.

Dziewczyna martwiła się o przyjaciela, ale on zadzwonił trzeciego dnia i zapewnił, że skończyło się na długim kazaniu. Jego głos był wesoły jak zawsze. Ich relacja z powrotem stała się silna, stabilna i bliska. Emilia wyjaśniła, dlaczego odcięła się od przyjaciela, co Mark zrozumiał, jednak na jego pytanie, co postanowiła zrobić w związku z wyznaniem Samuela nie potrafiła odpowiedzieć. Myślała o tym w każdej wolnej chwili, kiedy tylko nad głową nie wisiała jej Marta lub upierdliwy lekarz, który nie dawał za wygraną z kilkoma testami pomimo jej kategorycznej odmowy.

           Po czterech takich dobach Emilia marzyła, tylko aby wrócić do swojego łóżka z ciepłą kołdrą i znajomym zapachem kwiatowego płynu do prania. Pragnęła porządnie odpocząć i zebrać myśli. Nie chciała ciągle zwodzić Samuela, jednak nie umiała porozmawiać z nim w cztery oczy. Nie podjęła ciągle konkretnej decyzji, a obawiała się, że przez jego bliskość mogła zbyt pochopnie się do niego zbliżyć.

Wyznał jej prawdę, przez co nie mogła wmawiać sobie, że miała halucynacje spowodowane utratą krwi. Przerażało ją to, bo do tej pory takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach i książkach. W prawdziwym życiu nie było nadprzyrodzonych istot, które panowały nad żywiołami. Za każdym razem kiedy próbowała znaleźć logiczne i realne wyjaśnienie, czuła się jakby ktoś sprzedał jej mentalnego klapsa. A tym kimś była zmarła matka, która nigdy nie negowała rzeczy nadprzyrodzonych.

            W bajkach, które pamiętała tylko skrawkami pojawiał się bohater, który panował na roślinami i potrafił się z nimi kontaktować. Próbowała sobie przypomnieć coś więcej, może wtedy mogłaby zrozumieć kim był Samuel, albo przynajmniej trafić na jakąś poszlakę. Niestety każde próby kończyły się fiaskiem i jej kłującym bólem w skroniach. W podświadomości wiedziała, gdzie mogła znaleźć jakieś informacje i sobie przypomnieć, ale nie miała odwagi znów przekroczyć progu tamtych drzwi. Obawiała się, że tym razem nie zdołałaby się z tego otrząsnąć.

           Spędzała długie i żmudne godziny na rozpamiętywaniu porwania i wyznaniu Samuela, próbując wyciągnąć coś jeszcze z tego, chociaż każdy najmniejszy szczegół rozłożyła na części pierwsze już kilkanaście razy.

            Zmęczona i sfrustrowana z ulgą przyjęła wiadomość lekarza o poniedziałkowym wypisie ze szpitala. Pomimo nalegań Marty, zaczęła się szybko pakować, odliczając godziny do południa, aby uciec z tamtego miejsca jak najdalej. Zmartwioną minę opiekunki prawnej i jej ciągłe wywody o tym, że powinna być na obserwacji jeszcze kilka dni skwitowała tylko machnięciem ręki. Nikt nie mógł jej zmusić do pozostania w tym miejscu przez kolejną dobę, a tym bardziej przez kilka dni. Przez specyficzny zapach sal szpitalnych miała ciągłą migrenę i podrażniony nos. Chciała w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza i wchłonąć pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni. Mdłe jedzenie odebrało jej całkowicie apetyt, a ciągłe wywody lekarza na temat testów wyczerpały jej cierpliwość.

Droga ku niemu (ZAKOŃCZONE)जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें