3.

573 22 24
                                    

! JESTEŚ OSOBĄ WRAŻLIWĄ - NIE CZYTAJ !

- Przyjaźnisz się z nimi? - zapytał, gdy ciągnęłam go przez korytarz.
- Jeżeli przyjaźnią można nazwać, że jedna strona Cię bije, wyzywa, okrada Cię, poniża dzień w dzień, oblewa jogurtem truskawkowym... to tak. - powiedziałam.
- Biją Cię? - zapytał otwierając szeroko oczy.
- Czasem tak Sunoo. - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę schodów.
- Nie powiesz komuś? - wyczułam, że się o mnie martwi. Nie chciałam, żeby tak było... nie mogło tak być...
- Nie zrobią z tym nic, jestem na zbyt niskim szczeblu społeczeństwa. - łzy napłynęły mi do oczu, a on stanął.
- Seulgi tak nie może być. - powiedział i patrzył mi prosto w oczy.
- Ja... - zaczęłam niepewnie.
- Już dobrze. - powiedział i przytulił mnie, a ja się całkowicie rozpłakałam. Płakałam codziennie, ale nigdy w czyiś ramionach, nie otrzymywałam wsparcia od kilku lat.
- My nie możemy... - odsunęłam się od niego, gdy zdałam sobie sprawę jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy już pierwszego dnia.
- Co? - spytał.
- Ja... - zająkałam się i zaczęłam uciekać, przez jakiś czas mnie gonił, jednak odpuścił.

Usiadłam pod schodami w piwnicy szkolnej i zaczęłam płakać, rano odrzuciłam Jihyo, teraz Sunoo... miałam tego dosyć. Odczepiłam żyletkę od kluczy, która na codzień wyglądała jak zwykła ozdobna zawieszka. Zrobiłam jedną, głęboką kreskę na przedramieniu. Krew spływała po mojej ręce i kapała na ziemię. Nienawidziłam siebie i swoich kroków. Nienaiwdziłam wszystkiego co się wiązało z narkotykami. Zaczęłam głośno szlochać, byłam naorawdę żałosna... Gdy zadzwonił dzwonek to wytarłam chusteczką krew, naciągnęłam rękaw bluzy i pobiegłam do klasy.

- Seulgi. - zobaczyłam w klasie Sunoo.
- Odpierdol się. - powiedziałam i poczułam rozpierający ból, który był w moim sercu. Dlaczego MUSIAŁAM taka być dla wszystkich?!
- Zrobiłem coś nie tak? - zapytał i chciał podać mi rękę.
- Przepraszam. - powiedziałam, po czym wyminęłam go siadając na innym miejscu.

Całą lekcję starałam się nie rozpłakać, gdy patrzyłam na Sunoo to on to ignorował. Raz obdarzył mnie tylko poniżającym spojrzeniem. Gdy zadzwonił dzwonek to zerwał się z miejsca i wyszedł z sali, mimo że nauczycielka kazała zostać. Wybiegłam za nim nie zważając na to, że mam zagrożenie z tego przedmiotu.

- Sunoo! - krzyknęłam.
- Czego chcesz? - nie przestawał iść.
- To nie tak jak myślisz, to tak nie wygląda, zaczekaj proszę. - powiedziałam ledwo oddychając. Czułam jak robi mi się ciemno orzed oczami, a obraz zaczął się rozmazywać...
- Seulgi. - powiedział łapiąc mnie w pasie i zapobiegając mojemu zasłabnięciu przy wielu uczniach. - Chodź, wyjdziemy na dwór się przewietrzyć.

Pomógł mi wyjść i usiedliśmy na pobliskiej ławce, kazał mi głęboko oddychać, wyjął i dał mi wodę, i kupił z automatu spod szkoły czekoladę.

- Jedz. - powiedział otwierając ją.
- Nie będę tego jadła. - ledwo ogarniałam co się dzieje.
- Jedz to. - powiedział ostro, a ja zaczęłam kostkę po kostce jeść. - Lepiej? - zapytał.
- Yhm... dziękuję. - powiedziałam i oddałam mu pół tabliczki.

Po chwili zobaczyliśmy wychodzącą paczkę, dziewczyny przy nich skakały i się na nich wieszały. Jednak Jungkook, Jin, Irene i Taehyung patrzyli się na mnie. Olałam to i zaczęłam rozmowę, chciałam mu wszystko wyjaśnić.

- Wiesz kim jestem? - zapytałam oblizując palce z czekolady. Dawno nie miałam w ustach czegoś tak dobrego.
- Nie. - zaśmiał się.
- Moja mama zginęła w wypadku samochodowym i jestem zmuszona mieszkać z ojczymem, który kontynuuje rodzinny biznes od jego strony. Czyli proszki. - powiedziałam próbując wyczuć jego reakcję. Nie podobała mi się, na jego twarz wkradł się grymas, a dłonie zaczęły mu drżeć.
- Narkotyki? - wyglądał na zszokowanego.
- Tak, ja roznoszę je po lekcjach i w nocy, dodatkowo widzisz tego chłopaka w zielonej koszulce? - wskazałam na wysokiego chłopaka, który grał w tutejszej drużynie piłki siatkowej.
- Co z nim? - zapytał.
- Jest najprawdopodobniej pod wpływem amfetaminy. - wzięłam łyk wody.
- Skąd wiesz? - popatrzył na mnie przerażony.
- Spójrz na jego rekę... cała drży, ledwo udaje mu się stać w miejscu, chce się ruszyć. Spójrz też jaki ma przyspieszony oddech, a trening mają dopiero za półtorej godziny. Założę się, że ma podwyższone ciśnienie. Dodatkowo zauważ, wszyscy wokół niego jedzą hot dog'a, czyli ma brak łaknienia. - recytowałam. - Ja narkotyków na szczęście jeszcze w szkole, ani uczniom nie muszę rozdawać.
- Wow. - powiedział.
- Ojczym mnie tego wszystkiego nauczył, nie pozwala mi się z nikim kolegować, spotykać. Mam się skupić na tym pierdolonym biznesie. - powiedziałam i łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
- Nie przejmuj się, nie przeszkadza mi to, na prawdę. - przytulił mnie do siebie.

Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, straciłam całkowicie poczucie czasu. Przy Sunoo czułam się komfortowo, nie musiałam być spięta i uważać na słowa.

- Kurwa. - zerwałam się nagle. - Boże, on mnie zabije.
- Kto? - Sunoo też gwałtownie wstał, nierozumiejąc co się dzieje.
- Ojczym, miałam być 2 godziny temu w domu i wziąć nowy towar... cholera. Zajebie mnie. - powiedziałam i próbowałam spakować rzeczy.
- Jadę rowerem, mogę Cię podrzucić. Będzie zdecydowanie szybciej. - zaproponował.
- Mógłbyś? - zapytałam zapinając plecak, a on skinął głową.

Na początku mieliśmy problem, żeby się usadowić, jednak po chwili już pędzieliśmy przez ulice. Jechałam mocno przytulona do niego co mu na szczęście nie przeszkadzało, bałam się dużych prędkości.

- Zatrzymaj się. - powiedziałam, a on natychmiast to zrobił. - Ojczym nie może się o Tobie dowiedzieć. - powiedziałam i zsiadłam z roweru.
- Jasne. - powiedział.
- Dziękuję Ci bardzo. - powiedziałam i przytuliłam sie do niego.

Spojrzałam mu w jego piękne czekoladowe oczy i cmoknęłam w policzek, a następnie uciekłam szybko znikając za czerwonym kontenerem. Biegłam do domu ile sił w nogach, wbiegłam do bloku i wskakiwałam po schodach.

- Jestem. - powiedziałam i wparowałam zdyszana do domu.
- Nareszcie pizdo jebana. - słyszałam jego ciężkie kroki w moja stronę, był naprawdę wkurwiony. Mam dwie opcje, albo spitolić na Zanzibar i się wygrzewać popijając drinki, albo zostać, i dostać mocny wpierdol... niestety muszę wybrać drugą opcję.
- Odpracuję to, naprawdę. - powiedziałam zrzucając plecak z pleców. - Będę pracowała dzisiaj do 07.00. Tylko proszę nie... - nie zdąrzyłam dokończyć, bo uderzył mnie w z całej siły w policzek, upadłam na podłogę.
- Kurwa co robiłaś? - zapytał i szarpnął mnie za włosy, żebym wstała. Czułam znowu upokorzenie, a zimne łzy spływały po moich ciepłych policzkach...
- Uczyłam się w bibliotece. - skłamałam, a on szarpną mnie za włosy i uderzyłam głową w ścianę. Poczułam przeszywający ból, który przeszedł przez całe moje ciało.
- Rozumiem, że chcesz sie uczyć, ale to Ci kurwa pieniędzy nie da. - pomógł mi wstać z ziemi. - To są pieniądze. - wskazał na skrzynki. Skinęłam głową, mimo że tak w cholerę się z nim nie zgadzałam. Chciałam mu powiedzieć jak ten jego biznesik pieprzy życie szczęśliwym rodzinom, jak niszczy zdrowie nastolatków, że to przez niego jednego dnia widzę ludzi, a następnego są już po drugiej stronie świata przez przedawkowanie...
- Możesz dać mi listę klientów? - spytałam ścierając krew z czoła, które zostało rozcięte, gdy uderzyłam głową o ścianę.
- Masz. - podał mi pogniecioną kartkę.
- Dobra. - powiedziałam czytając nazwiska i ulice klientów.
- Spakowałem już wszystko do twojego plecaka. - podał mi go. - I idź się lepiej przebierz. - spostrzegł plame na bluzie. - Bo wyglądasz okropnie.
- Dzięki. - powiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju. Jak dobrze, że miałam osobno łazienkę.
- Wszystko okay? - zapytał, a ja próbowałam udawać, że nie jestem zdziwiona jego pytaniem. Chuj go to interesowało.
- Tak, wszystko okay. - powiedziałam i zamknęłam drzwi od pokoju.

Przebrałam się w czarne legginsy, a do tego ubrałam czerwoną bluze. Przeczesałam włosy, związałam je w wysoka kitkę, zabrałam plecak, i wybiegłam z domu. Było jeszcze jasno pomimo godziny 19 na początku wiosny. Szłam przez ulicę i dotarłam do pierwszego klienta.

- Kurwa tylko cicho młoda, bo żona i dzieciaki śpią. - powiedział, a ja skinęłam głową, że rozumiem. - Ile? - zapytał.
- 11 tysięcy wonów. - powiedziałam.
- Za ile? - zapytał wyjmując portfel.
- 10 gram amfetaminy. - szepnęłam.
- Okay. - podał mi pieniądze. - A teraz spierdalaj młoda. - trzasnął drzwiami.
- Uważaj, bo obudzisz swoje kochane dzieciaczki. - przewróciłam oczami.

Spacerowałam po ulicach zaglądając do róznych domów i sprzedając proszki. Czasem otwierały młode, samotne kobiety, a czasem mężczyźni z czwórką dzieci, którzy potrzebowali rozluźnienia... Już wracałam do domu, gdy nagle...

- Ej! - usłyszałam za sobą krzyk, ale szłam dalej. - Kurwa stój. - ojczym kazał mi takich ignorować, ale ja...
- Czego?! - wrzasnęłam.
- Grzeczniej. - odwróciłam się, a za mną było trzech mężczyzn. Przęłknęłam głośno ślinę.
- Ile bierzesz za godzinę? - zapytał drugi.
- Biorę na minuty. - udawałam pewną siebie.
- Ty szmato pierdolona. - podbiegł do mnie chcąc mnie uderzyć w twarz, jednak go przerzuciłam.

Następnie rzuciło się na mnie dwóch pozostałych, walczyłam z nimi dzielnie, na koniec jeden uderzył mnie w nos i spierdolili. Upadłam na ziemię z przemęczenia, a do domu zdołałam się ledwo doczołgać na szczęście z resztką towaru w plecaku. Czołgając się plułam krwią na około...

:))

Kim Taehyung - Destroy drugs!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz